Po przesłuchaniu premier powiedział dziennikarzom, że jest przekonany, iż jego "wyjaśnienia mogą pomóc komisji i wszystkim zainteresowanym, aby sprawę wyjaśnić do końca". "Nie mam poczucia, abym był jakoś szczególnie represjonowany. Niektóre pytania i zachowania mogły być męczące, ale taka praca. Nie będę narzekał" - dodał Tusk.
Pierwsze starcie
Przed komisją śledczą doszło do pierwszego ostrzejszego starcia premiera ze śledczymi z opozycji po ponad 3 godzinach przesłuchań. Posłanka Kempa zarzuciła Tuskowi rozbieżności między zeznaniem a złożonymi wcześniej pisemnymi wyjaśnieniami. Po ich odczytaniu posłanka przyznała się do błędu i przeprosiła premiera.
Po odczytaniu fragmentu stenogramu czwartkowego przesłuchania premiera Beata Kempa (PiS) przeprosiła Donalda Tuska za to, że wcześniej utrzymywała, iż powiedział on, że notatka wiceministra finansów Jacka Kapicy z lipca 2008 r. była poufna. Premier zapewniał, że takiego sformułowania nie użył.
Chodziło o fragment przesłuchania dotyczący notatki sporządzonej przez Kapicę 28 lipca 2008 r. Premier mówił, że latem 2008 roku - pojawiły się publikacje, które "robiły szum wokół projektu zmian w ustawie hazardowej" i "w sposób fundamentalny zaatakowały to, co się dzieje".
Jak mówił, zwrócił się do ówczesnego szefa swego gabinetu politycznego Sławomira Nowaka, by poprosił wiceministra Kapicę o informacje, "czy wszystko jest z ustawą tak, jak tego oczekuje minister finansów".
Pytany przez Kempę, czy czytał notatkę sporządzoną przez Kapicę z 28 lipca 2008 r., odparł, że na pewno zapoznał się z konkluzją tej notatki. "Kiedy proszę o przekazanie informacji od któregoś z moich współpracowników, to często wystarcza mi informacja ustna "wszystko jest w porządku" - powiedział.
"Nie wykluczam, że w tym przypadku minister Nowak przekazał mi oprócz tej notatki, która uzyskała później obieg urzędowy, bo ona przecież nie była poufna, trafiła na pewno do kancelarii, podejrzewam, że także do Komitetu Stałego Rady Ministrów, chociaż nie sprawdzałem tego. Natomiast od ministra Nowaka uzyskałem tylko odpowiedź, która brzmiała mniej więcej w taki sposób, jak sądzę, bo jest to rekonstrukcja na podstawie dokumentów, że z punktu widzenia ministra finansów wszystko jest w porządku" - powiedział premier.
W tym momencie doszło do zamieszania, a potem krótkiej przerwy w obradach, po tym, gdy Kempa stwierdziła, że Tusk określił notatkę jako poufną. Premier zdecydowanie zaprzeczył. Kempa utrzymywała jednak, że tak było.
Ostatecznie Tusk poprosił o przerwę i odsłuchanie jego wypowiedzi, gdyż - jak zaznaczył - jest w 100 proc. pewien, że nie użył takiego sformułowania, zeznaje pod przysięgą, a posłanka PiS podważa w tym momencie jego wiarygodność.
Po przerwie szef komisji Mirosław Sekuła (PO) odczytał stenogram wypowiedzi premiera, sporządzony po jej odsłuchaniu, gdzie w kontekście notatki padają słowa, że "ona przecież nie była poufna". "Wszelkie wątpliwości zostały wykluczone" - podsumował.
Wtedy Kempa - zwracając się do premiera - powiedziała, że absolutnie nie miała na celu wprowadzenie go w błąd. "Bardzo przepraszam" - powiedziała posłanka PiS. Skarżyła się przy tym m.in. na dość słabą akustykę w sali, w której odbywa się przesłuchanie i dość duży poziom zmęczenia posłów komisji śledczej.
Jednocześnie dodała uwagę, że sytuacja ta pokazuje, iż dzięki premierowi można mieć stenogram z przesłuchania "w jednej chwili", gdy tymczasem sejmowi śledczy na stenogramy poprzednich przesłuchań - np. b. wicepremiera Grzegorza Schetyny, który zeznawał w środę - potrzebne przy spotkaniu z premierem będą mieli dopiero za kilka dni.
Premier - odnosząc się do całej sytuacji - powiedział m.in., że "to nie jest kwestia technicznej słyszalności", tylko elementarnego zaufania do siebie. Dodał, że źle by było, gdyby (sejmowi śledczy i świadkowie) podważali co chwilę swą wiarygodność.
Odnosząc się do notatki Kapicy, premier powiedział ponadto, że "na tle relacji prasowych brzmiała uspokajająco, że wszystko idzie w stronę, w którą wyobrażał sobie minister finansów", "prace biegną tak, jak miały biec, Komitet Stały kończy pracę, a to, co budzi największe emocje, czyli dopłaty, są utrzymane".
W swojej notatce wiceminister finansów informował premiera, że 17 lipca 2008 roku projekt zmian w ustawie hazardowej był przedmiotem obrad Komitetu Stałego Rady Ministrów. Dzień później - jak pisał Kapica - do resortu finansów wpłynęła uwaga Ministerstwa Gospodarki, że poszerzenie katalogu gier objętych dopłatami "może pogorszyć warunki ekonomiczne tej działalności". Kapica podkreślił jednak w notatce, że uważa za zasadne "utrzymanie w projekcie ustawy regulacji dotyczących dopłat".
Przesłuchanie nie zaczęło się od swobodnej wypowiedzi premiera
Szef rządu - jak mówił na wtorkowej konferencji prasowej - cały dzisiejszy dzień przeznaczył do dyspozycji sejmowych śledczych, bo spodziewa się, że "komisja sobie nie odpuści".
Premier Donald Tusk zrezygnował ze swobodnej wypowiedzi przed sejmową komisją śledczą ds. "afery hazardowej". Posłowie przystąpili do zadawania mu pytań.
Pierwszy miał pytać Franciszek Stefaniuk (PSL), ale poinformował, że na razie z tego rezygnuje - zapowiedział, że zada pytania premierowi w kolejnych turach pytań.
Beata Kempa (PiS) spytała Tuska o powody dymisji b. wicepremiera, szefa MSWiA Grzegorza Schetyny. Premier odpowiedział, że decyzja ta nie wynikała z utraty zaufania, czy wątpliwości co do roli Schetyny (w kontekście tzw. afery hazardowej).
Tusk podkreślił, że w jego ocenie, fakt że z funkcji szefa klubu PO odszedł wtedy Zbigniew Chlebowski wymagał decyzji stricte politycznej - chodziło o wzmocnienie klubu. I taką decyzję - dodał premier - podjął w odniesieniu do Schetyny (który został nowym szefem klubu Platformy).
