Ich nazwisk prawie nie widać w nekrologach zamieszczanych w gazetach. Jeśli już się pojawiają, to najczęściej z ogólną wzmianką „rodziny katyńskie”. Ich śmierć to cios dla tego środowiska.
Rodziny Katyńskie od lat walczyły, by pamięć o jeńcach pomordowanych w lasach Katynia, Charkowa (dzisiejsza Ukraina) i Miednoje przetrwała. Zginęli, lecąc na uroczystości oddania kolejnego hołdu dla swoich najbliższych, zabitych w 1940 r. przez NKWD. W 70. rocznicę mordu katyńskiego śmierć synów, córek czy wnuków poległych oficerów została przyćmiona tragedią najważniejszych osób w państwie. Ich przyjaciele i współpracownicy z organizacji mówią: bez nich już nic nie będzie takie samo. I nie wiedzą, czy w ogóle będzie jakkolwiek.

Ofiara nie pójdzie na marne

W katastrofie pod Smoleńskiem zginęła Teresa Walewska-Przyjałkowska. – Najpierw był szok. Jak damy sobie radę bez niej? Ale ta ofiara nie pójdzie na darmo. Minie żałoba i już wiemy, że musimy się zmobilizować i podnieść. Będziemy kontynuować pracę naszej małej fundacji – mówi „DGP” Anna Pietraszek z Fundacji Golgota Wschodu. Walewska-Przyjałkowska wiozła ze sobą obraz Matki Boskiej Katyńskiej. Chciała go postawić na ołtarzu podczas uroczystości. Obraz spłonął. Ona zginęła. Golgota Wschodu formalnie nie jest stowarzyszona w Federacji Rodzin Katyńskich. Ale ma szczególne miejsce w tym środowisku. Założył je ks. prałat Zdzisław Peszkowski, wieloletni i bardzo zasłużony kapelan rodzin katyńskich, były więzień obozu w Starobielsku. – Po jego śmierci w 2007 roku na mocy testamentu przejęłyśmy prowadzenie tej fundacji. Teresa była niezwykle energiczna. Nie będzie nam bez niej łatwo. Zwłaszcza że finansowo stoimy bardzo słabo – wspomina Pietraszek. I dodaje, że dopiero co udało się fundacji przygotować do druku ostatnią książkę ks. Peszkowskiego. Opowiada o pielgrzymkach Jana Pawła II do Stanów Zjednoczonych i jego kontaktach z tamtejszą Polonią. Organizatorem tych spotkań był właśnie ks. Peszkowski. – Mamy już nawet zaprojektowaną okładkę, niestety nie zdążyłyśmy znaleźć wydawnictwa, które by ją wydało – mówi Anna Pietraszek.
Teresę Walewską-Przyjałkowską często można było spotkać w kościele Ojców Jezuitów przy ul. Rakowieckiej w Warszawie. Znajduje się tam muzeum św. Andrzeja Boboli, zamordowanego na Polesiu przez Kozaków w połowie XVII wieku. To jeden z patronów Polski i postać niezwykle istotna w relacjach z Rosją. Jego zmumifikowane ciało przetrzymywano w latach dominacji sowieckiej w muzeum antropologicznym jako eksponat.



Bohater katyńskiego pomnika

Brat Stefana Melaka, prezesa Komitetu Katyńskiego, poleciał wczoraj do Moskwy, by rozpoznać ciało. Stefan Melak przez rodziny katyńskie był uznawany za bohatera. Zasłynął postawieniem pomnika katyńskiego na warszawskich Powązkach. Było to 31 lipca 1981 r., czyli w głębokim PRL, kiedy prawda na temat tej zbrodni była ukrywana. Pomnik był z granitu i ważył kilka ton. Mimo to już po kilku godzinach został usunięty przez ówczesne władze0 po interwencji ambasady radzieckiej. Udało się go odzyskać dopiero w 1989 r. Ponownie stanął w tym miejscu dopiero w 1995 r. – Teraz zbierają się pod nim przyjaciele, by pożegnać Stefana – mówi „DGP” Izabela Erhardt, córka oficera zamordowanego na Wschodzie. Wspomina, że Stefan Melak był historykiem i robił dużo, by historię odkłamywać. – Miał swoją siedzibę w tzw. wieży przy kościele św. Anny i tam w piątki odbywały się spotkania historyczno-patriotyczne – mówi Erhardt.

Syn zamordowanego oficera

Pod Smoleńskiem zginął także prezes Federacji Rodzin Katyńskich Andrzej Sariusz-Skąpski. – To nieodżałowany człowiek. Ciepły, serdeczny, znakomity organizator – wspomina go Danuta Malonowa, szefowa stowarzyszenia Rodzin Katyńskich z Lublina. Rozumieli się znakomicie. Też był synem oficera zamordowanego w Katyniu. Jego zasługą jest decyzja szefa MON Bogdana Klicha, by muzeum katyńskie zostało umieszczone w Cytadeli. – Nasza działalność zaczęła być zauważana. Dostaliśmy medal od rzecznika praw obywatelskich Janusza Kochanowskiego. Sejm przyjął przez aklamację, że 13 kwietnia jest Dniem Ofiar Katyńskich – wspomina Malonowa. Wszyscy chcieli, by Sariusz-Skąpski był prezesem przez kolejną kadencję. Nie wyobrażali sobie nikogo innego na tym stanowisku. On się wzbraniał. W sobotę pod Smoleńskiem okazało się, że nie tylko ta organizacja musi szukać nowego prezesa.