Sąd przyznał rację Annie Grodzkiej, która czuła się obrażona przez Tomasza Terlikowskiego. Redaktor naczelny "Frondy" sugerował, że posłanka Ruchu Palikota jest nadal mężczyzną, ponieważ "operacja okaleczenia czy przeszczepienia czegokolwiek" nie zmienia decydujących o płci genów.

Sąd uznał, że Terlikowski naruszył dobra osobiste Grodzkiej, bowiem zmiana płci została uznana sądownie i nikt nie ma prawa jej kwestionować.

Jak tłumaczy sam publicysta w redakcyjnym komentarzu, sąd zakazał mu "komentowania i kwestionowania tożsamości płciowej strony powodowej, uznał, że zadawanie pytań o narządy w przypadku operacji zmiany płci jest naruszaniem dóbr osobistych, a także podkreślił, że wyrok sądowy dopuszczający zmianę płci wszystko ostatecznie rozstrzygnął". Sąd odstąpił natomiast od finansowego wymiaru kary.

Według Terlikowskiego, wyrok ten oznacza " powrót lewackiej cenzury". "Od teraz politycy lewicy będą mieli placet na wypowiadanie każdej bzdury na temat transseksualizmu, a gdy ktoś będzie chciał przypomnieć, że wyrok sądu nie zmienia genów, że tożsamość płciowa to także geny, i że operacyjnie nie da się ich zmienić, będzie można ich skazywać, o ile odniosą się do konkretnej osoby" - zaznaczył naczelny "Frondy".

Sam nie rezygnuje "z walki o normalność" i zamierza omijać wyrok, nadal propagując swoją definicję płci, tyle że "nie odnosząc się do konkretnych osób". "Nie ma na ziemi sądu, który mógłby mnie przekonać, że czarne jest białe a białe czarne" - podkreślił na zakończenie Terlikowski.