Sieć istnieje w naszym kraju już od 20 lat. Ma do niej dostęp 16 mln Polaków, którzy w ubiegłym roku wydali 15,5 mld zł w ponad 10 tys. e-sklepów. To znak, że weszliśmy w nową erę gospodarki
Uruchomienie internetu w Polsce kosztowało 435 mln ówczesnych złotych, czyli 43,5 tys. dzisiejszych. Dotację w takiej wysokości dostali naukowcy z Uniwersytetu Warszawskiego od Komitetu Badań Naukowych na połączenie rozproszonych sieci z kilku różnych uczelni i nawiązanie kontaktu z uczelniami z zagranicy.
17 sierpnia 1991 roku, w sobotę, Rafał Pietrak, pracownik Wydziału Fizyki, przygotowane już przez naukowców łącza wykorzystał praktycznie. – Mówi się, że był to pierwszy e-mail. Ale tak naprawdę to nie była żadna wiadomość, tylko połączenie kabelków, dzięki którym udało nam się nawiązać kontakt z Uniwersytetem Kopenhaskim – opowiada „DGP” Pietrak i dodaje, że wcale nie czuje się ojcem polskiego internetu. Połączenie trwało minutę i nie zachował się po nim żaden ślad.

Halo, tu 0-20-21-22

– Kiedy na początku lat 90. mówiono o informatyzacji, chodziło o upowszechnianiu telefonów. Internet w domach czy w biznesie zakrawał na science fiction. Sieć była wówczas zabawką naukowców, a mechanizm jej działania był mało zrozumiały nawet dla wykształconych ludzi – przyznaje Jerzy Kwieciński, dawny wiceminister rozwoju regionalnego.
W styczniu 1992 roku jest już w kraju 2 tys. internautów. To naukowcy i pracownicy uczelni. – Szybko zaczęły się pojawiać firmy, które uznały, że siecią mogą się zainteresować także zwykli ludzie – wspomina Jarosław Sobolewski, dziś dyrektor generalny Związku Pracodawców Branży Internetowej IAB. Sam został internautą jako 19-latek, gdy rozpoczął studia w Warszawie. Ale to nie na uczelni trafił do sieci, tylko dzięki koledze z akademika. Pracował on w firmie teleinformatycznej ATM, która jako pierwsza w Polsce – już w 1993 roku – pod marką IKP (Internet Komercyjny w Polsce) sprzedawała przedsiębiorstwom dostęp do sieci. – Właśnie na jej komputerach zetknąłem się z mitycznym internetem – opowiada.
Wkrótce ATM zaczęła rosnąć konkurencja. W kwietniu 1995 roku w Warszawie powstała firma Polbox, która zarabiała na podłączaniu ludzi oraz firm do sieci. Szybko widać efekty – pod koniec 1995 roku w Polsce jest już pół miliona internautów. Zaczyna przybywać ich jeszcze szybciej, gdy na początku 1996 roku Telekomunikacja Polska uruchamia osławiony numer 0-20-21-22, czyli połączenie do internetu za pomocą modemu i linii telefonicznej. – Połączenia się rwą, są drogie – trzeba płacić za impulsy co trzy minuty, a strony ładują się czasem kilkanaście, ale internet zagościł już w domach – wspomina Marek Hołyński, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Informatycznego. Popyt jest tak duży, że gdy na przełomie 1995 i 1996 roku Polbox udostępnił pierwsze darmowe konta poczty elektronicznej, w niecałe dwa miesiące założyło je ponad 15 tys. osób.
1995 rok okazał się przełomowy nie tylko dla samego upowszechniania dostępu do sieci. Na Politechnice Gdańskiej czterech młodych naukowców poznaje się dokładnie tak, jak powinno to być w legendach o początkach internetu – czyli za jego pośrednictwem. Leszek Bogdanowicz, Damian Woźniak, Marek Borzestowski i Jacek Kawalec początkowo tworzą katalog ciekawych internetowych adresów. Gdy zebrali ich już kilkaset, postanowili uporządkować luźny zbiór – tak powstała Wirtualna Polska, której prowadzeniem zajmowała się firma Centrum Nowych Technologii. Już po kilku miesiącach od startu Wirtualna Polska zyskuje wielką popularność, po uruchomieniu numeru 0-20-21-22 ma prawie 10 tys. wejść dziennie. To skłania do podobnej inwestycji Romana Kluskę. Legenda głosi, że z pomysłem na własny portal internetowy twórca Optimusa wyszedł po spotkaniu z Billem Gatesem. 12-osobowa załoga Optimusa już w 1996 roku opracowała w Krakowie podstawy portalu OptimusNet, czyli Onetu.
W 1997 roku do Wirtualnej Polski dołączył biznesmen Maciej Grabski. W portal zainwestował sporą jak na tamte czasy sumę – 100 tys. zł (już po denominacji) – i z serwisu, który był dla jego twórców hobby, postanowił zrobić dochodowy biznes. Dwa pokoiki, które zajmowała e-firemka, zastąpiła wynajęta willa. W 1998 roku jako pierwsza polska firma internetowa WP przeprowadziła kampanię reklamową w innych mediach. – Choć portal działał ponad trzy lata, nadal były to mocno pionierskie czasy. Prawie nikt nie znał się na sieci, wystarczyło choć trochę liznąć nowych technologii, by zostać ekspertem. Pamiętam, że redakcją serwisów zajmował się chłopak, który pasjonował się paintballem i wojskowością – wspomina Mariusz Składanowski, który dla serwisu robił grafikę i animacje. Wirtualna Polska wkrótce wyrosła na najpopularniejszą witrynę w polskiej sieci: oferowała darmowe konta pocztowe, wyszukiwarkę internetową, czat, a nawet funkcję do samodzielnego tworzenia stron internetowych. W 1999 roku zdobyła pierwszych poważnych inwestorów: firmy Intel i Prokom.
Wkrótce zaczyna się wysyp portali internetowych. W Warszawie trzech studentów Szkoły Głównej Handlowej: Jacek Świderski, Michał Brański i Krzysztofa Sierota, pod koniec lat 90. wspólnie gra w koszykówkę i fascynuje się internetem. I w 1999 roku zakładają firmę. – Pierwszą usługą, z którą wystartowaliśmy jeszcze na 3. roku studiów, był system darmowych kont pocztowych. Zainspirowały nas doświadczenia z uczelni, niewygoda związaną z ówczesnymi formami dostępu do konta e-mail. Nie było w tym nic zaplanowanego, ale zwyczajna ludzka złość – wspomina Brański. Wkrótce system kont e-mailowych obudowują dodatkowymi usługami i tak powstaje O2.pl.
Kilka miesięcy później RMF FM i Comarch tworzą Interię.pl. W maju 2000 roku rusza Arena.pl, wsparta ogromną kampanią reklamową z udziałem Kayah. Na start serwisu wydano 4 mln dol. Dosłownie w tym samym momencie pojawia się Ahoj.pl i już na początek zatrudnia 80 osób w redakcji. Apetyty są ogromne. Wszyscy śladem amerykańskiego boomu internetowego wierzą w świetlaną przyszłość dotcomów. Poland.com ledwie wystartował, a już zapowiadał, że zamierza wejść na Nasdaq. W ciągu kilku miesięcy powstają jeszcze Gazeta.pl, Yoyo.pl, Hoga.pl i dziesiątki portali tematycznych. Przybywa internautów, choć wcale nie idą za nimi ogromne pieniądze. Reklama w internecie to wtedy wciąż raczej ciekawostka niż poważna inwestycja.

