Pani Iza w ósmym miesiącu ciąży przestała czuć ruchy dziecka. Zaniepokojona zgłosiła się do szpitala. Badania wykazały, że dziecko nie żyje, ale później - jak mówi - zostawiono ją samą sobie. Nikt do niej nie przyszedł, choć mówiła, że zaczęły się skurcze.

- Mąż biegał po pielęgniarkę, po lekarza. Twierdzili, że mam czekać. Odeszły mi wody na łóżku. Urodziłam na sali, na podłodze - mówi Izabela Zięba. Teraz wewnętrzne, szpitalne postępowanie ma wyjaśnić, dlaczego nikt nie pomógł kobiecie.