Administracja Joego Bidena w 2021 r. ultimatum odrzuciła, respektując zobowiązania sojusznicze wobec 14 państw, które przystąpiły do NATO po maju 1997 r., w tym Polski. Czy administracja Donalda Trumpa podtrzyma tę linię? Obecny prezydent zapewnia, jak bardzo ceni Polskę za wzrost wydatków na obronę. Dopytywany w piątek przez Polskie Radio, czy jest tak samo oddany państwom bałtyckim, zawahał się jednak i dodał, że „one też mają trudne sąsiedztwo”. Dobrej atmosferze sprzyja znajomość Trumpa z Andrzejem Dudą. Czy tak samo będzie po zmianie w Pałacu Prezydenckim, zwłaszcza jeśli zamieszka tam przedstawiciel Koalicji Obywatelskiej, w którą trumpiści już biją za globalizm i antyamerykanizm? Albo kiedy Kreml zażąda tego w trakcie rokowań z Trumpem?
Najświeższą nowością była decyzja o wstrzymaniu pomocy wojskowej dla Ukrainy akurat wtedy, gdy rosyjski impet w działaniach zaczepnych na Donbasie mocno osłabł. Moskwa, zachęcona woltą Trumpa, eskaluje żądania i wraca do ultimatum sprzed kilku lat. W otoczeniu Trumpa roi się zaś od ludzi wzywających do opuszczenia NATO. Taką propozycję senatora Mike’a Lee poparł już Elon Musk, szara eminencja republikańskiej administracji. Roi się tam też od ludzi kolportujących rosyjskie tezy propagandowe. Bajki o globalistach z Zachodu, które czytaliśmy u Aleksandra Dugina, teraz płyną z ust oddanych zwolenników prezydenta USA.
Gdy zastanawialiśmy się w Europie, czy blokować RT, nie zakładaliśmy, że wkrótce podobnymi tezami będą nam programować umysły amerykańskie społecznościówki. Musk, właściciel X, wsparł już Alternatywę dla Niemiec i Călina Georgescu, antyzachodniego lidera wyścigu prezydenckiego w Rumunii. Jeśli w przyszłych kampaniach algorytmy będą na tego typu siły pracować równie skutecznie, co na Trumpa, otrzymamy paradę zwycięstwa prorosyjskiej prawicy w kolejnych stolicach. Francja Emmanuela Macrona jest dziś liderem kontynentalnej Europy w przeciwdziałaniu Rosji. Francja Marine Le Pen zmieni front tak, jak robi to Trump.
Programowanie umysłów idzie dalej. Prawo i Sprawiedliwość w 2022 r. było najważniejszą siłą motywującą Europę do działań. Nie z miłości do Ukrainy, lecz z niechęci do Kremla to wynikało, ale żołnierze, którzy dostali za to od Polski niemal 400 czołgów, więcej niż od kogokolwiek innego, w takie niuanse wnikać nie musieli. To z PiS (liczonego razem z obozem prezydenckim) wyszły inicjatywy przyznania statusu kandydata do Unii Europejskiej, uczynienia z Rzeszowa najważniejszego punktu przeładunkowego dla dostaw broni, powołania koalicji czołgowej. Dziś niektórym politykom PiS – sięgnę po lubiany przez nich patos – Trump zastąpił ojczyznę.
Jeśli trumpizm przedszkolnym pseudorealizmem zabije w nich także antyrosyjskość, PiS przestanie być ewenementem wśród pokrewnych ideowo, zwykle prokremlowskich ugrupowań. – Polski ‘22 już nie ma – powiedział mi rozczarowany przedstawiciel obozu PiS, wciąż wierny linii Lecha Kaczyńskiego. Słowa Grzegorza Pudy z Radia Zet, że „jest to bardziej pozytywne dla nas rozwiązanie, sojusz, który odbywałby się między Trumpem i Putinem”, były przejęzyczeniem. Z kontekstu wynika, że poseł chciał powiedzieć „pokój”, a nie „sojusz”. Nie przejęzyczył się za to Przemysław Czarnek, który nazwał „głupkiem” prezydenta Wołodymyra Zełenskiego. Teraz już można. Pan Trump pozwolił.
Druga strona też nie jest odporna na demagogię z algorytmów. Propozycja dyskryminacji dzieci uchodźców wojennych poprzez pozbawione nawet ekonomicznego sensu odebranie im 800+ nie wyszła z Konfederacji ani spod prawej ściany w PiS, ale od jakże przywiązanego do praw człowieka Rafała Trzaskowskiego. Donald Tusk może deklarować na X, że „ukraińscy przyjaciele nigdy nie będą sami”, ale to tylko słowa. Realnie ten rząd nie odważył się dotąd na samodzielną inicjatywę wsparcia Ukrainy na wzór tych z 2022 r. I się nie odważy. Pan Sondaż nie pozwoli.
Jeśli Trump wycofa się z Europy Środkowej albo rozbije NATO (dla nas na jedno wychodzi), społeczeństwo zacznie się bać. Rosjanie pójdą w makabrę i nasze serwisy społecznościowe zaleją zastraszacze. Może będą to scenki pokazujące mordowanie przy użyciu młotów, jak to robili wagnerowcy, może odcinanie głów jeńcom, a może skończy się straszeniem bronią jądrową. A gdy społeczeństwo zacznie się bać, znajdzie polityków, którzy stwierdzą, że warto się z tą Rosją jakoś dogadać, a linia Viktora Orbána nie jest taka zła.
Dokąd ta linia ich doprowadzi? Tydzień temu pokazał to minister obrony Słowacji Robert Kaliňák. On już nawet okupację sobie zracjonalizował. Trzeba ją zwyczajnie przeczekać. – W końcu ten Rosjanin odejdzie. Zawsze tak było – tłumaczył, dlaczego opór nie ma sensu. Co można zastać tam, skąd „Rosjanin w końcu odszedł”, pokazała Bucza, ale o tym Kaliňák nie myśli. To zbyt straszne. A może też już uznał, że Bucza była zachodnią inscenizacją.
Są i gorsze wiadomości. Osłabienie NATO zachęci Rosjan do przetestowania art. 5 traktatu północnoatlantyckiego. Nie będzie to od razu inwazja, jak 24 lutego. Ale co się stanie, jeśli w przygranicznych rejonach Łotwy pojawią się trzy brygady zielonych ludzików? Kreml odpowie, że owszem, trudna sytuacja, ale spróbujmy ją rozwiązać pakietowo. Mamy tu gotowy projekt, sprawdźcie maila z 22 grudnia 2021 r. Czy Niemcy pójdą z odsieczą, gdy zabraknie Amerykanów? A może prezydent Le Pen wyda taki rozkaz Francuzom?
Łukasz Adamski z Centrum Dialogu im. Juliusza Mieroszewskiego opublikował na Facebooku raporty z rozmów premierów Winstona Churchilla i Stanisława Mikołajczyka. Presja na dogadanie się ze Stalinem na jego warunkach przypominała tę, jaką widzieliśmy w piątek w Gabinecie Owalnym. Churchill używa argumentu, że jeśli Polacy się nie ugną, „przyjazna atmosfera wytworzona w Moskwie zaniknie”. Do Jałty zostały trzy miesiące. My tu w regionie od historycznych skojarzeń się nie odpędzimy. „Bo za oknem śnieżyca, chichoty i wycie, przed którymi na próżno chowamy się w życie. Ten niepokój dopadnie nas zawsze i wszędzie. Pamiętamy, co było, więc wiemy, co będzie” – śpiewał w 1987 r. Jacek Kaczmarski.