Dopytywany, czy to był jedyny motyw, Tusk odpowiedział, że "to był motyw podstawowy".
Tusk - jest sprawa hazardowa
Premier Donald Tusk powiedział, że rezygnacja Zbigniewa Chlebowskiego i dymisja Mirosława Drzewieckiego świadczą o tym, że "mamy do czynienia ze sprawą hazardową".
"Mnie sformułowanie "afera hazardowa" nie przeszkadza. Przez wiele tygodni, wiele gorszących aspektów i zachowań różnych ludzi, różnych, w tym urzędników państwowych, pozwala na używanie tego typu sformułowania" - powiedział szef rządu, odpowiadając na pytanie Beaty Kempy (PiS), czy w świetle dymisji, których dokonał w październiku 2009 r., uważa, że była "afera hazardowa".
Kempa pytała o powody dymisji wicepremiera Grzegorza Schetyny, ministra sportu Mirosława Drzewieckiego, czy wiceministra gospodarki Adama Szejnfelda po ujawnieniu "afery hazardowej".
Tusk powiedział, że niektóre z nich nie miały bezpośredniego związku z jego brakiem zaufania do tych osób w związku z aferą. Jak zaznaczył, takich stricte politycznych decyzji wymagała sytuacja jego rządu i klubu.
Podkreślił, że decyzje o dymisjach były wynikiem analizy co jest lepsze dla Polski i dla rządu. "Te decyzje podejmuję na własną odpowiedzialność" - dodał.
Premier zaznaczył też, że te dymisje dotyczyły "pakietu osób", które w jego ocenie przez długi czas będą "czasowo i emocjonalnie zaangażowane w tę sprawę i z tego tytułu nie będą sprawnymi ministrami".
Premier: Kamiński nie mówił o przestępstwie
Premier Donald Tusk zeznał przed komisją śledczą, że ówczesny szef CBA Mariusz Kamiński nie mówił o przestępstwie w czasie spotkania 14 sierpnia 2009 r., na którym informował go o zaangażowaniu polityków PO w proces legislacyjny noweli ustawy hazardowej.
Tusk powiedział, że mimo iż analiza CBA - w której znalazły się informacje o rozmowach biznesmenów z branży hazardowej z ówczesnym ministrem sportu Mirosławem Drzewieckim i ówczesnym szefem klubu PO Zbigniewem Chlebowskim - trafiła do Kancelarii Premiera 12 sierpnia, dla niego cała sprawa zaczyna się dwa dni później. 14 sierpnia szef rządu spotkał się z Kamińskim.
Jak zaznaczył, od szefa CBA otrzymał informację o charakterze niestandardowym, bo zawierała ona bulwersujące fragmenty, z których mogło wynikać, że Drzewiecki i Chlebowski angażowali się w prace nad nowelą ustawy hazardowej w sposób co najmniej dwuznaczny. "Z tej analizy, z tego materiału wynikało jednoznacznie, że jest to sposób naganny i budzący wątpliwości" - podkreślił szef rządu.
"Informacja od pana Mariusza Kamińskiego - zgodnie z jego sformułowaniami - jest informacją o tym, że stwierdził w czasie operacji jakie prowadził, te naganne zachowania, ale że w tej sprawie nie ma materiałów, które upoważniałyby go do doniesienia do prokuratury, a więc nie informuje mnie o popełnieniu przestępstwa, tylko informuje mnie o złych zdarzeniach" - oświadczył Tusk.
Jak dodał, sytuacja, w której szef służby informuje go o takich zdarzeniach, swoją informację opatruje "soczystymi" fragmentami podsłuchów, a jednocześnie mówi, że póki co, nie ma znamion przestępstwa wystarczających, aby złożyć doniesienie do prokuratury, wydawała mu się nietypowa.
Premier zaznaczył, że w związku ze stwierdzeniem, że sprawa nie nadaje się do prokuratury, powstało zasadnicze pytanie, "to co z tym dalej?". "Rekomendacja pana Mariusza Kamińskiego" - relacjonował szef rządu - "była czytelna, ale nie precyzyjna".
"Szef CBA stwierdził, że jako szef służby oczekiwałby od premiera działania na własną rękę, w tym przede wszystkim zabezpieczenia procesu legislacyjnego. "Tę rekomendację przyjąłem z dobrą wiarą" - dodał Tusk.
Tusk: postępowanie Kamińskiego budziło wątpliwości
Premier Donald Tusk ocenił, że zachowanie ówczesnego szefa CBA Mariusza Kamińskiego w sprawie "afery hazardowej" budziło wątpliwości, a rekomendacje, jakie formułował wobec niego jako szefa rządu były niestandardowe.
"Miałem wrażenie, że pewne podejście do rzeczywistości każe szefowi CBA wierzyć, że głównym zadaniem premiera jest zastąpić prokuraturę, kontynuując pracę CBA, a najlepiej jeszcze aparatury podsłuchowej" - mówił Tusk w czwartek przed hazardową komisją śledczą, wspominając spotkanie z Kamińskim z 14 sierpnia 2009.
Wcześniej szef rządu powiedział, że na tym spotkaniu Kamiński "stwierdził, że jako szef służby oczekiwałby od premiera działania na własną rękę, w tym przede wszystkim zabezpieczenia procesu legislacyjnego".
Tusk podkreślił, że nie jest rolą szefa rządu zastępowanie służb, nawet po otrzymaniu takiej informacji i w związku z tym, że "szef służby mówi: +ja już więcej nic nie mogę zrobić+". Zdaniem Tuska, na tym polega "niestandardowość" sytuacji, w jakiej się znalazł po rozmowie z Kamińskim.
W ocenie premiera, postępowanie ówczesnego szefa CBA budziło wątpliwości. "W sytuacji z CBA, obok głębokiego wrażenia, że sprawa domaga się wyjaśnienia, zrodziło się uczucie, że znalazłem się w sytuacji nietypowej. To poczucie się potęgowało z dnia na dzień" - powiedział szef rządu.
Aby wyjaśnić to poczucie, iż sytuacja w jakiej znalazł się po rozmowie z Kamińskim jest nietypowa, premier przywołał sytuację, w której szef innej ze służb specjalnych poinformował go o spodziewanym zatrzymaniu prezesa ZUS.
"Pytałem szefa służby, czy mam podjąć jakieś działania (...) Mówił, że nie oczekuje ode mnie żadnych działań, a dyskrecja jest skuteczną metodą działania" - podkreślił premier.
Jak zaznaczył, w konsekwencji tego, że sprawa była w pełnej dyskrecji, nie pojawił się problem afery polityczno-przeciekowej, a sprawa z prezesem ZUS doczekała się wstępnego finału. "Bez żadnego istotnego uszczerbku z punktu widzenia państwa przeprowadzono profesjonalnie operację w relacjach szef służby-premier" - ocenił Tusk.
