Francuzi biorą dzisiaj udział w pierwszej turze wyborów do rad departamentalnych. Ich wynik ma być sygnałem, czy Francja przechodzi na skrajnie prawicowe pozycje. Pada tez pytanie o frekwencję.

Kampania przed tymi wyborami nie podobała się aż 86 procentom mieszkańców Francji. 60 procent twierdziło, że nie bardzo wie o co chodzi, bo wyjaśnienia dotyczące celu głosowania były nijakie. Większość nie miała pojęcia o tym, jaka jest rola rad departamentalnych. Jedna trzecia o to zapytanych nie wiedziała jaka jest data wyborów.

Bez wątpienia takie postawy będą mieć wpływ na frekwencję. Około 60 procent elektoratu nie pofatyguje się do lokali wyborczych. Takie przewidywania snują analitycy w oparciu o wyniki sondaży. Sytuacja może korzystnie wpływać na notowania Frontu Narodowego, który jest według badania opinii publicznej wielkim faworytem tych wyborów.

Partia Marine Le Pen wystawia ponad pół tysiąca kandydatów. Skrajna prawica ma nadzieję, że wśród tych, którzy nie pójdą do urn wyborczych nie będzie młodzieży, bo wśród niej ideologia Frontu Narodowego cieszy się takim powodzeniem, że Marine Le Pen planuje otwarcie studenckich biur regionalnych w miastach uniwersyteckich.