Policja w Nowym Jorku aresztowała w środę mężczyznę poszukiwanego za użycie dzień wcześniej bomby dymnej i postrzelenie 10 osób w tamtejszym metrze. Różnych obrażeń doznało łącznie 29 osób.

Według władz dzięki zdjęciom w mediach społecznościowych 62-letniego czarnoskórego Franka R. Jamesa rozpoznali przechodnie, kiedy chodził po Manhattanie. Powiadomili o tym funkcjonariuszy policji, którzy zatrzymali mężczyznę ok. godz. 13.40 bez incydentów.

Telewizja ABC, powołując się na świadków, relacjonuje, że widzieli oni w metrze, jak napastnik w pomarańczowej kamizelce odblaskowej „mamrotał do siebie, założył maskę gazową i wyjął z torby pojemnik, z którego wydobywał się dym, a następnie zaczął strzelać".

Kule dosięgły w wagonie 10 osób. Inne doznały obrażeń kiedy uciekały ze stacji metra lub ucierpiały od wdychania dymu. Nie są to rany zagrażające ich życiu.

Niektóre źródła uznały za cudowne, że mężczyzna, który oddal ponad 30 strzałów, nie spowodował większych ofiar w ludziach. Władze przypisują to także temu, że w pistolecie Jamesa Glock kalibru 9 mm, zaciął się magazynek.

"Jeśli przynosisz bombę dymną lub broń automatyczną, jesteś w masce gazowej i w bardzo metodyczny sposób ranisz niewinnych nowojorczyków, to jest to terror" – ocenił burmistrz Eric Adams.

Broń i zakup maski przeciwgazowej na eBay'u, a także wynajęcie furgonetki, którą James przybył z Pensylwanii do Nowego Jorku, a klucze od samochodu znaleziono w metrze, ułatwiły zidentyfikowanie podejrzanego. Wcześniej nie popełnił zdaniem władz poważnych przestępstw.

"W tej chwili nadal nie znamy motywacji podejrzanego" – przyznała komisarz policji Keechant Sewell.