"Od 1 października 2009 trwa medialno-polityczne zjawisko pod nazwą afera hazardowa. W myśl propagandowej zasady, że kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą, podjęto próbę uznania mnie za jednego z głównych bohaterów tego widowiska" - powiedział Drzewiecki.
Zaznaczył, że posłem jest od 1991 roku i od tego czasu "nigdy nie składał żadnych wniosków, interpelacji czy propozycji dotyczących tzw. ustaw hazardowych". "W głosowaniach zawsze zajmowałem stanowisko zgodne ze stanowiskiem mojego klubu. (...) Nie wpływałem na kształt tych ustaw ani w rozmowach, ani w korespondencji, ani podczas spotkań, ani w jakikolwiek inny sposób " - powiedział.
Jedynym źródłem finansowania Euro2012 mógł być budżet
Były minister sportu powiedział, że gdy objął stanowisko szefa resortu, jego najważniejszym zadaniem było zabezpieczenie finansowania przygotowań do Euro2012. Przekonywał, że jedynym źródłem stabilnego finansowania tych inwestycji mógł być budżet państwa, a nie dochody z nieistniejącej noweli ustawy hazardowej, czyli dopłat do gier.
Drzewiecki mówił w swojej swobodnej wypowiedzi, że jego absolutnym priorytetem było zabezpieczenie procesu przygotowań Polski do organizacji finałowego turnieju mistrzostw Europy w piłce nożnej. Dodał, że aby skutecznie zrealizować to zadanie, skupił się "na rzeczy kluczowej, czyli na zagwarantowaniu pewnego, bezpiecznego i stabilnego finansowania inwestycji, bez których nie byłoby Euro2012 w Polsce", czyli stadionów dostosowanych do wymogów UEFA. W jego ocenie takim pewnym źródłem mógł być tylko budżet państwa.
Tymczasem - mówił Drzewiecki - na początku 2008 roku "poza wirtualnym miliardem złotych obiecanym przez wicepremier, minister finansów Zytę Gilowską na Stadion Narodowy" nie było żadnych środków na inwestycje w ramach Euro2012. Ów miliard złotych był - zdaniem Drzewieckiego - wirtualny, bo "opierał się na projekcie ustawy (noweli ustawy hazardowej-PAP), która nie wiadomo kiedy i w jakim kształcie weszłaby w życie". "Każdy kto twierdzi, że środki pochodzące z nieistniejącej jeszcze i nieprzewidywalnej w skutkach ustawy miałyby zagwarantować realizację inwestycji na Euro, wykazuje brak elementarnej wiedzy o procesach inwestycyjnych" - oświadczył Drzewiecki.
Drzewiecki podkreślał, że nie mógłby liczyć na pieniądze z dopłat, bo po pierwsze nie był znany termin ewentualnego wejścia w życie noweli ustawy hazardowej, a po drugie - jego zdaniem - nikt nie był w stanie wskazać wiarygodnych wyliczeń, jakiej wysokości byłyby wpływy z dopłat.
Jak powiedział, w notatkach CBA jest mowa o kwocie 469 mln złotych (zdaniem CBA tyle miał stracić budżet państwa, gdyby dopłat nie było w noweli ustawy hazardowej), ale - dodał Drzewiecki - CBA opierało się w tej sprawie na materiałach prasowych. "Jak na raport specjalistycznej służby, materiał prasowy to mało miarodajne źródło" - ocenił polityk PO.
Inicjatorem dopłat był resort finansów, nie sportu
Gospodarzem projektu zmian w ustawie hazardowej i inicjatorem wprowadzenia dopłat do gier od początku było ministerstwo finansów, a nie ministerstwo sportu - mówił w czwartek przed hazardową komisją śledczą były minister sportu Mirosław Drzewiecki.
Drzewiecki zeznał, że 8 maja 2008 r. w trakcie debaty nad założeniami budżetu państwa na 2009 rok na prośbę ministra finansów Jacka Rostowskiego odbyło się spotkanie w ministerstwie finansów. Wzięli w nim udział, oprócz niego i Rostowskiego, m.in. ówczesny szef gabinetu politycznego ministra sportu Adam Giersz (obecnie minister sportu - PAP) oraz wiceminister finansów Elżbieta Suchocka-Roguska.
