Francuska policja zatrzymała dwanaście osób podejrzanych o współpracę ze sprawcami zamachów w ubiegłym tygodniu. Eksperci wiążą tę operację z podobnymi, przeprowadzonymi w Belgii i w Niemczech.

Większość zatrzymanych to mieszkańcy Grigny pod Paryżem, skąd pochodził zabójca policjantki i czterech osób w sklepie z żywnością koszerną w stolicy.

Mieszkańcy tej miejscowości są przekonani, że zamachy terrorystyczne to nie sprawa islamistów, lecz prowokacja ze strony prezydenta Francois Hollande'a, Izraela i Stanów Zjednoczonych, mająca na celu skompromitowanie islamu. Według policji, zatrzymane osoby udzielały wsparcia Amedy Coulibaly'emu, który - jak się teraz okazuje - zastrzelił dwudziestoparoletnią nieuzbrojoną policjantkę-stażystkę, gdy był w drodze do szkoły żydowskiej.

Uczące się tam dzieci były celem jego ataku. Policjantka znalazła się na jego drodze w wyniku banalnej interwencji drogowej. Zginęła, a on zmienił plany.

Wiadomo już, że wcześniej wziął w jednym z banków pożyczkę. Pieniądze te najprawdopodobniej wykorzystał do kupienia broni dla siebie i dla braci - sprawców zabójstwa w "Charlie Hebdo".