Miało być spektakularne rozszerzenie „nowej piątki PiS” i sięgnięcie po nieoczywisty elektorat. Skończyło się na mało znaczącym rebrandingu i obietnicą zachowania wolności w Internecie. Najciekawsze jest jednak to, z czego PiS chyba nie zdał sobie do końca sprawy, składając taką obietnicę - swoimi zapowiedziami przyznał bowiem, że budząca emocje dyrektywa nie taka straszna, jak je malują.

Gdy pojawiły się spekulacje o możliwym rozszerzeniu wyborczej „piątki PiS” (o czym w czwartek donosił serwis 300polityka.pl), a obecnie „Piątki Plus, oczywistym było, że nie będzie to kolejna propozycja fiskalna. Budżet państwa mógłby nie udźwignąć kolejnego rozdawania pieniędzy, a już na pewno nie zdzierżyłaby tego minister finansów Teresa Czerwińska, i tak już mocno zdystansowana do piątki Kaczyńskiego w jej wymiarze finansowym.

PiS znów postanowił skorzystać z prezentu, który przygotowała mu opozycja, czyli nagłośnić temat unijnej dyrektywy o prawach autorskich (przez jej przeciwników nazywana jako „ACTA2”) oraz wykazać - zupełnie słusznie - intelektualne szpagaty, jakie wokół tej sprawy wykonuje Platforma Obywatelska. Na konwencji dużo więc było słów o wolności, o jej korzeniach i prawie do realizowania swoich życiowych aspiracji.