"Rozmawialiśmy głównie o finansowaniu inwestycji związanych z Euro 2012. Minister finansów przekonywał mój resort do zmiany stanowiska, to znaczy do poparcia koncepcji finansowania tych inwestycji z dopłat do gier. My stanowczo podtrzymywaliśmy nasze stanowisko, że w grę wchodzi jedynie finansowanie budżetowe, jeżeli projekt Euro 2012 ma być zrealizowany na czas" - powiedział Drzewiecki.
"W toku dyskusji minister Rostowski zaakceptował konieczność finansowania inwestycji stadionowych Euro 2012 z budżetu państwa. Wspólnie ustaliliśmy, że środki z dopłat do gier gromadzone w Funduszu Rozwoju Kultury Fizycznej będą przeznaczone na inwestycje sportowe wokół stadionu narodowego (m.in. hali sportowej i pływalni - PAP)" - relacjonował.
Drzewiecki dodał, że wysłał do ministerstwa finansów pismo z potwierdzeniem tych ustaleń. "Drugi etap inwestycyjny będzie realizowany jako zadanie inwestycyjne ministerstwa sportu i turystyki i finansowany ze środków kultury fizycznej. Niezbędna jest jednak w tym zakresie zmiana ustawy o grach i zakładach wzajemnych, która pozwoli na zasilenie funduszu dodatkowymi środkami finansowymi. (...) Proszę o rozważenie możliwości dokonania stosownej nowelizacji ustawy (...)" - cytował pismo Drzewiecki.
"Prawda jest taka. Zawsze uważałem, że inwestycje najważniejsze na Euro 2012 muszą być finansowane z budżetu. Takie stanowisko prezentowałem od początku, od stycznia 2008 roku. Takie stanowisko uzyskało poparcie premiera i rządu" - zaznaczył.
Resort sportu chciał wydłużenia obowiązywania dopłat
Resort chciał wydłużenia czasu obowiązywania rozszerzonego katalogu gier objętych dopłatami, aby zabezpieczyć drugi etap budowy Narodowego Centrum Sportu (inwestycje wokół stadionu narodowego). Jak przekonywał Drzewiecki, było to działanie wbrew interesom branży hazardowej.
Według Drzewieckiego, uwagę na temat wydłużenia z 2012 do 2015 roku czasu obowiązywania rozszerzonego katalogu gier objętych dopłatami przekazał podsekretarz stanu w ministerstwie sportu 8 lipca 2008 r. na posiedzeniu Komitetu Stałego Rady Ministrów. Jako argument - mówił Drzewiecki - wskazywano konieczność zabezpieczenia realizacji drugiego etapu budowy Narodowego Centrum Sportu.
Zaproponowaliśmy wydłużenie czasu obowiązywania dopłat o trzy lata. Czy takie działanie było działaniem w interesie branży hazardowej? Czy w ten sposób polepszamy czy pogarszamy jej sytuację? To jest wbrew interesom branży hazardowej, bo nie jej interesów broniliśmy - przekonywał były szef resortu sportu.
Jak podkreślił, uwaga dotycząca terminu obowiązywania rozszerzonego katalogu gier objętych dopłatami była podyktowana decyzją UEFA, by "zabezpieczyć dużą powierzchnię wokół stadionu narodowego na potrzeby obsługi Euro 2012".
"Wynikało z tego, że planowane inwestycje wokół stadionu będą musiały ulec przesunięciu i nie będzie można zacząć ich realizacji do czasu zakończenia Euro i stąd propozycja wydłużenia czasu obowiązywania rozszerzonego katalogu gier objętych dopłatami" - mówił Drzewiecki.
Jak dodał, uwaga ta została uwzględniona przez ministerstwo finansów i była to "jedyna zmiana w projekcie zmian w ustawie hazardowej, zainicjowana przez ministerstwo sportu".
Przypomniał, że 18 września 2008 roku projekt zmian w ustawie o grach i zakładach wzajemnych został rekomendowany rządowi. "Nie wiem co się działo później i nie interesowało mnie to, bo gospodarzem ustawy było ministerstwo finansów" - zaznaczył Drzewiecki.
18 sierpnia premier poprosił o informację o ustawie
Mirosław Drzewiecki zeznał, że 18 sierpnia 2009 r., po posiedzeniu Rady Ministrów, premier Donald Tusk polecił mu przygotowanie informacji na temat toku prac w resorcie sportu nad projektem nowelizacji ustawy o grach i zakładach wzajemnych.