Jak dodał, w związku z informacją o prezesie ZUS nie miał poczucia, że szef służby ma jakąś drugą intencję, a jego działanie wskazuje na "jeszcze coś". "Miałem poczucie, że każdy wypełnia swoje zadania tak jak powinien" - powiedział Tusk.
We wrześniu ub.r. ABW zatrzymała prezesa ZUS Sylwestra R. Później usłyszał on sześć zarzutów dotyczących łapownictwa i czerpania korzyści majątkowych w związku z pełnioną funkcją.
Tusk: nie miałem wrażenia, że Kamiński mnie testuje
Premier Donald Tusk powiedział przed komisją śledczą, że na spotkaniu 14 sierpnia 2009 r. nie miał wrażenia, że ówczesny szef CBA Mariusz Kamiński go testuje. Zaznaczył, że zdawał sobie sprawę, iż po tym spotkaniu ma do wykonania niezwykle trudne zadanie.
Tusk był pytany o wypowiedź Kamińskiego, który powiedział przed komisją śledczą, że przedstawiając premierowi 14 sierpnia analizę dotyczącą kontaktów biznesmenów z branży hazardowej z politykami PO w sprawie projektu nowelizacji tzw ustawy hazardowej, chciał "przetestować premiera".
Zdaniem szefa rządu, było to sformułowanie zaskakujące. "Niezależnie od tego, jak nieprzemyślana albo niewłaściwa jest tego typu wypowiedź, gdyż fatalnie redefiniuje rolę szefa służby specjalnej w państwie, bo z całą pewnością szef służby specjalnej czy to jest CBA, czy ABW nie ma znaczenia, nie jest od tego, aby testować premiera, czy się nadaje na to stanowisko, czy nie i czy nadaje się na przywódce politycznego" - uważa Tusk.
Premier powiedział jednak, że na spotkaniu 14 sierpnia nie miał wrażenia, że ówczesny szef CBA go testuje.
Tusk podkreślił, że sposób zachowania Kamińskiego, materiał, jaki mu dostarczył, rekomendacje i wszystko to, co o nim wiedział, powodowało, że od 14 sierpnia zdawał sobie sprawę, a później rozumiał coraz lepiej, że ma do wykonania "zadanie niezwykle trudne".
"Po pierwsze (...) wyjaśnienie, w jakich miejscach ustawa jest pisana pod czyjeś zamówienie. Po drugie (...) musiałem zacząć wyjaśniać rolę poszczególnych polityków, którzy znaleźli się w tym materiale, po to, by sobie wyrobić własne zdanie na temat ich działania, także po to, by ewentualnie później wyciągnąć wobec nich konsekwencje" - mówił premier.
Ponadto - kontynuował premier - musiał "robić to ze świadomością - będąc dyskretnym i powściągliwym - że te dziwne, nietypowe rekomendacje zgłasza Mariusz Kamiński, o którym nie miałem wątpliwości, że jest nacechowany politycznym subiektywizmem, że działa często emocjonalnie i jest człowiekiem, do którego mam - jako do szefa służby - ograniczone zaufanie".
"To jest tło, które pokazuje, z jakiego punktu startowaliśmy, w tym nietypowym trudnym przedsięwzięciu, jakim było wyjaśnianie tej sprawy od pierwszego dnia" - dodał Tusk.
Premier stwierdził też, iż wiedzę o tym, że Kamiński jest "specyficznym politykiem i urzędnikiem" miał od lat. "To, że jego działania, sposób postępowania rodziły wątpliwości i znaki zapytania - tak, o tym wiedzieliśmy od samego początku jego urzędowania" - mówił premier.
Podkreślił, że ustawa o CBA precyzyjnie określa, kiedy premier może decydować o kontynuowaniu przez szefa CBA jego działań. Mówił, że jest przekonany do tego, że władzę nie bierze się po to, by łamać ustalenia, które mają charakter prawny.
"Czy to oznaczało, że mam zaufanie do Mariusza Kamińskiego? W jego przypadku moje zaufanie delikatnie mówiąc było od początku bardzo ograniczone" - powiedział Tusk. "Czy fakt, że miałem i mam ograniczone zaufanie do jego profesjonalizmu i jego intencji wystarczył, by go zwolnić ze służby. Nie. Wiemy o tym dobrze, jakie warunki zapisane są w ustawie" - podkreślił premier.
Tusk powiedział też, że pamięta wyrażane przez Kamińskiego zdziwienie z tego powodu, że szef rządu "nie informował go o tym, co robi". "Relacje w każdym normalnym państwie (...) polegają na tym, że szef służby specjalnej informuje premiera, a nie premier szefa służby specjalnej" - stwierdził premier.
Tusk: miałem podjąć nietypowe działania
Premier Donald Tusk powiedział w czwartek przed komisją śledczą, że z materiałów, które w sprawie "afery hazardowej" otrzymał od CBA wynikało, że powinien podjąć "nietypowe działania".
Premier był pytany, czy materiał CBA - który przekazany został do kancelarii szefa rządu 12 sierpnia 2009, a o którym mówił Kamiński na spotkaniu 14 sierpnia 2009 - był profesjonalny.
"W mojej ocenie, jako prezesa Rady Ministrów, był to materiał, z którego wynikało, a także ze słów Mariusza Kamińskiego, że powinienem podjąć działania, które są działaniami nietypowymi, które nie mieszczą się dotychczas w żadnej logice doświadczeń, ani nie są precyzyjnie opisane przepisami, czy regulaminem" - odpowiedział Tusk.
Premier mówił też o tym, co "budowało jego ocenę i poziom zaufania do profesjonalizmu i intencji" Mariusza Kamińskiego m.in. w sprawie afery hazardowej.
"CBA pod Mariuszem Kamińskim było służbą nadzwyczaj drogą, jeśli weźmiemy ilość nakładów na ilość wykrytych i dokończonych spraw" - ocenił Donald Tusk. Przytoczył statystyki, z których wynika, że policja i CBŚ w 2008 r. prowadziły około 6 tys. spraw korupcyjnych, a CBA kilkadziesiąt.
Tusk dodał, że miał poczucie, iż CBA jest służbą "mocno nacechowaną politycznym zamówieniem, czy to na spektakl, czy udowodnienie pewnej tezy".
Premier podkreślił, że ustawa o CBA nie daje możliwości wyciągnięcia konsekwencji służbowych z tytułu nieprofesjonalnego działania. "Istotą niektórych przepisów tej ustawy jest doprowadzenie do praktycznej nieusuwalności szefa CBA" - zaznaczył.
