O problemach z silnikiem, donoszą lokalne tajlandzkie media, opisując wczorajsze zatonięcie turystycznego promu. Wśród 8 ofiar śmiertelnych jest dwójka Polaków - małżeństwo z Polski w wieku ok. 60 lat, które poleciało na wycieczkę do Tajlandii z jednym z krajowych biur podróży.

Jednostka pływająca między wyspą Larn, a kurortem Pattaya miała problemy z silnikiem. Jak podają lokalne media, prom był bardzo wysłużony. Jednostka przystosowana była do transportu od 130 do 150 osób. W chwili tragedii na jej pokładzie znajdowało się jednak około 200 osób. Po odpłynięciu od brzegu wyspy Larn prom miał awarię silników. Pasażerów poproszono o wejście na góry poziom promu, po czym doszło do jego przechylenia i zatonięcia.

Oprócz 2 Polaków, na pokładzie znajdowali się m.in. obywatele Tajlandii, Rosji i Chin. Pośród ofiar śmiertelnych jest też mieszkaniec Hongkongu. Śmierć dwóch Polaków potwierdziła Informacyjnej Agencji Radiowej polski konsul w Bangkoku, Wioletta Stefaniak- Kałużna. Liczba ofiar katastrofy może być większa.

Z zeznań świadków wynika, że: prom był przeciążony, kapitan wyszedł w morze mimo sztormowej pogody i nie dla wszystkich pasażerów starczyło kamizelek ratunkowych. „Gdy prom zaczął się niebezpiecznie kołysać, nasi znajomi poradzili nam abyśmy wyskoczyli za burtę nim wybuchnie panika” - opowiada Rosjanka podróżująca zatopioną jednostką. „W panice ludzie topili jedni drugich, nie starczało kamizelek i miejsca w łodziach ratunkowych” - dodaje. Prom zatonął w ciągu kilku minut. Świadkowie relacjonują, że niektórzy turyści utrzymywali się na wodzie pływając na plastikowych zbiornikach do przechowywania lodu.

Tajlandzka policja zatrzymała już kapitana jednostki, który podejrzewany jest o złamanie zasad bezpieczeństwa.