Na wysokości Usnarza Górnego nadal koczuje grupa migrantów, ostatnio zauważyliśmy tam 27 osób - powiedziała PAP rzeczniczka Straży Granicznej ppor. Anna Michalska. Jak zrelacjonowała, osoby te komunikują się z białoruskimi służbami po rosyjsku, a obozowisko odwiedzają białoruskie media.

Rzeczniczka Straży Granicznej potwierdziła, że na Białorusi tuż przy granicy z Polską, na wysokości Usnarza Górnego, nadal koczują migranci. "Przychodzą tam białoruskie media, dziennikarze. Rozpalane są ogniska. Białoruscy żołnierze rąbią im drewno, przynoszą opał. Cały czas dostają jedzenie i napoje. Przedstawiciele białoruskich organizacji pozarządowych dostarczali migrantom pomoc, namioty, ciepłe ubrania" - zrelacjonowała.

Dopytywana o liczebność grupy wskazała, że we wtorek strażnicy graniczni zauważyli tam 27 osób, w tym pięć kobiet, ale w niedawnym meldunku odnotowano 32 osoby. "Nie wiemy do końca, jak oni się rotują. Białoruscy żołnierze za obozowiskiem rozłożyli siatki maskujące, nie wiemy, co za nimi jest. Po naszej stronie jest już postawiony płot" - dodała. Jak zaznaczyła, przy granicy z Polską nie ma nigdzie indziej takiego obozowiska.

Ppor. Michalska wyjaśniła też, że migranci z białoruskimi żołnierzami komunikują się w języku rosyjskim. "Mówią dobrze i swobodnie w tym języku. Widać, że mają dobre relacje ze służbami białoruskimi. Żartują ze sobą. Zdarzyło się, że kierowali obraźliwe słowa w stronę polskich funkcjonariuszy" - powiedziała.

Na uwagę, że minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Kamiński mówił w czwartek w Sejmie, że według przedstawicieli UNHCR te osoby wcześniej mieszkały w Rosji, odparła: "Też mamy takie informacje".

Kamiński o migrantach koczujących od sierpnia w okolicy Usnarza Górnego mówił podczas czwartkowej debaty nad wnioskiem prezydenta o przedłużenie stanu wyjątkowego w miejscowościach przylegających do granicy z Białorusią. Jak tłumaczył, 20-24 września na terenie Białorusi byli przedstawiciele UNHCR (Biura Wysokiego Komisarza ds. Uchodźców), delegaci z Genewy i z Budapesztu.

"Spotkali się z przedstawicielami władz białoruskich w sprawie tego obozu w Usnarzu. Rozmawiali z MSZ, rozmawiali ze strażą graniczną, rozmawiali z białoruskim Czerwonym Krzyżem, a na koniec rozmawiali z naszymi dyplomatami z ambasady w Mińsku. Otóż przekazali nam taką informację: cała trzydziestka - która tam koczuje w dużej dyscyplinie i w dużej fraternizacji ze służbami białoruskimi - cała trzydziestka są to obywatele Afganistanu, którzy od kilku lat przebywają legalnie w Rosji, większość z nich mieszkała w ostatnich latach w okolicach Uralu - tam pracowali, tam żyli. Nagle dokonano selekcji tej grupy międzynarodowej, zostało trzydziestu Afgańczyków z Rosji" - mówił szef MSWiA.

Według ministra, "przedstawiciele UNHCR apelowali do władz białoruskich, żeby wycofali tych ludzi z polsko-białoruskiej granicy, żeby tym ludziom zapewniono w innym miejscu warunki pobytu". "Przedstawiciele UNHCR spotkali się z przedstawicielami naszej ambasady w Mińsku, przedstawili im swoją opinię, że nie są to uchodźcy w rozumieniu Konwencji Genewskiej. Są to nielegalni migranci, którzy żyli legalnie i bezpiecznie w Rosji przez ileś lat" - dodał.

Wiosną gwałtownie wzrosła liczba prób nielegalnego przekroczenia granicy Białorusi z Litwą, Łotwą i Polską przez migrantów z krajów Bliskiego Wschodu, Afryki i innych regionów. UE i państwa członkowskie uważają, że to efekt celowych działań Białorusi w odpowiedzi na sankcje. Polskie władze 2 września w pasie przy granicy z Białorusią wprowadziły stan wyjątkowy. Od tego dnia w objętej nim strefie, również Usnarzu Górnym, nie mogą przebywać osoby z zewnątrz, w tym dziennikarze. Przed wprowadzeniem stanu wyjątkowego do Usnarza Górnego, w związku ze sprawą koczujących migrantów, przyjeżdżały m.in. media, aktywiści i parlamentarzyści.