"Dopiero po zestrzeleniu samolotu stwierdziliśmy, że należał on do Turcji. Zapewniam, że gdybyśmy wiedzieli to wcześniej, na pewno do tego by nie doszło" - powiedział Asad w wywiadzie dla stambulskiego dziennika, opublikowanego we wtorek.

"Samolot leciał w korytarzu powietrznym naruszonym w przeszłości trzykrotnie przez lotnictwo izraelskie. Wojsko go zestrzeliło, ponieważ nie widzieliśmy go na naszym radarze i ponieważ nie otrzymaliśmy informacji" - tłumaczył prezydent Syrii, przeciwko któremu od połowy marca zeszłego roku trwa powstanie.

"Oczywiście byłbym rad, gdyby to był samolot izraelski" - dodał.

Spytany, czy napięcia między Syria i Turcją mogą doprowadzić do wojny, Asad odpowiedział: "Nie pozwolimy, aby napięcia przeistoczyły się w otwartą walkę między obu krajami, co byłoby szkodliwe dla każdego z nich".

Zaznaczył, że Syria nie zgromadziła i nie zgromadzi swojego wojska wzdłuż granicy z Turcją bez względu na działania podjęte przez turecki rząd Recepa Tayyipa Erdogana.

Nie wiadomo, kiedy wywiad został przeprowadzony. Asad odnosi się w nim do międzynarodowego spotkania w Genewie na temat Syrii, które odbyło się w sobotę pod auspicjami wysłannika ONZ i Ligi Arabskiej do Syrii Kofiego Annana.

22 czerwca Syryjczycy zestrzelili turecki samolot wojskowy. W następstwie tego incydentu Ankara rozmieściła broń przeciwlotniczą wzdłuż granicy z Syrią i ogłosiła, że potraktuje każdy ruch syryjskich sił w pobliżu wspólnej granicy jako bezpośrednie zagrożenie.

W związku z zestrzeleniem tureckiej maszyny Turcja poprosiła o pilne posiedzenie ambasadorów Sojuszu Północnoatlantyckiego, którego jest członkiem. Po posiedzeniu NATO ostro potępiło zestrzelenie myśliwca; po konsultacjach uznało, że na razie będzie bacznie śledzić rozwój wydarzeń na granicy syryjsko-tureckiej.