"Kiedy podejmowałem decyzję o zwolnieniu Mariusza Kamińskiego brałem pod uwagę wszystkie możliwe aspekty. Czuję się tu pewien swoich racji i wiedzy prawnej, kiedy można zwolnić szefa CBA, a kiedy nie można zwolnić szefa CBA" - powiedział Tusk.
Premier: nie było polecenia pisania nowej ustawy hazardowej
Premier Donald Tusk zeznał przed komisją śledczą, że sprawa nowelizacji ustawy hazardowej pojawiła się na spotkaniu 30 lipca 2009 r. w kontekście możliwych dodatkowych wpływów budżetowych. Zaznaczył jednak, że nie wydał polecenia przygotowania projektu nowej ustawy.
"Nie było zadania: "przygotujcie projekt nowej ustawy". Była intencja, że być może będziemy przygotowywali nową ustawę bardziej restrykcyjną, ale musimy zdobyć więcej informacji" - powiedział Tusk.
Premier tłumaczył, że - na spotkaniu 30 lipca, w którym wziął udział także szef Komitetu Stałego Rady Ministrów Michał Boni oraz wiceminister finansów Elżbieta Suchocka-Roguska - chodziło mu o informacje dotyczące przepisów europejskich w kwestii hazardu, rozwiązań w innych krajach UE dotyczących dopłat lub podatku oraz informacji na temat zagrożeń związanych z rozwojem rynku automatów do gier.
Jak zaznaczył, 30 lipca - tak jak wiele razy wcześniej - rozmawiał ze swoimi współpracownikami o budżecie. Premier zeznał, że pojawiła się na tym spotkaniu informacja, że jedną z ustaw, które może wywołać pozytywne skutki dla budżetu, jest ustawa hazardowa.
Wtedy - relacjonował premier - doszło do "dość długiej dyskusji" na ten temat. Tusk mówił, że pytał o to, co takiego działo się w Ministerstwie Finansów przez ostatnie lata, że państwo nie zarabia na tym sektorze. Jak zaznaczył, rozmowa toczyła się wokół tego, czy hazard może być dużym dostarczycielem środków do budżetu i czy rozwiązania, które doprowadziłby do rozwoju branży, nie wywołałoby negatywnych skutków społecznych.
Szef rządu podkreślał, że nie przewidywał wówczas wizyty Mariusza Kamińskiego, podczas której - dwa tygodnie później, 14 sierpnia - dostał informację o akcji CBA dotyczącej kontaktów z biznesmenami z branży hazardowej z politykami PO, bo - jak zaznaczył - ówczesny szef Biura nie informował go o sprawach, które prowadził.
"Patrząc wstecz, część państwa mówi: "co za dziwny zbieg okoliczności". Jeśli spojrzymy zgodnie z logiką, a więc najpierw na początek do końca sprawy, a nie z punktu widzenia końca sprawy do początku, to nie ma nic dziwnego, że w sytuacji, kiedy spotykam się z moimi ministrami i tematem jest m.in. ustawa hazardowa, że zadaję takie pytania, które pojawiają się w przeszłości wielokrotnie" - mówił Tusk.
Premier odniósł się też do tezy, że Kamiński musiał bardzo szybko zawiadomić go o nieprawidłowościach w pracy nad projektem nowelizacji ustawy hazardowej, bo już niedługo weszłaby ona w życie. Tusk ocenił, że nie jest prawdziwą teza, że już na początku sierpnia trzeba było coś nagle zrobić, bo nowela miała szybko wejść w życie.
Tusk podkreślił, że nie miał subiektywnego uczucia, "że coś nadzwyczajnie szybko zdarzy się z tą ustawą", bo - jak mówił - proces legislacyjny w Polsce trwa długo, jest nastawiony na wiele etapów kontroli, m.in. jest kluczowa z jego punktu widzenia narada przed posiedzeniem rządu, na której jest mowa o projektach, a później samo posiedzenie rządu.
To Kamiński powinien o przestępstwie
Premier Donald Tusk mówił przed komisją śledczą, że gdyby w przekazanym mu w sierpniu 2009 przez CBA materiale były informacje wskazujące na działania przestępcze, to zawiadomienie do prokuratury powinien złożyć ówczesny szef tej służby Mariusz Kamiński.
Premier był pytany, czy podczas spotkania 14 sierpnia 2009 r. Mariusz Kamiński użył sformułowania "kodeks karny będzie miał zastosowanie" w odniesieniu do informacji zawartych w materiale CBA. Tusk zaznaczył, że chociaż nie przypomina sobie "minuta po minucie" tego spotkania, ale dobrze pamięta jego istotę.
"Jednoznacznie - i było to także potwierdzone moimi i ministra Cichockiego dociekaniami, czy pytaniami do niego (Kamińskiego) - powiedział, że pokazuje mi to, bo oczekuje, żebym ja podjął działania, bo jego działania na tym etapie właściwie się wyczerpują i że nie składa doniesienia do prokuratury, bo nie ma powodów czy znamion przestępstwa takich, które umożliwiłyby mu tę normalną, rutynową drogę" - relacjonował premier spotkanie z Kamińskim, w którym uczestniczył także sekretarz Kolegium ds. Służb Specjalnych Jacek Cichocki.
Dodał, że Cichocki, odprowadzając Kamińskiego po spotkaniu, dopytywał go jeszcze - co też "szybko przekazał" premierowi - "czy to oznacza, że mamy do czynienia z przestępstwem i co w związku z tym macie (CBA) zamiar zrobić".
Jak mówił premier, Kamiński powtórzył Cichockiemu to, co mówił wcześniej na spotkaniu, że będzie wprawdzie prowadzona jeszcze przez CBA analiza prawno-karna, ale na tym etapie nie ma mowy o doniesieniu do prokuratury.
Premier zaznaczył, że w czasie spotkania Kamiński poinformował go, że istnieje inna sprawa, którą CBA ma zamiar dalej prowadzić wobec niektórych osób opisanych w przekazanym szefowi rządu materiale. Nie informował Tuska jednak szczegółowo o niej, a premier - Cichocki także - nie dopytywali o nią.
Przyznał, że jedną z konkluzji spotkania była prośba Kamińskiego, by postępowanie i działania premiera nie utrudniły prowadzenia tej innej sprawy. "Prośba była o powściągliwość, dyskretne działanie w taki sposób, aby nie doszło do tych niektórych osób, że jest prowadzone jakieś śledztwo wobec nich" - mówił.
Tusk podkreślił, że materiał przekazany mu przez Kamińskiego widział 14 sierpnia pierwszy i ostatni raz. "Ten materiał z mojego punktu widzenia już nigdy nie był w obiegu. Ja go miałem pierwszy i ostatni raz do dyspozycji (na spotkaniu z Kamińskim) i został zamknięty w kancelarii tajnej" - mówił. "Mając pełną możliwość dysponowania tym materiałem, nigdy nim nie dysponowałem" - dodał.