12 sierpnia 2009 roku CBA przekazało premierowi materiał dotyczący nieprawidłowości przy pracach nad projektem zmian w ustawie hazardowej.
"Skontaktowałem się z dyrektor generalną resortu Moniką Rolnik i poprosiłem, by następnego dnia na godz. 9.00 zwołała zebranie dyrektorów departamentów merytorycznych odpowiedzialnych za prowadzenie nowelizacji ustawy" - powiedział Drzewiecki.
Jak zeznał, 19 sierpnia odbyło się spotkanie, w którym poza nim uczestniczyli dyrektor generalna Monika Rolnik, dyrektor departamentu ekonomiczno-finansowego Bożena Pleczeluk, dyrektor departamentu prawno-kontrolnego Rafał Wosik oraz szef gabinetu politycznego ministra sportu Marcin Rosół. Relacjonował, że podczas spotkania urzędnicy przedstawili mu szczegółowe kalendarium prac nad projektem, a także tryb przygotowania pisma z 30 czerwca (dotyczącego rezygnacji z dopłat). Wokół tego pisma - jak przekonywał Drzewiecki - narosło nieporozumienie.
Drzewiecki dodał, że 19 sierpnia kalendarium oraz wszelkie ustalenia i dane otrzymane od urzędników przekazał premierowi. Jak mówił, premier przyjął jego sprawozdanie do wiadomości, a on tę sprawę uznał za zakończoną.
Spotykałem się z Sobiesiakiem na turniejach golfa
Były minister sportu Mirosław Drzewiecki zeznał, że mimo iż na podstawie stenogramów rozmów podsłuchanych przez CBA jego znajomość z biznesmenem Ryszardem Sobiesiakiem może sprawiać wrażenie "dużej zażyłości", naprawdę sprowadzała się do spotkań na turniejach golfa i innych imprezach sportowych.
Drzewiecki powiedział w swojej swobodnej wypowiedzi, że nie bywał u Sobiesiaka w domu, ani w jego pensjonacie. "Nie rozmawialiśmy na temat jego interesów, także tych związanych z hazardem. Nie pomagałem mu w sprawach związanych z jego działalnością gospodarczą" - powiedział.
Były minister sportu odniósł się też do artykułu z 19 listopada 2009 r. w "Rzeczpospolitej", w którym - jak mówił - nazwano go "kłamcą, ponieważ podczas konferencji 3 października 2009 r. podał inną niż faktyczna datę ostatniego spotkania z Sobiesiakiem.
Drzewiecki mówił w czwartek, że "prawdą jest, że ostatni raz widział Sobiesiaka 22 września 2009 roku w hotelu Radisson", ale też - jak przekonywał - prawdą jest, że w czasie konferencji jako punkt odniesienia przyjął daty pism wysyłanych do wiceministra finansów Jacka Kapicy, "o które przede wszystkim pytali dziennikarze i na którym przede wszystkim koncentrowała się ich uwaga" i w odniesieniu do tego okresu "próbował błyskawicznie przypomnieć sobie daty spotkań" z Sobiesiakiem. Chodzi o pisma z 30 czerwca 2009 roku i 2 września 2009 roku w sprawie dopłat do gier hazardowych.
Jak wyjaśnił, spotkanie z 22 września było zaplanowane tydzień wcześniej i Sobiesiak nie miał w nim uczestniczyć. "Uczestników było czterech i pan Sobiesiak dołączył dosłownie na kilka minut, zaproszony w trakcie tego spotkania (...) nie przeze mnie, jak skłamał po raz kolejny pan Kamiński" - zeznał Drzewiecki.
Dodał, że ma czterech świadków na to, że do spotkania z Sobiesiakiem doszło przypadkowo. Jak wyjaśnił, znajomy, który zaprosił Sobiesiaka na to spotkanie, był sponsorem turnieju golfowego mającego się odbyć następnego dnia i miał nadzieję, że wspólnie z Sobiesiakiem namówią go do udziału w tym turnieju, bo mieli nadzieję, że "obecność ministra sportu podniesie rangę zawodów".
Dodał, że nie spotkał się z Sobiesiakiem ani 24, ani 25 sierpnia 2009 r.
