Przygotowana przez szefa Rady Europejskiej propozycja w sprawie budżetu UE lata 2021-2027 zakłada cięcia w porównaniu do projektu KE, którą Polska i inne państwa odrzucały jako niewystarczający. Charles Michel chce jednak przesunięcia kilku miliardów euro do biedniejszych krajów.

Przedstawiony w piątek w Brukseli przez źródła unijne nowy schemat negocjacyjny, czyli dokument, na podstawie którego będą toczyły się negocjacje na czwartkowym szczycie, zakłada poziom wydatków UE w latach 2021-2027 odpowiadający 1,074 proc. połączonego Dochodu Narodowego Brutto (DNB) 27 państw członkowskich. Odpowiada to 1 094 827 mln euro w zobowiązaniach i 1 084 054 mln euro w płatnościach (wszystko w cenach stałych z 2018 r.).

Zaprezentowana w 2018 roku przez KE propozycja zakładała, że wieloletnie ramy finansowe będą na poziomie 1,11 proc. DNB, czyli 1 134 583 mln euro. Już wówczas Polska, a także szereg krajów unijnych, które są beneficjentami środków z polityki spójności, mocno protestowały. Nasz kraj miał stracić 19 mld euro na samych wydatkach na spójność, co - jak przekonywali przedstawiciele rządu w Warszawie - jest nie do przyjęcia.

Teraz środków ma być jeszcze mniej, choć Michel - jak podały źródła - zaproponował zmiany w formule rozdziału funduszy, dzięki czemu 6 mld euro ma zostać przesunięte z bogatszych do biedniejszych regionów. Ile z tego może trafić do Polski? Na razie nie jest jasne.

Generalnie wydatki na politykę spójności dla wszystkich 27 państw członkowskich mają wynieść 323 mld euro na kolejne siedem lat. Dla porównania w latach 2014-2020 również 27 krajów UE (z wyłączeniem Wielkiej Brytanii) miało do podziału na ten cel 44,5 mld euro więcej.

Dla krajów z grupy przyjaciół polityki spójności, wśród których jest Polska, takie cięcie może być trudne do przyjęcia. Podobnie jak dla Parlamentu Europejskiego, który domagał się utrzymania wydatków na spójność na takim samym poziomie jak dotychczas, grożąc przy tym wetem, jeśli się tak nie stanie.

Szef Rady Europejskiej proponuje, aby na Wspólną Politykę Rolną na lata 2021-2027 trafiło 329,3 mld euro. W kończącej się "siedmiolatce" było to kilkadziesiąt miliardów więcej – 382,5 mld euro. Na osłodę daje on jednak możliwość przesunięć pomiędzy dopłatami bezpośrednimi dla rolników, a funduszami na rozwój obszarów wiejskich.

Michel chce zwiększenia środków w budżecie na wspólny rynek, innowację i cyfryzację. Na program finansowania nauki Horyzont Europa ma trafić 80,9 mld euro (w latach 2014-2020 było to 65,2 mld euro). W ramach mechanizmu wsparcia dla inwestycji infrastrukturalnych Łącząc Europę (Connecting Europe Facility) więcej pieniędzy trafi na energię i cyfryzacje, mniej na transport. Michel chce też zwiększenia środków na Europejski Program Kosmiczny – z 11,3 mld euro do 13,2 mld euro.

Na program InvestEU ma trafić 11,3 mld euro (w latach 2014-2020 było to 4 mld euro). Michel proponuje też zwiększenie środków na program Erasmus, z 13,9 mld euro w poprzednim budżecie na 21,2 mld euro w przyszłym. Propozycja przewiduje też więcej środków na migrację, zarzadzanie granicami zewnętrznymi UE i FRONTEX. Łącznie na ten cel ma trafić 21,9 mld euro, ponad dwa razy więcej, niż w poprzedniej "siedmiolatce".

Znacznie zwiększono też środki na Europejski Fundusz Obronny. Na ten cel ma trafić w przyszłym budżecie 7 mld euro (w poprzedniej siedmiolatce było 600 mln euro). Schemat negocjacyjny zakłada również, zgodnie z propozycją KE, przeznaczenie 7,5 mld euro na Fundusz Sprawiedliwiej Transformacji.

Szef Rady Europejskiej utrzymał mechanizm przewidujący powiązanie dostępu do środków unijnych z przestrzeganiem praworządności. Jest jednak istotna zmiana dotyczącą decydowania o zamrażaniu środków. Aby do tego doszło potrzeba będzie kwalifikowanej większości państw członkowskich, co oznacza, że będzie to trudniej zrobić niż w propozycji przedstawionej przez Komisję Europejską. "O to będzie bój" - powiedziało źródło unijne. Część państw zachodnich wolałby jednak, żeby sankcje za łamanie praworządności były łatwiejsze do wprowadzenia.

Kompromis Michela zakłada też wprowadzenie nowych źródeł dochodów do unijnego budżetu, tzw. zasobów własnych. Miałyby się one opierać na środkach wpłacanych przez kraje członkowskie w związku z niepoddanym recyklingowi plastikiem, a także na wpływach ze sprzedaży pozwoleń na emisje CO2. Według źródeł ich suma miałaby wynosić 14-15 mld euro rocznie, ale nie będą to dodatkowe pieniądze, bo o tyle zmniejszą się składki przekazywane bezpośrednio z budżetów krajów członkowskich.

Zapowiedziany na czwartek szczyt zanosi się na bardzo długie spotkanie, które może się przeciągnąć na piątek, a może i nawet na sobotę. "Liderzy zostali poproszeni o wyczyszczenie swoich kalendarzy" - podało źródło. W negocjacjach nad kończącą się właśnie perspektywą potrzeba była kilka szczytów, żeby znaleźć porozumienie. Teraz jednak - jak przekonują źródła - szef Rady Europejskiej jest zdeterminowany, żeby zakończyć ten spór już przy pierwszym podejściu.