Według premiera, Kamiński zaznaczył na spotkaniu, że "w tej konkretnej sprawie dotyczącej zachowania ministra Drzewieckiego i Chlebowskiego jego (Kamińskiego) możliwości się wyczerpują na tym etapie" i dlatego zwraca się do premiera, by ten podjął czynności.
Tusk zaznaczył, że jest pewien takiej konkluzji tego spotkania, ponieważ "w każdym innym przypadku, gdyby nie było tej konkluzji, naturalną konsekwencją powinno być skierowanie przez służbę (CBA) zawiadomienia do prokuratury".
Premier zaznaczył, że nie chce przez to powiedzieć, że przekazany mu 14 sierpnia przez Kamińskiego materiał nadawał się do prokuratury. Jak mówił, Kamiński nie przekazał mu materiału ze sprawy, tylko "analizę opatrzoną fragmentami podsłuchów".
"Na podstawie tego materiału w żadnym wypadku ja nie mógłbym sformułować doniesienia do prokuratury; tym bardziej, że na podstawie dużo szerszego materiału jakim dysponowało CBA - bo przecież nie analizy tylko rocznego materiału z podsłuchów etc. - także pan Mariusz Kamiński - o czym świadczą fakty (...) - w lipcu, w czerwcu, pod koniec 2008 r., 14 sierpnia (2009 r.) ani 20 sierpnia nie poszedł z tym do prokuratury" - argumentował szef rządu.
W ocenie premiera niezależnie od tego, jakich Kamiński użył sformułowań w czasie spotkania "z całą pewnością sam tak działał, jakby w przekonaniu, że nie ma znamion przestępstwa, które umożliwiają skierowanie sprawy do prokuratury".
"To zresztą wytworzyło sytuację tak skomplikowaną dla mnie jako osoby, która ma podjąć działania wobec sytuacji, która jest naganna, być może przestępcza, ale od wyjaśnienia której służba (CBA) się w jakimś sensie uchyla" - dodał.
Tusk: tak naprawdę analiza prawno-karna nie powstała
Premier Donald Tusk powiedział przed komisją śledczą, że zapowiadana w sierpniu 2009 r. przez ówczesnego szefa CBA Mariusza Kamińskiego analiza prawno-karna - rozumiana, jako dokument określający sposób postępowania premiera i CBA - tak naprawdę nie powstała.
O to czy Kamiński mówił na spotkaniu 14 sierpnia 2009 r. o przygotowaniach analizy prawno-karnej, dotyczącej zachowania głównych bohaterów tzw. afery hazardowej, pytała Beata Kempa (PiS).
"Nie mam pewności czy minister Kamiński szczegółowo rozwodził się nad tym problemem. Raczej w sytuacji, w której dopytywałem o to, co dalej z tym materiałem, co dalej ma zamiar robić CBA w związku z tym, że nie ma doniesienia do prokuratury (...) pojawiła się informacja (...) o tym, że CBA przewiduje jeszcze analizę prawno-karną" - odpowiedział szef rządu.
Dodał, że po pewnym czasie wysłał pismo do CBA, w którym ponaglał Kamińskiego, by przesłał tę analizę.
Szef rządu zaznaczył, że miał wtedy poczucie, iż postępowanie Kamińskiego nie ma na celu "budowania" mu bezpiecznego sposobu działania. "I chyba ta moja intuicja, czy to przeświadczenie nie było bez powodu" - dodał.
"To, co nazwalibyśmy analizą prawno-karną i co otrzymałem wskutek ponaglenia właściwie niewiele ułatwiło mi zadanie" - mówił premier.
Według niego, analiza prawno-karna w tej sytuacji oznaczała procedurę i sposób dalszego postępowania jego, jako szefa rządu, oraz CBA w całej sprawie. "Ona tak naprawdę nie powstała" - powiedział.
Tusk zaznaczył, że to potwierdziło jego poczucie, że został postawiony w sytuacji "przymusowej i bardzo niewygodnej z punktu widzenia praktyki działania premiera". Dodał, że znalazło to potwierdzenie także w późniejszych zachowaniach Kamińskiego.
"Nie miałem poczucia, aby ta wymiana korespondencji z panem ministrem Kamińskim z jego strony miała na celu ułatwienie mi wyjaśnienia sprawy" - powiedział Tusk.
Zaznaczył, że kolejne dni, zdarzenia, w których uczestniczył ówczesny szef CBA potwierdzają jego obawy, że Kamińskiemu nie zależało na tym, aby wyjaśnił sprawę skutecznie do końca, tylko żeby on, jako szef rządu, popadł w coraz większe tarapaty.
Premier: analiza CBA nie była dla mnie wiarygodna
Premier Donald Tusk powiedział przed komisją śledczą, że analiza CBA z informacjami o kontaktach biznesmenów branży hazardowej z politykami PO nie była dla niego dokumentem wiarygodnym. Materiał, który informował o tzw. aferze hazardowej, nazwał osobliwym.
Dokument ten CBA przesłało do Kancelarii Premiera 12 sierpnia 2009 r. Szef rządu zaznaczył, że to, co na spotkaniu dwa dni później, 14 sierpnia, przedstawił mu ówczesny szef Biura Mariusz Kamiński jako kompromitujące dla Zbigniewa Chlebowskiego rozmowy o ustawie hazardowej, później okazały się rozmowami na inny temat.
Premier podkreślił, że fragmenty z podsłuchów rozmów Chlebowskiego z biznesmenem branży hazardowej Ryszardem Sobiesiakiem zostały "skomponowane" w materiale CBA. Chodzi o słynny już fragment podsłuchu z rozmowy Sobiesiaka z Chlebowskim, w którym padają słowa "na 90 proc. Rysiu załatwimy". Jak się okazało, wypowiedź ta nie dotyczyła prac nad projektem nowelizacji ustawy hazardowej, a sprawy przedłużenia pozwolenia na działalność jednej firmy hazardowej Sobiesiaka.
"Dlaczego o tym mówię? Jeśli mnie pan pyta, czy dla mnie ten dokument, ta analiza była wiarygodna - odpowiadam: nie. Między innymi dlatego, że zwrócono moją uwagę, pan minister (Jacek) Cichocki zwrócił uwagę, że jest dość oryginalnie skomponowana - to znaczy jest opis interpretacyjny i wybrane fragmenty podsłuchów. Więc był to w tym sensie materiał osobliwy" - powiedział szef rządu.
"Tematem spotkania 16 września były zarzuty dla Kamińskiego"
Donald Tusk powiedział hazardowej komisji śledczej, że tematem jego spotkania 16 września 2009 r. z ówczesnym szefem CBA Mariuszem Kamińskim stała się "bardzo burzliwa" reakcja Kamińskiego na postawienie mu zarzutów przez prokuraturę.
