Z danych GUS wynika, że liczba noworodków wzrosła z 369,3 tys. w 2015 r. do 382,3 tys. w 2016 r. i 401,9 tys. w 2017 r., przekraczając tym samym 400 tys., pierwszy raz po 2010 r.
"Znaczący wzrost liczby urodzeń między 2015 a 2017 rokiem jest imponujący, ale tak naprawdę zdecydowanie lepiej spojrzeć na inne mierniki mówiące o tym, ile dzieci wydaje na świat typowa kobieta. I rzeczywiście tutaj nastąpiła bardzo wyraźna zmiana" – podkreślił prof. Szukalski.
Z danych demograficznych wynika, że współczynnik dzietności po utrzymywaniu się w latach 2011-2015 na poziomie poniżej 1,3, podniósł swą wartość do 1,357 w 2016 r. i 1,453 w 2017 r., osiągając poziom znacznie wyższy niż w wariancie bardzo wysokim założeń odnośnie do płodności w prognozie ludnościowej GUS z 2014 r.
"O ile w 2015 r. na 100 kobiet urodziło się niecałe 130 dzieci, o tyle w 2017 roku – już 145. To pokazuje bardzo dużą skalę zmian, choć jest ona bardzo zróżnicowana w zależności od tego, z którym w kolejności urodzenia dzieckiem mamy do czynienia. Tak naprawdę, kiedy patrzymy na rozkład dzietności w zależności od kolejności urodzenia, widać, że w Polsce przede wszystkim zareagowały te kobiety, te rodziny, które chciały mieć dziecko drugie i trzecie" – wyjaśnił demograf.
Z zebranych przez eksperta danych wynika, że to właśnie urodzenia drugiego i trzeciego dziecka odpowiadały za 80 proc. wzrostu poziomu dzietności w naszym kraju w latach 2016-2017. W przypadku urodzeń pierwszych było to 15 proc. przyrostu współczynnika dzietności.
Prof. Szukalski przeanalizował również, jaka – w warunkach utrzymywania się w dłuższym czasie zachowań rozrodczych bez zmian – byłaby skala bezdzietności, jedno- i dwudzietności oraz wielodzietności.
"Bardziej dogłębna analiza pokazuje, że te zmiany praktycznie nie miały żadnego wpływu na skalę bezdzietności. Wciąż 33-34 proc. kobiet w Polsce to kobiety, które – przy założeniu utrzymywania się w długim okresie obecnego wzorca dzietności – nie doczekałyby się ani jednego potomstwa" – dodał ekspert.
Bardzo wyraźnie za to wzrosła częstość posiadania dwojga i trojga dzieci. "Po raz pierwszy od kilkunastu lat mamy do czynienia z sytuacją, że rzeczywiście posiadanie dwojga dzieci jest najpopularniejsze – 40 proc. kobiet ostatecznie posiadałoby dwoje dzieci" – zaznaczył. Zwrócił też uwagę, że lata 2016/2017 były okresem spadku jednodzietności – o kilka punktów procentowych.
Na dodatek – jak podkreśla ekspert – wszystkie te zmiany nastąpiły w sytuacji pewnej zmiany długookresowej tendencji. "Od ćwierćwiecza mamy do czynienia z wyraźną tendencja do odkładania decyzji prokreacyjnych na coraz wyższy wiek. I o ile w przypadku pierwszego dziecka te dwa lata przyniosły co prawda spowolnienie, ale utrzymanie tej tendencji, o tyle w przypadku urodzeń drugich i trzecich zauważalne jest to, iż matki rodzące w 2017 roku są troszkę młodsze niż ich odpowiedniczki, które rodziły drugie i trzecie dziecko w 2015 r." – wyjaśnił prof. Szukalski.
Według demografa zmiany dzietności, jakie można było zaobserwować w latach 2016-2017, zapewne uwarunkowane są licznymi czynnikami, bo w ostatnich latach znacznie poprawiła się sytuacja na rynku pracy, rozbudowany został system opieki nad małymi dziećmi i wdrożono nowe, związane z rodzicielstwem, elementy systemu zabezpieczenia socjalnego.
Jego zdaniem to, że mamy do czynienia głównie z reagowaniem kobiet, które rodzą drugie i kolejne dzieci, wskazywałby, że prawdopodobnie jest to również efekt rządowego programu "Rodzina 500 plus".
"Pozostaje pytanie, na ile jest to efekt odnoszący się do długiego okresu, a na ile efekt związany ze zmianą kalendarza, z tym, że część kobiet, nie wiedząc, jak długo będzie utrzymane tego typu świadczenie, decydowało się na urodzenie dziecka drugiego, trzeciego troszkę wcześniej, niż to by wystąpiło w innej sytuacji" – podkreślił demograf z Uniwersytetu Łódzkiego.