Na odprawy dla urzędników, których Andrzej Duda chciałby zwolnić po przejęciu władzy, może zabraknąć pieniędzy - informuje "Rzeczpospolita". Źródłem problemu są lawinowo podpisywane umowy o pracę z osobami, które do tej pory pracowały na zlecenie Kancelarii.

Nowy prezydent zwolni część z ok. 350 pracowników kancelarii głowy państwa, w tym pracujących w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego. "Hamulcem mogą być jednak pieniądze na odprawy dla zwalnianych, których tegoroczny budżet Kancelarii nie przewidział. Chodzi o miliony złotych, bo średnie wynagrodzenie w Kancelarii to ok. 9 tys. zł miesięcznie, a kierownictwa - ok. 17 tys. zł." - czytamy w "Rzeczpospolitej".

Poseł PiS Maks Kraczkowski napisał na Twitterze, że Kancelaria podpisuje obecnie dużo umów o pracę z osobami, które pracowały dotychczas na umowę o dzieło - chodzi m.in. o ekspertów. To próba zabezpieczenia ich przed zwolnieniami i zagwarantowanie odprawy. - Decyzją prezydenta umowy takie podpisuje się lawinowo - mówi „Rzeczpospolitej" Kraczkowski.

- Docierają do nas informacje, że w ostatnim czasie wzrosły wydatki w Kancelarii Prezydenta, a to na nagrody, a to na nowe umowy. I że topnieje budżet, który musi starczyć nowemu prezydentowi jeszcze na pięć miesięcy. Brak pieniędzy na pewno utrudni zbudowanie takiej kancelarii, jaką chciałby mieć nowy prezydent - mówi „Rzeczpospolitej" bliski współpracownik Andrzeja Dudy.