Nawet 16 Afgańczyków zginęło lub doznało obrażeń, gdy zaczął do nich strzelać amerykański żołnierz w południowej prowincji Kandahar - podały w niedzielę lokalne władze. Wojskowy został aresztowany, a śledztwo prowadzą wspólnie siły USA i Afgańczycy.

Żołnierz z nieznanych powodów przed świtem w niedzielę otworzył ogień do afgańskich cywilów. "Od 10 do 16 ludzi zostało zabitych lub rannych" - powiedział agencji AFP rzecznik gubernatora prowincji Kandahar, która jest uznawana za bastion talibów. Rzecznik dodał, że w drodze na miejsce zdarzenia jest delegacja składająca się z funkcjonariuszy policji, lokalnych władz i dowodzonych przez NATO Międzynarodowych Sił Wsparcia Bezpieczeństwa (ISAF) w Afganistanie.

Agencje nadal podają sprzeczne informacje dotyczące liczby ofiar zamachu - według Reutera zginęło 15 osób, EFE pisze o 17 zabitych. Hiszpańska agencja podaje też, że wśród ofiar są kobiety i dzieci. Według kilku źródeł wojskowych amerykański żołnierz, który był sprawcą zamachu przeszedł załamanie nerwowe - dodaje EFE.

Gubernator prowincji powiedział w telefonicznej rozmowie z agencją AP, że są zabici i ranni, ale nie dysponuje szczegółowymi szacunkami. Z kolei jeden z mieszkańców wioski Akozai, w której doszło do ataku, powiedział, że 16 ludzi zginęło, gdy amerykański wojskowy wtargnął do trzech domów i zaczął strzelać.

Ministerstwo spraw wewnętrznych w Kabulu wydało komunikat, w którym potępia zamach i zapowiada, że atak będzie przedmiotem dogłębnego śledztwa.

Natomiast resort obrony poinformował, że jego szef "jest zszokowany i głęboko zasmucony zabiciem 15 niewinnych cywilów przez siły koalicji" - głosi komunikat ministerstwa.

Siły ISAF potwierdziły w komunikacie, że żołnierz USA został umieszczony w areszcie "w związku z incydentem, który spowodował cywilne ofiary", ale nie podały żadnego bilansu. W komunikacie ISAF wyraził "głębokie ubolewanie z powodu incydentu".

Wcześniej rzecznik ISAF kapitan Justin Brockhoff mówił, że do strzelaniny nie doszło ani w bazie NATO, ani amerykańskiej, ale nie przekazał żadnych innych informacji o okolicznościach zdarzenia. Nie wiadomo też, czy sprawca znał ofiary.

Żołnierz jest obecnie przetrzymywany w bazie NATO, a śledztwo w jego sprawie prowadzą siły amerykańskie we współpracy z władzami afgańskimi - powiedział Brockhoff. Zaznaczył, że poszkodowani Afgańczycy otrzymali pomoc w natowskich obiektach medycznych.

Rzecznik talibów wydal oświadczenie, w którym twierdzi, że zabitych zostało 45 osób, a atak nie był dziełem tylko jednej osoby - podaje EFE, podkreślając, że talibowie często podają w takich sytuacjach zawyżone dane o ofiarach.

Do ostrzelania cywilów przez żołnierza doszło po tygodniach napięć między siłami USA a afgańskimi władzami w następstwie spalenia ksiąg Koranu w amerykańskiej bazie. Mimo przeprosin ze strony USA w Afganistanie doszło do gwałtownych antyamerykańskich protestów, w wyniku których zginęło ok. 30 ludzi. W serii działań odwetowych ze strony członków afgańskich sił śmierć poniosło sześciu żołnierzy USA.

Niedzielny atak pogłębi jeszcze poważny kryzys w relacjach miedzy Waszyngtonem a Kabulem - pisze Reuters.