Syryjska Koalicja Narodowa domaga się specjalnego posiedzenia Rady Bezpieczeństwa ONZ. To reakcja siły opozycyjnej wobec prezydenta Baszara al-Assada na domniemany atak bronią chemiczną. Poinformował o tym w wywiadzie dla telewizji al-Arabija szef syryjskiej organizacji opozycyjnej Ahmed al-Dżarba. Określił zdarzenia "masakrą".

Opozycja twierdzi, że doszło dziś do ataku prawdopodobnie sarinem. Podają, że w wyniku tego zginęło ponad 650 osób, wśród nich kobiety i dzieci. Zachodnie agencje informacyjne piszą o około 100 zabitych.

Sieć syryjskich działaczy z Lokalnych Komitetów Koordynacyjnych z siedzibą w Londynie alarmuje, że po ataku szpitale polowe są przepełnione. Lekarzom brakuje sprzętu medycznego i leków.

Tymczasem władze w Damaszku zaprzeczają jakoby użyły broni chemicznej przeciwko bojownikom.

Do akcji syryjskich sił rządowych miało dojść we wschodniej dzielnicy Damaszku - oazie Guta. Według telewizji al-Arabija, do ataku została użyta rakieta klasy "ziemia - ziemia". Informuje też, że do masowej ofensywy armii wiernej prezydentowi Assadowi doszło we wszystkich rejonach podmiejskich syryjskiej stolicy.

W Damaszku przebywają inspektorzy ONZ. 20-osobowa grupa ma sprawdzić, czy w czasie trwającego w tym kraju konfliktu rzeczywiście użyto broni chemicznej.
Syria jest jednym z siedmiu krajów, które w 1997 roku nie przystąpiły do konwencji zakazującej użycia broni chemicznej.

ONZ ocenia, że syryjski konflikt kosztował życie ponad 100 tysięcy osób.