Jacek Paszkiewicz od wielu miesięcy uchyla się od spłaty 185 tys. zł prywatnego długu - donosi "Super Express". Co więcej, aby uciec przed komornikiem, według gazety wykorzystuje swoją pozycję prezesa Narodowego Funduszu Zdrowia. Paszkiewicz zapowiada pozew.

"Super Express" dotarł do listu, który wierzyciel Paszkiewicza wysłał do premiera Donalda Tuska z prośbą o interwencję w tej sprawie.

W październiku 2010 roku prezes NFZ, po rozwodzie z żoną Ewą, zawarł przed sądem rejonowym ugodę przy podziale majątku. Stał się tym samym właścicielem działki położonej w gminie Szemud (woj. pomorskie), którą do tej pory współdzielił z żoną. W zamian w ciągu ośmiu miesięcy Paszkiewicz miał zapłacić swojej byłej już żonie 165 tys. zł.

Komornik zaczyna działać

Prezes NFZ nie zapłacił byłej żonie nawet złotówki, dlatego dług przejęła firma z Wałbrzycha Consultus Indos. Kiedy nowy wierzyciel poinformował Paszkiewicza o nabyciu długu, ten pozbył się działki. W lipcu 2011 r. na mocy aktu notarialnego Paszkiewicz sprzedał nieruchomość swojej wieloletniej bliskiej przyjaciółce, a jednocześnie podwładnej, szefowej mazowieckiego oddziału NFZ Barbarze Misińskiej.

Jak zauważa "Super Express", ta umowa budzi wątpliwości. Paszkiewicz sprzedał bowiem nieruchomość poniżej wartości, jaką ustalił podczas ugody z żoną. Co więcej, zgodził się przyjąć zapłatę w 120 ratach po 2333 złote.

Nie mogąc odzyskać długu, firma windykacyjna, po uzyskaniu klauzuli wykonalności nakazującej niezwłoczną zapłatę całości zadłużenia, zgłosiła się w sprawie Paszkiewicza do komornika, który pod koniec 2011 roku przystąpił do egzekucji długu.

Dług Paszkiewicza wynosi już 185 tys. zł

14 grudnia do centrali Narodowego Funduszu Zdrowia trafiło pismo komornika żądające zajęcia wynagrodzenia Paszkiewicza. W odpowiedzi NFZ poinformował, że dzień wcześniej prezes NFZ, na swój wniosek, dostał w gotówce 95 proc. zaliczki na poczet grudniowego wynagrodzenia. Pod decyzją o wypłacie pensji Paszkiewicza podpisała się główna księgowa funduszu. Za tą decyzję komornik ukarał ją grzywną 500 zł. Jak podaje "Super Express", w uzasadnieniu komornik podał, że urzędniczka "zaniechała czynności z zajęciem wynagrodzenia, nie dokonała potrąceń".

Te działania nie zmusiły jednak prezesa NFZ do zapłacenia długu. Pensja Paszkiewicza nadal nie trafiała do wierzyciela. Pod pismem odmawiającym komornikowi zapłaty w imieniu NFZ podpisał się sam prezes Paszkiewicz. W tej sprawie firma windykacyjna złożyła już cztery pozwy do Sądu Rejonowego w Warszawie.

Tymczasem dług szefa NFZ z odsetkami wynosi już 185 tys. zł. Dlatego też wierzyciel wysłał list do Donalda Tuska z prośbą o interwencję. "Lekceważenie przez Narodowy Fundusz Zdrowia oraz prezesa Jacka Paszkiewicza obowiązującego prawa nie powinno być w państwie prawa tolerowane. Działania te naruszają dyscyplinę finansów publicznych i prowadzą do braku zaspokojenia roszczeń" - pisze w nim adw. Piotr Strupczewski, a cytuje go "Super Express".

Paszkiewicz zapowiada pozew

Komentując artykuł "Super Expressu", Paszkiewicz w "Sygnałach dnia" Programu Pierwszego Polskiego Radia stwierdził, że tekst ten wpisuje się w "dość konsekwentnie rozwijaną" przez "Super Express" kampanię "negatywnego PR" wobec niego i instytucji, którą reprezentuje.

"Generalnie to są moje prywatne sprawy" - zaznaczył Paszkiewicz. "Ta gazeta od czterech lat nie napisała słowa prawdy na temat NFZ, czy mnie lub przekazywała zmanipulowane dane" - dodał.

Prezes NFZ zapowiedział, że sprawa znajdzie swój finał w sądzie.