Co trzecie zdjęcie zrobione przez stojące przy stołecznych ulicach fotorejestratory wylądowało w koszu - ustaliło Biuro Kontroli Komendy Głównej Policji. Urządzenia do robienia zdjęć piratom były źle ustawione - pisze "Życie Warszawy", które jako pierwsze dotarło do wyników.

Okazało się, że prawie 32 procent zdjęć (czyli ponad 7 tysięcy) nie zostało zakwalifikowanych do dalszego postępowania. Dlaczego? "Były złej jakości technicznej, np. na fotografii znajdowało się kilka samochodów albo sfotografowany został tylko fragment tablicy rejestracyjnej" - tłumaczy Grażyna Puchalska z Komendy Głównej Policji. "Niekiedy obraz został zakłócony refleksem światła odbitym od mokrej jezdni, mieliśmy zdjęcia twarzy kierowcy, ale bez tablicy rejestracyjnej. Takie fotografie były odrzucane" - dodaje Krzysztof Bujnowski, naczelnik Wydziału Ruchu Drogowego KSP.

Dlaczego aż tyle zdjęć zdyskwalifikowano?

"Urządzenia były źle ustawione przez policjantów" - przyznaje jeden z mundurowych.

Z kontroli KGP wynika, że znacznie lepiej niż z urządzeniami policjanci radzili sobie z opracowywaniem zdjęć. 93 proc. fotografii opisali w ciągu miesiąca od ich wykonania, tylko 7 procent w ciągu dwóch miesięcy. A czas jest ważny, bo po upływie 30 dni od daty wykroczenia ulega ono przedawnieniu i nie można nakładać mandatu.