Na kilkadziesiąt godzin przed pierwszą turą francuskich wyborów prezydenckich w niedzielę, czwórka kandydatów ma szanse na przejście do drugiej tury. Różnice dzielące ich w sondażach mieszczą się w granicy błędu statystycznego.

Na trzy dni przed głosowaniem niemal jedna trzecia uprawnionych do głosowania nie zamierzała iść do urn. Wśród tych, którzy pewni byli, że pójdą, około jednej trzeciej przyznawało, że nie są pewni, na kogo zagłosują.

Czwartkowe rezultaty wskazywały na prowadzenie centrysty Emmanuela Macrona (25 proc.), który wyprzedza Marine Le Pen (22 proc.). Francois Fillon i Jean-Luc Melenchon zrównali się, mając po 19 proc.

Gdy w 2011 r. Marine Le Pen zastąpiła ojca na czele Frontu Narodowego (FN), postawiła sobie za zadanie „oddemonizowanie” partii, poprzez odcięcie się od jej korzeni sięgających kolaboracji z hitlerowskim okupantem. Ta polityka pozwoliła na rozszerzenie sympatyków FN.

W obecnej kampanii sondaże bardzo długo wskazywały na zwycięstwo w pierwszej turze liderki FN, która wyraźnie wyprzedzała wszystkich konkurentów. Zamiar głosowania na nią deklarowało aż 28 proc. badanych.

Na tydzień przed pierwszą turą wyborów wszystko się zachwiało. Marine Le Pen nie tylko straciła zwolenników, ale w sondażowych deklaracjach wyprzedził ją odrzucający podział na lewicę i prawicę Macron.

Marine Le Pen od początku zapowiadała wyjście Francji ze strefy Schengen i referendum w sprawie pozostania w UE, ale starała się o łagodne sformułowania. Pod wpływem nieprzychylnych sondaży uznała, że pomóc jej może powrót do radykalnego stylu i tradycyjnych tematów FN: walki z imigracją i bezpieczeństwa.

Na tydzień przed pierwszą turą, rezygnując z poprawności politycznej, piętnowała muzułmanów i zapowiedziała, że aż do ustalenia nowych, o wiele ostrzejszych reguł wstrzyma wszelką imigrację, również legalną.

W niedzielę wieczorem okaże się, czy ta taktyka przyniosła oczekiwane wyniki.

Przywódca „Francji Nieujarzmionej” Melenchon, niegdyś socjalistyczny minister i senator, zerwał z obecnie rządzącą Partią Socjalistyczną (PS) w 2008 r. i założył Partię Lewicy. Jako jej przywódca kandydował w poprzednich wyborach prezydenckich, proponując program radykalnie rewolucyjny.

W obecnej kampanii, którą rozpoczął idąc śladem poprzedniej, bardzo złagodniał i kilkakrotnie deklarował: „nie jestem ze skrajnej lewicy”.

Przeciwnik liberalizmu, Melenchon jest za zerwaniem unijnej umowy o wolnym handlu z Kanadą i porzuceniem rozmów na ten temat z USA. Zdaniem ekonomistów jego program wielkich inwestycji i wydatków budżetowych doprowadzić musi do galopującej inflacji, a wielokrotne zwiększenie podatków „dla bogatych” - do ucieczki kapitałów.

Dużo miejsca zajmuje w jego programie ekologia, na którą przeznaczyć zamierza natychmiast 50 mld euro, z czego 25 mld - na przejście na odnawialną i czystą energię.

Melenchon głosi konieczność zasadniczych zmian instytucjonalnych, które spowodują przejście do VI Republiki (obecna jest piąta). Wśród nich jest możliwość odwołania w czasie trwania mandatu deputowanych, radnych, a nawet prezydenta.

Lider „Francji Nieujarzmionej” ma zamiar wyprowadzić Francję z UE i z NATO. Pragnie natomiast wejścia do Alianza Bolivariana, organizacji polityczno-gospodarczej założonej przez Hugo Chaveza i Fidela Castro, w której obserwatorami są Iran i Syria.