Chodzi o zarzuty postawione Kamińskiemu przez prokuraturę w Rzeszowie w sprawie przekroczenia uprawnień w ramach działań CBA w sprawie tzw. afery gruntowej.
Kilka dni przed spotkaniem 16 września Kamiński wysłał premierowi analizę dotycząca przecieku w sprawie tzw. afery hazardowej. W spotkaniu 16 września uczestniczył też sekretarz Kolegium ds. Służb Specjalnych Jacek Cichocki.
"W mojej pamięci to spotkanie odbiło się przede wszystkim swoim finałem, ponieważ w trakcie tego spotkania - ono zresztą długie nie było - minister Kamiński sformułował wobec mnie, czy także prokuratury, bardzo poważne zarzuty" - powiedział Tusk. Jak zeznał, były to bardzo emocjonalne zarzuty, z których wynikało, że "Kamiński jest przekonany, że prokuratura pracuje i formułuje wobec niego zarzuty po to, by on nie mógł dokończyć sprawy, o której poinformował premiera 14 sierpnia" (afery hazardowej).
Jak mówił Tusk, Kamiński jednoznacznie wskazał na zależność między zarzutami, jakie mu stawia prokuratura ws. afery gruntowej, a sprawą hazardową. Premier mówił, że był zaskoczony taką jednoznacznością i dlatego zapytał Kamińskiego, skąd ma takie przekonanie. Kamiński - relacjonował Tusk - odparł, że ma tę wiedzę od prokuratora, który miał w opinii Kamińskiego takim naciskom podlegać. Podał także premierowi jego nazwisko. Z materiałów opublikowanych w październiku przez kancelarię premiera wynika, że chodzi o prokuratora Bogusława Olewińskiego.
Jak mówił Tusk, bezpośrednim efektem tego spotkania było wezwanie przez niego ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Andrzeja Czumy i polecenie mu, by "sprawę natychmiast osobiście wyjaśnił". Premier zeznał, że Czuma poinformował go, iż prokurator wskazany przez Kamińskiego "zaprzeczył w sposób kategoryczny, aby kiedykolwiek ulegał jakimkolwiek naciskom".
Jak ocenił szef rządu, spotkanie z Kamiński zakończyło się dramatycznie. "Uświadomiłem ministrowi Kamińskiemu, że formułuje bardzo poważne zastrzeżenia i zarzuty - tym bardziej, że z mojego punktu widzenia one miały absurdalny charakter, ale nie zmienia to faktu, że miały bardzo poważny wymiar; to były ciężkie oskarżenia" - powiedział Tusk. Jak dodał, po spotkaniu Kamiński poprosił go o urlop, na co on się zgodził.
Premier zaznaczył, że na tematy związane z hazardem nie rozmawiano podczas tego spotkania długo. "Jeśli dobrze pamiętam, to w tym materiale, który 16 września był przedmiotem rozmowy, pojawiły się pierwsze sugestie czy informacje o tzw. przecieku. Ale to nie było przedmiotem jakiejś dłuższej rozmowy; nie przypominam sobie jakiejś istotnej wymiany zdań w tej kwestii z panem ministrem Kamińskim" - powiedział Tusk.
Premier był pytany czy przed spotkaniem z Kamińskim zapoznał się z analizą CBA na temat przecieku. Tusk relacjonował, że materiał ten wpłynął przed weekendem i wówczas Cichocki poinformował go tylko, że powinien zapoznać się z tym materiałem w nadchodzącym tygodniu. "Minister Cichocki uznał - zresztą uważam, że zasadnie - że mogę z tym materiałem zapoznać się na początku przyszłego tygodnia" - zeznał premier.
Jak mówił, okazją do zapoznania się z tym materiałem i rozmowy na jego temat miało być właśnie spotkanie 16 września po posiedzeniu Kolegium ds. Służb Specjalnych.
Tusk: nie chciałem nikogo ostrzegać ws. tzw. afery hazardowej
Premier Donald Tusk zapewnił przed komisją że nie miał intencji ostrzegania kogokolwiek w sprawie afery hazardowej. Jak dowodził, gdyby miał taką intencję, chciałby mieć dostęp do wszystkich dokumentów w tej sprawie.
Bartosz Arłukowicz (Lewica) pytał Tuska o jego rozmowy, jakie odbył po otrzymaniu w sierpniu materiału CBA dotyczącego nieprawidłowości przy pracach nad zmianami w ustawie hazardowej z ówczesnym ministrem sportu Mirosławem Drzewieckim i ówczesnym szefem klubu PO Zbigniewem Chlebowskim.
Premier stwierdził, że nie przywiązywał uwagi do tego, w jakiej kolejności rozmawiał z politykami, których nazwiska pojawiały się w materiałach CBA. "Potrzebowałem namysłu, aby zastanowić się co zrobić z tą wiedzą, a następnie podjąłem ostrożne kroki, aby wyjaśnić sytuację. Kolejność rozmów jest dla mnie bez znaczenia, bo zakładałem, że to nie skończy się na tym etapie" - mówił szef rządu.
Z dotychczasowych dokumentów i zeznań wynika, że 19 sierpnia premier spotkał się z Drzewieckim (i ówczesnym szefem MSWiA Grzegorzem Schetyną), 25 sierpnia rozmawiał ponownie ze Schetyną i Drzewieckim, a 26 sierpnia - z Chlebowskim.
Dzień później - 27 sierpnia - Chlebowski rozmawiał o sprawie ustawy hazardowej z wiceministrem finansów Jackiem Kapicą. Po tym spotkaniu Kapica sporządził notatkę dla ministra finansów Jacka Rostowskiego. O ten dokument także pytał Tuska Arłukowicz.
Premier zeznał, że pytał Rostowskiego, "czy ta notatka i spotkanie wnosi cokolwiek nowego do sprawy; czy jest tam coś o czym musi wiedzieć". "Minister Rostowski uznał, że nie ma tam nic takiego, co było istotne z mojego punktu widzenia" - podkreślił Tusk.
Jak powiedział, gdybym miał intencję ostrzegania kogoś w sprawie afery hazardowej, to posiadanie natychmiastowego dostępu do wszystkich materiałów "byłoby jego pierwszą potrzebą". "Nie miałem w sobie nadgorliwości, że muszę każdy dokument oglądać, jeśli on nie wnosi nic nowego do procesu, którym się zająłem - odczytania intencji i działań tych, którzy uczestniczą w procesie legislacyjnym" - mówił premier.
Arłukowicz zwrócił z kolei uwagę, że w notatce Kapica napisał, że Chlebowski "wyraził zdumienie dziwnym zamieszaniem wokół ustawy hazardowej" oraz wyraził opinię, że "nigdy jego intencją nie było wpływanie na przebieg procesu legislacyjnego" w pracach nad projektem zmian w ustawie hazardowej.
