Rzecznik rządu Paweł Graś powiedział, że od kilku dni przygotowywana była debata na dziedzińcu Politechniki o godz. 20 i tam też premier będzie czekał na związkowców z "S" i OPZZ.

Przyjść mają tam też przedstawiciele dwóch mniejszych działających na terenie stoczni związków: "Okrętowiec" oraz Związku Zawodowego Inżynierów i Techników. Zaproszenie tych dwóch mniejszych związków było powodem, dla którego stoczniowa "S" oraz OPZZ odrzuciły zaproszenie do debaty na Politechnice.

"Zapraszając dwa mniejsze stoczniowe związki, premier chciał wprowadzić "konia trojańskiego"

Informując około godz. 14 o tym, że nie przyjdą na debatę przedstawiciele "S" i OPZZ zarzucili Tuskowi, że zapraszając dwa mniejsze stoczniowe związki chciał wprowadzić tam "konia trojańskiego".

"Pan premier wziął sobie na debatę przybudówki, które już w piątek mówiły wyraźnie, że będą próbowały atakować związki zawodowe, (...) a nie będą atakowały premiera" - powiedział na konferencji prasowej pod Pomnikiem Poległych Stoczniowców, przewodniczący Solidarności w Stoczni Gdańsk Roman Gałęzewski. Nazwał zachowanie premiera tchórzostwem.

"W czasie debaty premier nie uchyli się od żadnego pytania"

Po tym wystąpieniu przedstawicieli Solidarności i OPZZ swój briefing zorganizował rzecznik rządu, który podtrzymał zaproszenie na debatę dla wszystkich czterech związków. "Podtrzymujemy zaproszenie. Liczymy, że mimo zapowiedzi zarówno przedstawiciele Solidarności jak i OPZZ na debacie się pojawią. Do samego końca, do godz. 20 będą na nich czekać krzesła" - powiedział Graś.

Rzecznik zaznaczył, że - "szanując wielkość i proporcje związków" - zaproponowano, aby trzy miejsca przeznaczono dla Solidarności, dwa dla OPZZ, a po jednym - dla dwóch mniejszych związków. Jak wyjaśnił, rząd chce "równo i po partnersku" traktować wszystkie związki zawodowe.

Graś zapewnił, że w czasie debaty premier nie uchyli się od żadnego pytania i jest gotów rozmawiać na każdy temat.

Związkowcy: nie tchórzymy przed debatą

Wtedy stoczniowa Solidarność i OPZZ zaproponowały premierowi spotkanie ze związkowcami przed bramą nr 2 Stoczni Gdańsk. "My nie tchórzymy przed debatą. Już szykujemy na dyskusję twarde, stoczniowe krzesła" - powiedział wiceszef stoczniowej "S" Karol Guzikiewicz. Dodał, że związkowcy są równie dobrzy w public relations jak premier, choć mają tylko średnie wykształcenie.

Związkowcy zgromadzili się już przed bramą nr 2 stoczni. Wśród oczekujących na premiera jest też m.in. prałat Henryk Jankowski.



"To rozpaczliwa próba uniknięcia oskarżeń o tchórzostwo"

Odnosząc się do propozycji spotkania przed bramą stoczni, rzecznik rządu ocenił, że jest to "rozpaczliwa próba uniknięcia oskarżeń o tchórzostwo, które płyną pod adresem tych związków" po ich konferencji prasowej. "Od kilku dni telewizje rezerwują czas antenowy i przygotowują relacje na godzinę 20. Czekamy (na Solidarność i OPZZ) na debacie o godz. 20" - powiedział Graś.

Sytuacji wokół debaty nie chciał komentować przebywający z wizytą we Włoszech prezydent Lech Kaczyński. Ocenił jedynie, że sprawy stoczni nie załatwia się poprzez debaty.

"Związkowcy obawiali się, że pokazana zostanie słabość ich argumentów"

Zdaniem wiceszefa klubu PO Grzegorza Dolniaka, związkowcy wycofali się z debaty - ponieważ obawiali się, że pokazana zostanie słabość ich argumentów. "Premier potwierdza swoją obecność na debacie; zaproszenie jest aktualne, więc jeśli ktoś rzeczywiście stchórzył, to na pewno nie premier" - podkreślił.

Według szefa klubu PSL Stanisława Żelichowskiego, związkowcy wiedzieli, że ich argumenty w konfrontacji z argumentami Tuska "pękną jak bańka mydlana" i dlatego zrezygnowali z debaty. Jak ocenił, związkowcy nie mieli konkretnych argumentów.

Zdaniem Jacka Kurskiego (PiS), pomysł debaty premiera z udziałem związkowców nie tylko z Solidarności i OPZZ, ale i z mniejszych organizacji, to "PR-owska zagrywka rządu", która ma odwracać uwagę od nieudolnej polityki jaką gabinet Tuska prowadzi wobec stoczni. "Premier próbuje używać stoczniowców jako mięsa armatniego w swoich PR-owskich zagrywkach" - podkreślił.

Szef SLD Grzegorz Napieralski ocenił, że tego typu debaty nie powinny być organizowane w czasie kampanii wyborczej. "Wiemy dokładnie jaki był cel, debata miała przynieść dodatkowe punkty w czasie kampanii, z ogłoszeniem wielkiego triumfu Tuska" - uważa Napieralski.