"Potwierdzam fakt, ze pan Sobiesiak prosił mnie o pomoc w znalezieniu pracy dla jego córki. Dał mi jej życiorys, z którego wynikało, że jest osobą bardzo kompetentną i świetnie wykształconą. Przekazałem go dyrektorowi mojego gabinetu politycznego, panu Marcinowi Rosołowi. Ani przez moment nie zakładałem, aby pani Sobiesiak mogła pracować w jakiejkolwiek instytucji podległej mi bądź powiązanej z kierowanym przeze mnie resortem" - powiedział. Dodał, że nie wpływał na sposób ani miejsce zatrudnienia Magdaleny Sobiesiak. "Po przekazaniu jej życiorysu panu Rosołowi nie zajmowałem się ta sprawą" - powiedział.
Według materiałów CBA, chodziło o załatwienie Magdalenie Sobiesiak stanowiska członka zarządu w Totalizatorze Sportowym.
"Od lat mój telefon komórkowy jest znany w Łodzi, ale nie tylko w Łodzi i wielu wyborców dzwoni do mnie z różnymi prośbami. Staram się pomóc tak często, jak to jest możliwe" - podkreślił.
Kamiński wykorzystał CBA do prowokacji
Drzewiecki oskarżył przed hazardową komisją śledczą, byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego, że wykorzystał Biuro do "przeprowadzenia przemyślanej i zrealizowanej z bezwzględną konsekwencją prowokacji politycznej". Dowodem tego - zdaniem Drzewieckiego - jest to, że on sam był podsłuchiwany.
Drzewiecki przywołał artykuł w "Rzeczpospolitej" z 20 listopada 2009, w którym - jak mówił - pojawiła się informacja o treści jego rozmowy telefonicznej z żoną. Wyjaśnił, że chodzi o rozmowę, jaką odbył z żoną tuż po spotkaniu 22 września w hotelu Radisson (spotkanie z udziałem Ryszarda Sobiesiaka). "Oznacza to, że albo mi albo mojej żonie założono podsłuch, w tym czasie byłem nie tylko posłem, ale też konstytucyjnym ministrem. Fakt, że byłem podsłuchiwany nie pozostawia najmniejszych wątpliwości co do tego, że Mariusz Kamiński wykrzystał CBA do przeprowadzenia przemyślanej i zrealizowanej z bezwzględną konsekwencją prowokacji politycznej" - powiedział Drzewiecki.
Dodał, że miał nadzieję, iż komisja wyjaśni tę sprawę.
O Kamińskim mówił, że "jest fanatycznie oddany partii i obsesyjnie nienawidzacy przeciwników politczynych, chorobliwie ambitny i niebezpieczny".
Ocenił też, że Kamiński "dostał rozkaz" przeprowadzenia przecieku o działaniach CBA w sprawie nieprawidłowości przy pracach nad zmianami w ustawie hazardowej. Mówił, że Kamiński "wiedział, że musi zaaranżować przeciek sam", bo "panowie z CBA nie mieli żadnych atutów". "Ponieważ pan premier zachował tajmnicę, CBA samo przekazało informację o trwającym postępowaniu, proponując możliwość rzucenia oskarżeń pod adresem premiera i nie tylko. Wiedzieli, że będzie można bezkarnie formułować oskarżenia, które choć nie zamienią się w zarzuty karne, oznaczają faktyczną śmierć polityczną" - mówił.
Dodał, że ma nadzieję, iż komisja wyjaśni, czy Kamiński mógł być źródłem przecieku, choć jednocześnie - zastrzegł - że jego wersja przecieku "jest absurdalna, tak samo jak wersja przedstawiona przez Kamińskiego, nie opiera się o żadne dowody, a jedynie o przekonania".
Pismo dotyczyło rezygnacji z budowy II etapu NCS
Były szef resortu sportu że podpisane przez niego pismo do wiceministra finansów Jacka Kapicy z 30 czerwca 2009 r. w sprawie wykreślenia dopłat z projektu nowelizacji ustawy hazardowej, dotyczyło rezygnacji z budowy drugiego etapu Narodowego Centrum Sportu.
Jak zaznaczył, treść tego pisma była wynikiem nieporozumienia pomiędzy urzędnikami ministerstwa sportu oraz "zwykłego ludzkiego błędu".
Drzewiecki mówił, że fundusze z dopłat do gier (przewidziane w projekcie zmian w ustawie hazardowej) miały być przeznaczone na realizację II etapu budowy NCS, czyli takich inwestycji jak hala widowiskowo-sportowa i kryta pływalnia. Jak podkreślał, było to błędnie utożsamiane z finansowaniem inwestycji związanych z przygotowaniem do Euro2012. Zaznaczył, że w uzasadnieniu do projektu nowelizacji ustawy o grach drugi etap budowy NSC był wskazany jako cel, na który miały być przeznaczone wpływy z dopłat.