Bardzo jest przychylny Rosji i jej prezydentowi Władimirowi Putinowi, a wojnę w Syrii traktuje jako „wojnę rurociągów” gazowych i naftowych. Sprzeciwiając się wspólnej obronie europejskiej, insynuuje możliwość wojny polsko-ukraińskiej.

Doskonały mówca, używający błyskotliwych i niepozbawionych humoru sformułowań, Melenchon potrafi nawiązać kontakt z publicznością.

Sondażowy sukces, który w pewnym momencie doprowadził do przewagi nad kandydatem prawicy Francois Fillonem w sondażach wyborczych, zawdzięcza odejściu lewicowych socjalistów od oficjalnego kandydata ich partii oraz talentowi trybuna.

Po niespodziewanym zwycięstwie w listopadowych prawyborach prawicy, prawie wszyscy uważali, że były premier Fillon ma już zagwarantowany fotel prezydenta Francji i wybory będą tylko formalnością.

Nie przypuszczano, że wydobyte na światło dzienne afery postawią kandydata w stan oskarżenia. Deputowanemu partii Republikanie zarzuca się, że zatrudniał fikcyjnie swą żonę jako asystentkę parlamentarną i z tej samej państwowej kasy płacił swym dzieciom. Niesmak wzbudziła rewelacja o przyjęciu przez F. Fillona prezentu w postaci szytych na miarę garniturów wartości 50 tys. euro. Tym bardziej, że ofiarodawcą był libański biznesman o dosyć wątpliwej reputacji.

Sztab Republikanów bardzo poważnie myślał o wyeliminowaniu Fillona z wyborów, ale było już za późno. Na dodatek, kilka dni po postawieniu mu zarzutów, kandydat potrafił zebrać 40 tys. osób na potężnej manifestacji w Paryżu.

Na niecały tydzień przed pierwszą turą znów prześcignął Melenchona i choć w czwartek sondaże wskazywały na ich ponowne zrównanie, specjaliści od analiz „big data”, widzą tendencję zwyżkową w poparciu dla Fillona.

Jego program określony został jako „bezpośrednie dziedzictwo thatcheryzmu”, od nazwiska ultraliberalnej premier brytyjskiej z lat 80. Zamierza on zredukować o pół miliona liczbę pracowników państwowych, odrzuca ustawowy czas pracy tygodniowej. Pragnie uprościć zwalnianie pracowników, zredukować o 50 mld euro składki socjalne płacone przez pracodawców i podwyższyć wiek emerytalny do 65 lat.

Jest zwolennikiem zniesienia sankcji wobec Moskwy i przyjacielem Putina. W zreformowanej UE pragnie dać większą rolę strefie euro.

Pod koniec kampanii uprzedzał wyborców Marine Le Pen, że „głosując na liderkę FN, wybierzecie Macrona”, którego atakował za udział (jako minister gospodarki) „w katastrofie, jaką była dla kraju prezydentura Francois Hollande’a”.

Emmanuel Macron, niegdyś błyskotliwy bankier w słynnej firmie Rothschildów, następnie doradca i wreszcie minister gospodarki Hollande’a, przedstawia się jako „kandydat postępu”, wykraczający ponad podziały na prawicę i lewicę.

Do swego ruchu „En Marche!” udało mu się przyciągnąć wielu centrystów i socjaldemokratów z prawego skrzydła PS. Ma jednak trudności ze zwerbowaniem pierwszoplanowych osobistości prawicowych.

Program ekonomiczny Macrona jest liberalny, ale z odcieniem socjalnym. Krytycy zarzucają niespełna czterdziestoletniemu politykowi, że reforma ekonomiczna wydaje mu się panaceum na wszelkie bolączki społeczne.

Jedyny wśród kandydatów euroentuzjasta, Macron przeciwstawiał się zdecydowanie atakom wszystkich jego konkurentów na „pracowników delegowanych” (pracujących we Francji obywateli UE, zatrudnionych przez firmy spoza Francji), wśród których najliczniejsza grupa to Polacy.