Tusk podziękował związkowcom, którzy przyjęli zaproszenie do debaty - przedstawicielom związku zawodowego Okrętowiec oraz Związku Zawodowego Inżynierów i Techników. Pozdrowił też - jak zapewnił - "bez przekąsu" przedstawicieli Solidarności i OPZZ, którzy zrezygnowali z udziału w debacie.
Premier przyznał jednocześnie, że rezygnacja z debaty Solidarności i OPZZ to nie jest komfortowa sytuacja.
"Lepsza jest rozmowa, nawet jeśli argumenty będą ostre, niż wyłącznie krzyczenie na siebie (...) nikt nie ma monopolu na rację, jestem przekonany, że z tej rozmowy wyjdziemy może bardziej do siebie przekonani" - powiedział Tusk.
Premier zapewnił stoczniowców z Gdańska, że nie zostawi ich bez pomocy w przypadku gdyby Komisja Europejska nie zaakceptowała planu restrukturyzacji zakładu.
"Gdyby inwestor nie przekonał Komisji Europejskiej, mimo naszej dużej pomocy, to nie zostawię Stocznia Gdańskiej w sytuacji gorszej niż to było ze Stocznią Gdynia i ze Stocznią Szczecin" - powiedział Tusk podczas poniedziałkowej debaty ze związkowcami.
Zaznaczył, że specustawa stoczniowa była przygotowana tylko dla stoczni szczecińskiej i gdyńskiej. W ramach tej ustawy, pracownicy tych dwóch stoczni, którzy tracili pracę otrzymywali odprawę średnio po 40 tys. zł.
"Ja nie mogę postawić stoczni gdańskiej w stan upadłości, która jest własnością prywatną, ale gdyby coś takiego się stało, to daję wam gwarancje, że stoczniowcy z Gdańska nie będą w gorszej sytuacji niż ci z Gdyni i ze Szczecina" - podkreślił premier.
Premier: Stocznia Gdańska otrzymała ok. 600 - 700 mln pomocy publicznej
Wiesław Szady ze Związku Zawodowego Inżynierów i Techników pytał premiera o działania, jakie podejmie rząd, jeśli Komisja Europejska nie przyjmie aktualnego planu restrukturyzacji Stoczni Gdańskiej i nakaże zwrot pomocy publicznej.
"Co będzie w sytuacji utraty pracy przez stoczniowców? W jaki sposób będą traktowani?" - dopytywał.
Tusk zapewnił, że jego rząd włożył bardzo dużo pracy w to, aby "plany restrukturyzacyjne przedstawione przez właściciela Komisja Europejska zaakceptowała".
Szef rządu poinformował, że Stocznia Gdańska otrzymała "mniej więcej 600 - 700 mln złotych" pomocy publicznej. Składały się na to umorzone zobowiązania wobec partnerów publicznych, np. Skarbu Państwa, urzędu miejskiego w Gdańsku czy izby skarbowej, a także poręczenia i gwarancje kredytowe, wysokości około 500 mln złotych.
"Ktoś może mieć wrażenie, że rząd chce złupić Stocznię Gdańską. Jest dokładnie odwrotnie. Nie chcemy zwrotu tej pomocy" - podkreślił Tusk. Jak zaznaczył, rząd negocjuje z Komisją Europejską wspólnie z inwestorem, który - dodał szef rządu - "wpisał do planu restrukturyzacji ponad 600 mln zł pomocy publicznej" dla stoczni w Gdańsku.
"Umarzamy tę pomoc publiczną i namawiamy Komisję Europejską, aby uznała, że Stocznia Gdańska nie musi zwracać tych pieniędzy" - powiedział Tusk.
Premier: związki powinny szanować zasady; związkowcy: mamy prawo demonstrować
"Związki zawodowe to bardzo ważny element ładu demokratycznego, ale nie jego wyłączna istota" - mówił premier podczas debaty.
"Będę szanował każdego związkowca i każdy związek zawodowy pod jednym warunkiem - że będą szanowali prawo i powszechnie obowiązujące zasady. Związki zawodowe mają swoją rolę do odegrania, ale póki ja będę miał coś do powiedzenia w polskim rządzie, to nie będzie tak, że będą dyktowały wszystkie swoje warunki" - zaznaczył.
Związkowcy - z dwóch stoczniowych związków: Okrętowiec i Związku Zawodowego Inżynierów i Techników - w rozmowie z szefem rządu podkreślali, że mają prawo do demonstrowania. "Uważamy, że pewne prawa powinny zostać zachowane" - podkreślił Wiesław Szady ze Związku Zawodowego Inżynierów i Techników.
Związkowcy pytali również premiera, czy jego zdaniem, związkowców podczas niedawnej manifestacji w Warszawie potraktowano jak kibiców "gorszego kalibru", używając "środków chemicznych".
Premier podkreślił, że specjalna komisja zbada okoliczności użycia gazu łzawiącego podczas manifestacji związków Stoczni Gdańsk w Warszawie. "Ta dokumentacja manifestacji, także poprzednich manifestacji udowadnia jedno, że stroną agresywniejszą są z reguły manifestanci, a nie policja" - powiedział.