Z tego względu - jak przekonywał - gdy zrezygnowano z II etapu budowy NCS (m.in. dlatego, że okazało się to "nierealne finansowo"), dyrektor generalna w jego resorcie Monika Rolnik uznała za konieczne poinformowanie o tym fakcie wiceministra finansów Jacka Kapicy jako odpowiedzialnego za projekt zmian w ustawie hazardowej.
Drzewiecki zaznaczył, że polecił jej przygotowanie stosownego pisma i nie ingerował w jego treść; z kolei Rolnik zleciła przygotowanie pisma dyrektorowi departamentu prawno-kontrolnemu w resorcie sportu Rafałowi Wosikowi. Zdaniem Drzewieckiego intencją Rolnik było to, aby pismo do Kapicy dotyczyło zmiany uzasadnienia ustawy, ale Wosik nie do końca zrozumiał tę intencję, co spowodowało, że piśmie znalazły się sformułowania, których konsekwencją byłaby rezygnacja z dopłat.
Drzewiecki zaznaczył, że szczegółowy opis trybu przygotowania pisma do Kapicy z 30 czerwca znalazł się w pismach skierowanych przez Rolnik i Wosika do szefa Kancelarii Premiera Tomasza Arabskiego 6 października.
Były minister sportu wyjaśniał także intencje drugiego pisma do Kapicy 2 września 2009 roku (w którym wycofywał się z uwag z 30 czerwca i decyzję w sprawie dopłat pozostawiał ministerstwu finansów). Drzewiecki przekonywał, że pismo z 2 września miało związek z pracami nad budżetem na 2010 roku, a nie z ustawą hazardową.
Wyjaśnił, że 7 sierpnia otrzymał z ministerstwa finansów założenia budżetu na rok 2010 z mniejszymi nakładami na sport. "Równocześnie 11 sierpnia skierowaliśmy do uzgodnień międzyresortowych projekt wieloletniego planu inwestycyjnego przewidujący zwiększenie finansowania budowy Stadionu Narodowego o ponad 441 mln zł w roku 2010" - zaznaczył. Dodał, że po analizie budżetu na rok 2010 zgodził się z sugestią Moniką Rolnik, żeby poinformować ministerstwo finansów o chęci pozyskania środków z ewentualnych dopłat do gier "na inne cele sportowe niż związane z II etapem Narodowego Centrum Sportu".
Drzewiecki podkreślił, że nigdy nie inicjował rozmów ws. ustawy hazardowej z żadnym z przedstawicieli ministerstwa finansów. "Ministerstwo sportu przedstawiało jedynie swoje stanowisko w odpowiedzi na pytania ze strony ministerstwa finansów" - zapewnił.
Nie rozmawiałem z Chlebowskim nt. ustawy hazardowej
Były minister sportu zeznał, że nigdy nie rozmawiał z byłym szefem klubu PO Zbigniewem Chlebowskim na temat prac nad zmianami w ustawie hazardowej. Jak zaznaczył, w przeciwieństwie do Chlebowskiego, hazard nie interesował go w ogóle od momentu, gdy został posłem.
"Nie zajmowałem się tym (hazardem - PAP) nigdy" - powiedział.
Były minister sportu zeznał też, że o tym, iż Ryszard Sobiesiak był skazany za korupcję, dowiedział się z mediów w październiku 2009 r.
Jak wyjaśnił, znajomość z Sobiesiakiem miała charakter towarzysko-sportowy, oparty o wspólną pasję do golfa. Na pytanie Sławomira Neumanna (PO) o to, jak częste były to kontakty, odpowiedział, że wtedy, gdy został ministrem sportu, stały się rzadsze. "Dysponowałem (...) czasem w weekendy i wtedy mogłem grać w golfa" - powiedział.
Dodał, że podczas tych spotkań nie rozmawiali o sprawach biznesowych Sobiesiaka. Powiedział, że nigdy nie był w żadnym ośrodku należącym do biznesmana. Zeznał też, że Sobiesiak był kilkakrotnie u niego w domu "wracając z golfa, albo jadąc na golfa, przejeżdżając przez Łódź". Jak wyjaśnił, gdy został ministrem miał mało wolnego czasu, a soboty spędzał na otwarciach "orlików", dlatego w niedziele - gdy ktoś ze znajomych chciał się z nim spotkać - zapraszał do domu.
