Przeprowadzenie referendum ws. relokacji migrantów "załatwi sprawę raz na zawsze" - mówił we wtorek w Białymstoku wicepremier, minister aktywów państwowych Jacek Sasin. Według niego, dzięki temu polski rząd będzie miał silny mandat społeczny, by powiedzieć, że nie ma zgody na taki mechanizm.

Jacek Sasin przebywał we wtorek z wizytą w Białymstoku, gdzie wziął udział m.in. w przekazaniu czeku na inwestycję Uniwersytetu w Białymstoku.

Wicepremier pytany był przez dziennikarzy o sprawę referendum ws. przymusowej relokacji migrantów w związku przekazywanymi przez niektóre media informacjami, że Polska będzie mogła wnioskować o całkowite odstępstwo od "obowiązkowej solidarności" w tzw. pakcie migracyjnym, czyli zarówno od relokacji migrantów, kontrybucji finansowej w wysokości 920 tys. za nieprzyjętego migranta czy wsparcia operacyjnego.

"Po pierwsze nie jest przesądzone, że Polska nie musi ich przyjąć, a po drugie chodzi o to, żeby rozstrzygnąć tę sprawę raz na zawsze. Ta sprawa wraca jak bumerang" - odpowiedział Sasin.

Podkreślił, że to nie jest pierwsza próba "wtłoczenia Polski w mechanizm przymusowej relokacji". "Wydawało się, że te kwestie zostały wtedy rozstrzygnięte na poziomie europejskim negatywnie, czyli że nie ma zgody państw, bo nie było jednomyślności, a jednomyślność powinna być. Teraz się próbuje tę sprawę znowu reaktywować i ten mechanizm reaktywować, i przeprowadzić zwykłą większością głosów na niższym poziomie ministrów spraw wewnętrznych" - zaznaczył.

"Obawiamy się, że te próby będą ponawiane. Chcemy, żeby społeczeństwo się w tej sprawie wypowiedziało. Chcemy, aby polski rząd miał bardzo silny społeczny mandat do tego, żeby powiedzieć, że w Polsce nie ma zgody na taki mechanizm, co nie oznacza, że nie ma zgody, żeby przyjmować faktycznych uchodźców" - podkreślił wicepremier.

Zauważył, że Polska przyjęła uchodźców wojennych z Ukrainy. "Pokazaliśmy tutaj wielką empatię, wielką chęć pomocy. Nie pytaliśmy o to, czy ktoś nam za to zapłaci, tylko wiedzieliśmy, że trzeba działać szybko i trzeba tym ludziom pomóc. Ale nie zgadzamy się na to, żeby nas zmuszać do tego, żeby przyjmować nielegalnych emigrantów, którzy napływają do Europy i nie pozwolimy na to, żeby Polska była obciążona skutkami nieroztropnej polityki migracyjnej krajów Zachodniej Europy" - zaznaczył.

W czwartek Sejm przyjął uchwałę wyrażającą sprzeciw wobec unijnego mechanizmu relokacji nielegalnych migrantów, która zobowiązuje rząd do stanowczego sprzeciwu wobec takich praktyk Unii Europejskiej. Prezes PiS Jarosław Kaczyński oświadczył w Sejmie, że kwestia relokacji migrantów w Unii Europejskiej musi być przedmiotem referendum.

Tzw. pakt migracyjny zawiera m.in. system "obowiązkowej solidarności". Polega on na tym, że choć "żadne państwo członkowskie nie będzie nigdy zobowiązane do przeprowadzania relokacji", to "ustalona zostanie minimalna roczna liczba relokacji z państw członkowskich, z których większość osób wjeżdża do UE, do państw członkowskich mniej narażonych na tego rodzaju przyjazdy".

Liczbę tę ustalono na 30 tys. "Natomiast minimalna roczna liczba wkładów finansowych zostanie ustalona na 20 tys. euro na relokację. Liczby te można w razie potrzeby zwiększyć, a sytuacje, w których nie przewiduje się potrzeby solidarności w danym roku, również zostaną wzięte pod uwagę" - czytamy w komunikacie Rady UE. Oznacza to de facto, jak tłumaczył PAP wysokiej rangi dyplomata unijny, który uczestniczył w negocjacjach, wybór między relokacją migrantów a ekwiwalentem finansowym w przypadku braku chęci ich przyjęcia. Natomiast niektóre polskie media, powołując się na kilku unijnych dyplomatów i ekspertów, którzy brali udział w negocjacjach pakietu migracyjnego, informowały, że Polska będzie mogła wnioskować o całkowite odstępstwo od obowiązkowej solidarności.(PAP)

autorka: Sylwia Wieczeryńska

swi/ par/