Turystyka aborcyjna przybrała taką skalę, że kliniki w Holandii czy Niemczech uruchamiają polskojęzyczne infolinie oraz strony internetowe.
Feministki i lewica otwierają nowy front walki o legalizację aborcji: chcą udowodnić, że obecny zakaz przerywania ciąży jest fikcją.
Pod koniec sierpnia organizują w Sejmie tzw. wysłuchanie obywatelskie na temat turystyki aborcyjnej. O Polkach dokonujących aborcji za granicą będą opowiadać lekarze z Holandii, Austrii i Wielkiej Brytanii. Przyjadą na zaproszenie Wandy Nowickiej, szefowej Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, oraz Marka Balickiego, ministra zdrowia w rządzie SLD.

Dzwonię w sprawie aborcji...

Trudno dokładnie oszacować skalę turystyki aborcyjnej. Według brytyjskiego „The Sun” tylko w 2007 roku do Wielkiej Brytanii przyjechało 10 tysięcy Polek, by usunąć ciążę. W polskich mediach pojawiały się informacje o 30 tysiącach. Źródłem tych wyliczeń miała być Federacja Nowickiej, ale ona sama w rozmowie z „DGP” twierdzi, że nie dysponuje twardymi danymi. Oficjalnych statystyk nie ma, bo w europejskich klinikach nikt nie pyta kobiet o narodowość.
– Ale to zjawisko powszechne – zapewnia Nowicka.
Jej słowa potwierdzają lekarze pracujący za granicą. Zadzwoniliśmy do niemieckiej kliniki w Prenzlau, niedaleko Szczecina.
– Jestem z Polski, dzwonię w sprawie aborcji – zaczynam rozmowę z lekarzem. Nie próbuję nawet ukrywać, że jestem dziennikarką. Nie jest to zresztą potrzebne. – Dla Polek aborcja w Niemczech jest legalna na takich samych zasadach jak dla Niemek, czyli do 12. tygodnia i po konsultacji z psychologiem, która musi się odbyć najpóźniej trzy dni przed zabiegiem – informuje dr Janusz Rudziński, który pracuje w Prenzlau. Działa tam polska infolinia. Każdego dnia odbiera 20 – 30 telefonów od Polek. – Zainteresowanie wzrasta od jakichś dwóch lat, być może wtedy w Polsce zrobiło się głośno o możliwości dokonania zabiegu za granicą – wyjaśnia dr Rudziński. Polka, która chce dokonać aborcji w tamtejszej klinice, musi zapłacić 410 euro (ok. 1600 zł).
W Holandii ciążę usuwa się do 24. tygodnia. Tam trzeba zapłacić 600 euro (2400 zł).

Za darmo po ubezpieczeniu

Kobiety wolą wyjechać za granicę, bo – jak twierdzi Nowicka – tam nie czują się jak przestępczynie. Poza tym zabieg jest legalny i w razie komplikacji nie obawiają się prosić o pomoc. A nielegalny zabieg w Polsce i legalny w Holandii to porównywalny koszt.
W Niemczech czy Holandii aborcja jest darmowa jedynie dla tych Polek, które mają numer ubezpieczenia zdrowotnego, czyli są legalnie zatrudnione. A o to nie jest łatwo.
To dlatego najczęstszym kierunkiem turystyki aborcyjnej Polek jest Wielka Brytania. Tam o ubezpieczenie najłatwiej. Aborcję wykonuje się do 24. tygodnia. Koszt od 500 do nawet 1,5 tysiąca funtów. Polki znalazły jednak na to sposób: po przyjeździe do Anglii zatrudniają się np. jako kelnerki, już nazajutrz odbierają numer ubezpieczenia.
Z wyliczeń BPAS – brytyjskiej organizacji, która finansuje niemal połowę aborcji na Wyspach w ramach ubezpieczenia – Polki stanowią aż 80 proc. cudzoziemek usuwających ciążę.
W Polsce prawo dopuszcza przerwanie ciąży jedynie w trzech przypadkach: gdy jest ona wynikiem gwałtu, zagraża zdrowiu lub życiu matki albo istnieje duże prawdopodobieństwo nieodwracalnego upośledzenia płodu. Oficjalnie w Polsce przeprowadza się tylko 500 takich zabiegów.