Schetyna 19 sierpnia był tylko na części spotkania
Drzewiecki powiedział, że jego spotkanie z premierem 19 sierpnia 2009 r. składało się z dwóch części, a ówczesny wicepremier i szef MSWiA Grzegorz Schetyna uczestniczył tylko w drugiej.
Według kalendarium opublikowanego przez kancelarię premiera w październiku po wybuchu tzw. afery hazardowej 19 sierpnia 2009 Donald Tusk spotkał się z Drzewieckim i poprosił go o wyjaśnienie zmiany jego stanowiska w sprawie dopłat do gier. Autor tego kalendarium, sekretarz Kolegium ds. Służb Specjalnych Jacek Cichocki wyjaśniał, składając zeznania przed komisją, że nie uwzględnił informacji o udziale Schetyny w tym spotkaniu, bo nie wiedział o tym.
Drzewiecki relacjonował, że spotkanie z premierem rozpoczęło się około godz. 16.00 i odbyło się w gabinecie szefa rządu. "Zostałem poproszony przez pana premiera. Pan premier był sam w gabinecie i poprosił mnie o przedstawienie, co się dzieje z ustawą o grach i zakładach wzajemnych" - powiedział były szef resortu sportu.
Jak zeznał, później do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów przyjechał wicepremier Grzegorz Schetyna i gdy premier dostał informacje o tym, poprosił wicepremiera na spotkanie. "W drugiej części rozmawialiśmy o dofinansowaniu stadionu narodowego" - powiedział Drzewiecki. "Ponieważ z wicepremierem współpracowałem w sprawie Euro2012 przez dwa lata, było naturalne, że rozmawialiśmy o tym" - zaznaczył.
Drzewiecki zeznał, że podczas obu części spotkania premier nie wspominał o swojej rozmowie z szefem CBA Mariuszem Kamińskim 14 sierpnia; nie informował też o działaniach operacyjnych CBA związanych z nieprawidłowościami dotyczącymi prac nad nowelizacją tzw. ustawy hazardowej. Jak mówił, nie rozmawiali też na temat Ryszarda Sobiesiaka.
Podkreślił, że z materiałem CBA, który Kamiński przekazał premierowi 12 sierpnia, on zapoznał się dopiero za pośrednictwem mediów.
Drzewiecki poinformował, że na spotkanie z premierem 19 sierpnia poszedł po uprzednim spotkaniu z urzędnikami ministerstwa sportu, podczas którego dyskutowano nad szczegółowym kalendarium prac nad projektem tzw. ustawy hazardowej, w tym o trybie przygotowania pisma z 30 czerwca dotyczącego rezygnacji ministerstwa sportu z dopłat.
Sprawą pracy dla córki Sobiesiaka zajmował się asystent
Drzewiecki potwierdził, że Ryszard Sobiesiak zwrócił się do niego, aby załatwił pracę jego córce. Drzewiecki powiedział też, że sprawą zajmował się jego asystent Marcin Rosół, a on sam szczegółowo się nią nie interesował.
Drzewiecki był pytany w jakich okolicznościach Sobiesiak zwrócił się do niego o pomoc w sprawie zatrudnienia córki. "W normalnej rozmowie prosił mnie, czy nie warto by pomóc jego córce, bo ona jest dobrze wykształcona, ma bardzo wysokie kwalifikacje. (...) W pierwszym momencie nawet wziąłem CV i mówię +OK+, zakładając od razu, że nie może to być miejsce pracy w podległym mi ministerstwie ani w żadnych instytucjach, gdzie minister sportu ma wpływ na coś" - tłumaczył Drzewiecki.
Podkreślił, że CV córki Sobiesiaka przekazał Rosołowi. "W zasadzie się tą sprawą nie interesowałem" - zaznaczył.
"Jak Rosół przeczytał to CV, to powiedział, że takiego człowieka nam trzeba. (...) Moja odpowiedź była natychmiastowa: ponieważ to jest córka mojego znajomego, to tylko z tego tytułu nie wchodzi w grę, żebyśmy mogli zaproponować jej pracę u siebie" - dodał. Drzewiecki. Zauważył, że takich ludzi jak Magdalena Sobiesiak "w ogóle potrzeba", bo - jak mówił - ukończyła ona prawo na Uniwersytecie Wrocławskim, studiowała prawo w USA i zrobiła studia MBA.
