Z punktu widzenia logistycznego jesteśmy gotowi na transport Polaka w śpiączce z Wielkiej Brytanii - zapewnił w sobotę wiceminister zdrowia Waldemar Kraska. "Czekamy tylko na sygnał, kiedy taki ewentualny transport może nastąpić" - dodał.

W piątek Prokuratura Okręgowa w Warszawie złożyła wniosek o całkowite ubezwłasnowolnienie Polaka w śpiączce. Sąd Okręgowy w Warszawie na wniosek prokuratora orzekł o zabezpieczeniu postępowania poprzez wyrażenie zgody na przetransportowanie mężczyzny na terytorium Polski. Koordynatorem transportu ma być Ministerstwo Zdrowia.

Kraska pytany o tę kwestię w Radiu Zet poinformował, że transport Polaka powinien nastąpić jak najszybciej, "czyli nie mówimy tutaj o dniach, tylko o godzinach". "Z punktu widzenia logistycznego, medycznego jesteśmy gotowi, czekamy tylko na sygnał, kiedy taki ewentualny transport może nastąpić" - zapewnił.

"Jeżeli będzie zgoda i pacjenta będzie można przetransportować do Polski, to załoga jest gotowa. W tej chwili Klinika Budzik deklaruje, że tego pacjenta przyjmie, więc samolot wyląduje na lotnisku w Szymanach, potem zostanie on przetransportowany śmigłowcem do Olsztyna" - wskazał wiceminister.

Odnosząc się do sytuacji mężczyzny, powiedział że "zawsze trzeba dać szansę człowiekowi". "To nie my decydujemy, kiedy człowiek ma umrzeć" - podkreślił. Zaznaczył, że "jeżeli tylko strona brytyjska się na to zgodzi, pacjent zostanie przetransportowany do kraju i będzie on pod opieką naszych lekarzy".

Chodzi o R.S. - mężczyznę w średnim wieku (jego personalia nie mogą być publikowane ze względu na dobro rodziny), który od kilkunastu lat mieszka w Anglii i który 6 listopada 2020 r. doznał zatrzymania pracy serca na co najmniej 45 minut, w wyniku czego, według szpitala, doszło do poważnego i trwałego uszkodzenia mózgu. W związku z tym szpital w Plymouth wystąpił do sądu o zgodę na odłączenie aparatury podtrzymującej życie, na co zgodziły się mieszkający w Anglii żona i dzieci mężczyzny. Przeciwne są temu jednak mieszkające w Polsce matka i siostra, a także mieszkające w Anglii druga siostra mężczyzny i jego siostrzenica.

15 grudnia brytyjski Sąd Opiekuńczy - specjalny sąd zajmujący się wyłącznie sprawami dotyczącymi osób ubezwłasnowolnionych lub niemogących samodzielnie podejmować decyzji - uznał, że żona mężczyzny wie lepiej niż jego matka i siostry, jaka byłaby jego wola. Orzekł też, że w obecnej sytuacji podtrzymywanie życia mężczyzny nie jest w jego najlepszym interesie i w związku z tym odłączenie aparatury podtrzymującej życie będzie zgodne z prawem, zaś mężczyźnie należy zapewnić opiekę paliatywną, by do czasu śmierci zachował jak największą godność i jak najmniej cierpiał. Sąd nie zgodził się też na przetransportowanie R.S. do Polski, argumentując, że wiązałoby się to z dużym ryzykiem śmierci w trakcie transportu, co byłoby bardziej uwłaczające godności niż odłączenie aparatury.

Aparatura podtrzymująca życie została w zeszłym tygodniu odłączona po raz czwarty. W pierwszych trzech przypadkach z powrotem ją przyłączono - po dwóch, pięciu i trzech dniach - w związku ze złożonym wnioskiem o apelację, którego nie przyjęto, w związku z nowymi dowodami przedstawianymi przez tę część rodziny, która walczy o podtrzymywanie życia oraz z powodu skargi do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, której ten jednak nie przyjął.

W sobotę na godz. 11 zaplanowano w tej sprawie konferencję pełnomocnika Rządu do spraw Praw Człowieka Marcina Warchoła.