"To jest przeciek, aksamitny, ale przeciek" - ocenił poseł Lewicy.
Tusk odparł, że "to jest informacja o tym, że Chlebowski spotyka się z Kapicą w dzień po spotkaniu, na którym on pyta go o szczegóły jego działania wokół ustawy". Jak dodał, nie widział w tym nic zaskakującego, że Chlebowski chciał rozmawiać z wiceministrem finansów, widząc zainteresowanie premiera sprawą.
Arłukowicz podkreślił natomiast, że materiał CBA przedstawiony w sierpniu premierowi przez Kamińskiego na temat tzw. afery hazardowej był tajny. "Chlebowski poszedł do Kapicy, a Kapica stworzył notatkę Rostowskiemu. Idzie ciąg zdarzeń" - mówił poseł Lewicy.
Premier odpowiedział, że informacje zawarte w materiale Kamińskiego "nie były w najmniejszym stopniu przedmiotem rozmów".
Jak zaznaczył, z góry zakładał, że rozmowy na temat procesu legislacyjnego i zachowania poszczególnych osób w procesie legislacyjnym będą rozmowami trudnymi, bo będzie musiał wysłuchiwać ich wyjaśnień i relacji, a w dodatku, "gdy będzie czuł, że są nieprawdziwe albo nie są zgodne z analizą Kamińskiego i tak nie będzie mógł w sposób znaczący reagować".
"Nie mogłem dawać do zrozumienia, że wiem coś więcej niż oni mi mówią. Stąd niewykluczona dezorientacja i niepewność Chlebowskiego, bo nie miał powodów domyślać się czegokolwiek. Stąd być może chęć dowiedzenia się czegokolwiek od Kapicy - dodał Tusk.
Tusk: hazardowa komisja śledcza działa dzięki mnie
Premier ocenił, że hazardowa komisja śledczą działa dzięki niemu, bo przekonał posłów, aby komisja powstała. Dodał, że opublikowanie stenogramów z podsłuchów CBA w październiku w mediach "rozbiło" sprawę, nad którą pracuje komisja.
"Jeśli to zabrzmi nieskromnie, to w tym przypadku ma to naprawdę uzasadnienie: to, że dochodzicie państwo do prawdy, czy próbujecie dojść do prawdy, że komisja śledcza działa, to jest moja decyzja" - mówił premier do śledczych.
Dodał, że politycy usiłują wykorzystać przeciwko niemu i jego rządowi "teorię przecieku" o działaniach CBA w sprawie tzw. afery hazardowej.
"Nie trzeba tej teorii formułować. Tak, przeciek w tej sprawie miał miejsce. Cała Polska czytała materiały z podsłuchów w jednym z głównych polskich dzienników. Możemy udawać, bo tak jest wygodniej, (...) tak poprawnie jest, że nie wiemy, kto jest autorem prawdziwego przecieku. Państwo dobrze wiecie, gdzie był przeciek, kto ten przeciek spowodował i dlaczego cala Polska ten przeciek czytała" - powiedział. Nie sprecyzował jednak, o kogo chodzi.
Dodał, że ten przeciek do mediów "uniemożliwił i rozbił sprawę, na której podobno zależało panu Kamińskiemu (byłemu szefowi CBA Mariuszowi Kamińskiemu)". "To jest prawdziwa ocena zdarzeń" - zaznaczył premier.
"W moim przypadku wykazałem maksymalną determinację, żeby wyjaśnić całą prawdę wtedy, kiedy minister Kamiński skonstruował sytuację dla mnie wyjątkowo niekomfortową, a mimo wszystko podjąłem ten wysiłek, żeby prawdy dochodzić. Wtedy, kiedy sprawa nabrała już tego charakteru, który państwo badacie, byłem zdeterminowany, żeby powstała komisja śledcza" - zaznaczył Tusk.
Dodał, że gdyby zachowywał się tak, jak "politycy z innego obozu politycznego, to ta komisja nigdy by nie powstała".
Beata Kempa (PiS) pytała premiera, czy kiedykolwiek po wybuchu afery hazardowej poprosił kogokolwiek - prokuratora czy szefa kolegium ds. specsłużb - o to, żeby sporządził kalendarium dokumentów i zdarzeń związanych z nieprawidłowościami przy pracach nad projektem ustawy hazardowej. "W moim przekonaniu tego typu sprawami (...) powinny zajmować się i zajmują się dzisiaj prokuratura - i to wskutek kilku doniesień dotyczących różnych spraw - i komisja śledcza Sejmu" - odpowiedział Tusk.
Dodał, że do prawdy w sensie prawno-karnym dochodzić będzie prokuratura, także wskutek doniesień KPRM oraz komisja śledcza.
Premier: nie byłem źródłem przecieku
Donald Tusk oświadczył przed hazardową komisją śledczą, że nie był źródłem przecieku o działaniach CBA w sprawie nieprawidłowości przy pracach nad zmianami w tzw. ustawie hazardowej.
Franciszek Stefaniuk (PSL) zapytał wprost Tuska, czy był źródłem przecieku w tzw. aferze hazardowej. "Nie" - odparł premier.
O tym, że premier mógł być źródłem przecieku, który o działaniach CBA ostrzegł biznesmena z branży hazardowej Ryszarda Sobiesiaka, mówił przed komisją były szef CBA Mariusz Kamiński.
Zdaniem Kamińskiego to właśnie Tusk lub sekretarz Kolegium ds. Służb Specjalnych Jacek Cichocki mogli powiedzieć w sierpniu ówczesnemu ministrowi sportu Mirosławowi Drzewieckiemu o działaniach CBA w sprawie afery hazardowej i to mógł być początek przecieku; następnie - według zeznań Kamińskiego - Drzewiecki mógł przekazać tę informację swojemu współpracownikowi Marcinowi Rosołowi, a ten - córce Sobiesiaka, Magdalenie (na spotkaniu 24 sierpnia 2009 roku).
"Schetyna uczestniczył w części spotkania 19 sierpnia"
Donald Tusk powiedział hazardowej komisji śledczej, że nie chciał, by Grzegorz Schetyna słyszał jego rozmowę z Mirosławem Drzewieckim 19 sierpnia 2009 r., dlatego były wicepremier uczestniczył tylko w części tego spotkania.
Odnosząc się do spotkania z Drzewieckim i Schetyną 19 sierpnia premier powiedział podczas czwartkowego przesłuchania, że nie było jego intencją, aby Schetyna "uczestniczył w spotkaniu, w którym chciał uzyskać od Mirosława Drzewieckiego informacje na temat jego działań legislacyjnych w związku z aferą hazardową".