Według Drzewieckiego, prośba Sobiesiaka dotyczyła znalezienia pracy dla jego córki, ale nie konkretnie w Totalizatorze Sportowym.
Drzewiecki pytany czy wie, dlaczego kandydatura Magdaleny Sobiesiak została ostatecznie wycofana z konkursu na stanowisko w zarządzie Totalizatora Sportowego, odpowiedział: "W momencie kiedy pan Rosół mnie poinformował, że pani Sobiesiakowa złożyła aplikację w konkursie do Totalizatora, to moja odpowiedź była taka, że to jest głupi pomysł"
"W Totalizatorze, mimo że to jest kompletnie niezależna od nas spółka skarbu państwa, mamy przedstawiciela w postaci jednego członka rady nadzorczej. W związku z tym uważałem, że nie powinna startować w takim konkursie, bo to by nas stawiało w złym świetle" - dodał.
Drzewiecki podkreślił też, że nie wiedział o tym, aby Sobiesiak chciał przekonać część członków rady nadzorczej TS do kandydatury swojej córki.
Były minister sportu zeznał też, że on sam spotkał Magdalenę Sobiesiak tylko raz, kilka lat temu, gdy ona studiowała w USA, a on przy okazji podróży do Stanów przekazał jej paczkę, prawdopodobnie z lekarstwami.
Pytany, czy wiedział o spotkaniu Rosoła z Magdaleną Sobiesiak 24 sierpnia w restauracji "Pędzący królik" (według byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego wtedy doszło do przecieku o akcji CBA), Drzewiecki odpowiedział: "Nie wiedziałem, że to spotkanie odbywa się tego dnia i w tym miejscu". Mówił, że wiedział jedynie, iż Rosół po tym jak powiedział mu, że córka Sobiesiaka nie powinna aplikować do Totalizatora, będzie się z nią kontaktował, aby to przekazać.
Drzewiecki powiedział też, że Rosół nie był przez nikogo rekomendowany do pracy w ministerstwie sportu. Dodał, że ministerstwo szukało "młodych ludzi, którzy mają dużo energii i znają się na robocie", a Rosół spełniał te warunki. Dodał, że znał Rosoła z pracy w klubie parlamentarnym PO. Drzewiecki przyznał, że zatrudniając Rosoła wiedział, iż prokuratura prowadziła postępowanie dotyczące możliwości wyprowadzenia pieniędzy podczas jednej z kampanii wyborczych PO. Według niektórych mediów Rosół miał wyprowadzać pieniądze z kasy PO. "To było postępowanie w sprawie, nie przeciw komukolwiek (...) To postępowanie zostało umorzone, ponieważ nie wykazano żadnego naruszenia prawa z braku dowodów" - podkreślił.
Drzewiecki powiedział też, że wcześniej Rosół pracował jako asystent Grzegorza Schetyny, a także w jakiś sposób współpracował z Donaldem Tuskiem, choć - jak powiedział - nie wie, czy był jego asystentem, czy prowadził jego biuro.
Nie interweniowałem w sprawie Czorsztyna
Były minister sportu powiedział, że nigdy nie interesował się i nie interweniował w tzw. sprawie Czorsztyna.
Portal tvp.info pisał w listopadzie 2009 r. o przetargu na dzierżawę wyciągu narciarskiego nad Jeziorem Czorsztyńskim, którym miał interesować się biznesmen Ryszard Sobiesiak. Kluczową postacią przetargu był Lech Janczy - ówczesny działacz PO, który był pełnomocnikiem zarządu państwowego Zespołu Elektrowni Wodnych w Niedzicy, do których należał wyciąg.
Według tvp.info, przetarg był zaplanowany na 12 października, a Janczy miał z końcem września pożegnać się z firmą; Sobiesiak w rozmowach z b. szefem klubu PO Zbigniewem Chlebowskim i Drzewieckim miał zabiegać o to, by ci sprawili, żeby Janczy pracował w niedzickiej elektrowni w momencie rozstrzygnięcia przetargu. Przetarg odbył się, ale ze względu na podejrzenia co do Janczego został unieważniony. Janczy został później wykluczony z PO.
W styczniu Chlebowski zeznał przed sejmową komisją śledczą, że rozmawiał o Czorsztynie z Sobiesiakiem, ale "nie miał z tą sprawą nic wspólnego".