"W Polsce mamy ciągle raczej do czynienia z policją - czasami zbyt przestraszoną, albo zbyt pasywną - a nie agresywną" - powiedział. Nie zgodził się z zarzutami, że policja w Polsce zachowuje się zbyt agresywnie, albo nadużywa środków przymusu.
Związkowcy chcieli też wiedzieć, czy premier zdecyduje się na powołanie komisji śledczej, która miałaby wyjaśnić "ciemne strony" restrukturyzacji stoczni gdańskiej na przestrzeni ostatnich lat.
Premier przyznał, że kilka kwestii w sprawie prywatyzacji Stoczni Gdańsk budzi niepokój, ale - dodał - są instytucje jak np. CBA, ABW, prokuratura czy NIK, które są powołane, by zajmować się takimi sprawami.
Szef rządu zaznaczył, że woli się zaangażować w to, żeby Stocznia Gdańsk stanęła na nogi i zarabiała na siebie.
Tusk: w Stoczni Gdańskiej uczyłem się innej Solidarności
Wcześniej związkowcy z Solidarności Stoczni Gdańskiej i OPZZ oświadczyli, że na debatę nie przyjdą w związku z tym, że premier zaprosił też przedstawicieli dwóch mniejszych związków działających w stoczni: "Okrętowiec" oraz Związku Zawodowego Inżynierów i Techników.
Rzecznik rządu Paweł Graś ponowił w ciągu dnia zaproszenie dla "S" i OPZZ. W odpowiedzi związkowcy zaproponowali premierowi spotkanie przed bramą nr 2 stoczni, gdzie czekali na Tuska od godz. 19.
Premier pytany, jak ocenia zachowanie Solidarności powiedział, że jest nim zaskoczony. "Akurat w tamtym miejscu w Stoczni Gdańskiej uczyłem się innej Solidarności, takiej w której dawano głos każdemu i szanowano każdego partnera. Pamiętam, że sierpniu 1980 roku ten ruch budował się z szacunku dla każdego człowieka" - mówił Tusk dziennikarzom po przybyciu na Politechnikę Gdańską.
Jak dodał, "nie ma w tym nic złego, że się rozmawia kolegami z zakładu pracy, razem rozmawia i ma się różne poglądy".
"Zastanawia mnie, co takiego się stało, że nagle wycofali się z tej ustalonej propozycji" - powiedział szef rządu.
Tusk powiedział też, że spodziewa się "twardej i ostrej dyskusji". Jak dodał, ma mocne argumenty, które przedstawi w debacie. "Oddałem się do dyspozycji (związkowców), umówiliśmy się na debatę, mówiłem otwarcie i uczciwe, że jestem gotów się spotkać" - powiedział premier.
Związkowcy "S" i OPZZ przed bramą stoczni czekali na premiera
Związkowcy z "Solidarności" i OPZZ zebrali się w poniedziałek wieczorem przed historyczną bramą gdańskiej stoczni. Przez godzinę czekali na premiera Donalda Tusk, później zasiedli do oglądania relacji ze spotkania szefa rządu z tymi związkowcami, którzy przyjęli jego zaproszenie do debaty.
Przed bramą nr 2 stoczniowcom towarzyszył ks. prałat Henryk Jankowski.
Związkowcy rozstawili przed bramą namiot, a pod nim plastikowe krzesła i stół. Obok stanął telewizor.
Wiceprzewodniczącemu stoczniowej "S" Karolowi Guzikiewiczowi oraz wiceprzewodniczącemu stoczniowej OPZZ Mirosławowi Bratkowskiemu towarzyszy kilkudziesięciu stoczniowców i gdańszczan. "Panie premierze, czekamy na pana. Mamy dla pana krzesło" - apelował Guzikiewicz.
Po półgodzinie oczekiwania wiceprzewodniczący stoczniowej "S" zadzwonił do rzecznika rządu Pawła Grasia: "Chciałem panu powiedzieć, że nie jesteśmy tchórzami" - mówił do Grasia Guzikiewicz, odnosząc się w ten sposób do słów, jakie rzecznik rządu wypowiedział wcześniej w Sopocie.
"Ja powiem tak, ja nie winię za wszystko pana premiera, ale pan premier musi wziąć w swoje ręce to, co złego się w Polsce dzieje i dlatego rozmowa jest konieczna" - przekonywał Guzikiewicz rzecznika rządu.
Ks. Jankowski zapytany o powód, dla którego zjawił się pod bramą stoczni, powiedział: "W roku 80 tu byłem i teraz też tu jestem. Nie zmieniłem się: stary, dobry Jankowski".
Związkowcy zapowiadali, że będą czekać na premiera do godz. 20, ale kiedy ta pora minęła, zostali na miejscu, by wspólnie obejrzeć transmisję z debaty, która odbywa się na Politechnice Gdańskiej. Na debatę stawili się przedstawiciele dwóch mniejszych związków działających w stoczni: Okrętowiec oraz Związku Zawodowego Inżynierów i Techników.