Tusk podkreślił, że gdy Schetyna przybył na spotkanie jego uczestnicy w sposób "naturalny" przeszli na temat kosztów związanych z budową Stadionu Narodowego. "Pamiętam dokładnie stan mojej irytacji, kiedy się dowiedziałem, że ta inwestycja będzie droższa, niż się zapowiadało" - dodał.
Według relacji Tuska druga część spotkania, która dotyczyła większych kosztów związanych z budową Stadionu Narodowego, była próbą "przekonania go, aby przypilnował, by te środki były zapewnione".
Premier był pytany, dlaczego w kalendarium, które jego kancelaria opublikowała w październiku po wybuchu afery hazardowej, nie ma informacji o udziale Schetyny w spotkaniu 19 sierpnia. Odparł, że w kalendarium umieszczono kluczowe zdarzenia i spotkania, które miały bezpośredni związek z pracami nad zmianami w ustawie hazardowej.
Tusk tłumaczył, że informował sekretarza Kolegium ds. Służb Specjalnych Jacka Cichockiego, który był autorem kalendarium, o udziale w spotkaniu 19 sierpnia tylko Drzewieckiego, ponieważ "w tej części, w której odsłuchiwał ministra sportu pod kątem procesu legislacyjnego byli we dwóch".
Szef rządu powiedział, że obecność Schetyny w czasie spotkania z Drzewieckim "miała z jego punktu widzenia charakter neutralny". Obecność lub nie Schetyny podczas tego spotkania nie miała żadnego znaczenia dla głównych wątków - dodał. Podkreślił, że jego relacje ze Schetyną nie uległy zmianie w związku z informacjami CBA o pracach nad zmianami w ustawie hazardowej.
Premier zaznaczył, że gdy przekazywał Cichockiemu informacje do kalendarium "koncentrował się na Drzewieckim, bo on był przedmiotem jego zainteresowania". Jak dodał, nie pamięta, aby szczegółowo przeglądał kalendarium lub je korygował.
Tusk tłumaczył również, dlaczego zależało mu na obecności Schetyny podczas jego spotkania ze Zbigniewem Chlebowskim 26 sierpnia 2009 r.
"Zaprosiłem posła Chlebowskiego i on dotarł do mnie wtedy, kiedy rozmawiałem z premierem Schetyną. Powiedziałem premierowi Schetynie, że wolałbym, aby został przy tej rozmowie" - powiedział Tusk.
Jak tłumaczył, o ile wobec Drzewieckiego miał "pełną swobodę decyzji na przykład, jeśli chodzi dymisję", ponieważ minister był jego podwładnym w rządzie, to Chlebowski był szefem klubu. "Obecność Grzegorza Schetyny (...) wydawała mi się zasadna, jeśli chodzi o przyszłe decyzje, gdybym musiał je podejmować w odniesieniu do Zbigniewa Chlebowskiego" - dodał.
Tusk podkreślił, że wicepremier był "dość pasywnym uczestnikiem tego spotkania, nie włączał się", ale, jak zaznaczył, "to zrozumiałe, bo jego wiedza i zrozumienie intencji nie były pełne".
"Powodem dymisji Kamińskiego zarzuty prokuratury"
Donald Tusk powiedział w czwartek hazardowej komisji śledczej, że powodem podjęcia przez niego decyzji o odwołaniu szefa CBA Mariusza Kamińskiego były zarzuty postawione mu przez rzeszowska prokuraturę.
Chodzi o zarzuty postawione Kamińskiemu przez prokuraturę w Rzeszowie w sprawie przekroczenia uprawnień w ramach działań CBA w sprawie tzw. afery gruntowej. Kamiński został zdymisjonowany 13 października 2009 r.
Beata Kempa (PiS) pytała premiera, na jakiej podstawie odwołał Kamińskiego ze stanowiska szefa CBA. "Na podstawie ustawy o CBA w związku z postawieniem mu zarzutów przez prokuraturę" - odparł Tusk.
Kempa dopytywała o opinie prawne Rządowego Centrum Legislacji oraz departamentu prawnego Kancelarii Prezesa Rady Ministrów dotyczące możliwości odwołania szefa CBA przed upływem kadencji, o przygotowanie których premier poprosił zanim zdymisjonował Kamińskiego.
Tusk zaprzeczył jakoby były one tworzone pod jego zamówienie. "Ja tych opinii prawnych nie musiałbym zamawiać, ponieważ one nie były warunkiem sine qua non zwolnienia Mariusza Kamińskiego" - zaznaczył.
Jak mówił, wnioskując o te ekspertyzy, chciał zbadać od strony prawnej kwestię możliwości zdymisjonowania szefa CBA po to, by "nie popełnić błędu i nie złamać ustawy". "Istotą było stwierdzenie, czy postawienie zarzutów przez prokuraturę i ich charakter: a - każą mi zwolnić Mariusza Kamińskiego, b - są podstawą do zwolnienia Mariusza Kamińskiego" - zaznaczył.
"Otrzymałem odpowiedź jednoznaczną z jednego i drugiego źródła - gdybym sobie zamawiał ekspertyzę prawną być może byłaby ona łatwiejsza dla mnie - że nie każą mi (zarzuty postawione Kamińskiemu - PAP) go zwolnić, ale stanowią podstawę do zwolnienia" - zeznał.
Jak mówił, po otrzymaniu tych ekspertyz miał poczucie - jeśli chodzi o podstawy prawne do zdymisjonowania Kamińskiego - że "powstają warunki prawne do takiej decyzji, ale one pozostają i tak do interpretacji premiera".
Zdaniem Tuska, zarzuty uniemożliwiały Kamińskiemu funkcjonowanie na stanowisku szefa CBA, bo są "zarzutami, które podważają jego postawę moralną i obywatelską jako szefa CBA".
Jak mówił premier, decyzję o dymisji Kamińskiego podjął z "ciężkim sercem", a "gdyby chciał szukać pretekstu (do odwołania) znalazłby go wcześniej".
Tusk zaznaczył, że w kontekście wydarzeń, które poprzedziły dymisję Kamińskiego, istotną dla niego kwestią był fakt, że jego współpraca z Kamińskim jako szefem Biura byłaby "praktycznie niemożliwa". Jak mówił, zdawał sobie jednocześnie sprawę, że ustawa o CBA jest tak skonstruowana, że nawet gdy on uznaje współpracę z Kamińskim za niemożliwą to, z tego faktu wcale nie wynika możliwość zwolnienia Kamińskiego.
Gdy premier 7 października zeszłego roku wszczął procedurę odwołania Kamińskiego, wyjaśniał, że zrobił to, by zabezpieczyć kraj przed "politycznymi pułapkami na zamówienie opozycji". Dodał, że jego rząd jest zdeterminowany, by wyjaśnić aferę hazardową, ale także "wątek politycznego wykorzystywania CBA". Jak mówił, nie ma wątpliwości co do złych intencji Kamińskiego w sprawie afery hazardowej.