Dzieci Neostrady idą na zakupy

W USA triumfy święcą księgarnia Amazon i portal aukcyjny eBay. Oba modele w 1999 roku pojawiają się i w polskiej sieci. 1 kwietnia rusza księgarnia internetowa Merlin.pl, a 13 grudnia portal aukcyjny Allegro.pl. Merlina stworzył pracujący dla wydawnictwa Prószyński Zbigniew Sykulski, Allegro zaś mieszkający w Poznaniu Holender Arjan Bakker we współpracy z młodym programistą Tomaszem Dudziakiem. W polskim Amazonie pracuje na początku tylko kilka osób, podobnie jak w polskim eBayu, gdzie w dwupokojowym mieszkanku, które służy za biuro, nad serwisem czuwa ośmiu pracowników.
W marcu 2000 roku telefonia Dialog dostaje, jako druga po TP, koncesję na sprzedaż internetu w całym kraju. Jednak ważniejsza jest inna data. 11 stycznia 2001 roku Telekomunikacja Polska uruchamia Neostradę umożliwiającą stały dostęp do sieci poprzez linię telefoniczną. – To rewolucja. Koniec zrywanych połączeń, koniec impulsów. W domach może być wreszcie stały dostęp do sieci – tłumaczy Hołyński. W efekcie pod koniec 2001 roku korzysta z niej już 18 proc. wszystkich Polaków – czyli ponad 6,5 mln osób.
– Internet staje się coraz mniej elitarny, a biznes zaczyna poważnie patrzeć na nowe medium – mówi Sobolewski. Nie tylko przybywa internautów, ale zmienia się także ich profil. Tłumnie pojawiają młodzi ludzie, często nieznający netykiety, za to chętnie korzystający z wszelkich internetowych udogodnień. Szybko doczekali się niepochlebnego miana dzieci Neostrady. Nie pamiętali dawnych czatów i IRC, ale za to z zachwytem zaczęli korzystać z uruchomionego w sierpniu 2000 roku Gadu-Gadu. To dzięki nim w tym polski komunikatorze stworzonym przez młodego informatyka Łukasza Fołtyna już pierwszego dnia zarejestrowało się 10 tys. osób.
To oni też w znacznej części stali za sukcesami pierwszych e-sklepów. W 2001 roku ich obroty wyniosły 108 mln zł, rok później już 332 mln zł. Rynek zauważa gigant handlu detalicznego Empik i w 2000 roku otwiera własny e-sklep. W jego ślady idzie coraz więcej przedsiębiorców i z końcem 2001 roku działa już 531 sklepów internetowych. Nic dziwnego, że nawet politycy i prawnicy docenili ten segment. – W 2000 roku rząd po raz pierwszy mówi o gospodarce internetowej, a w 2002 roku uchwalono ustawę regulująca handel w sieci, czyli ustawę o świadczeniu usług drogą elektroniczną – wspomina minister Kwieciński.



Allegro ma kilka tysięcy zarejestrowanych klientów, gdy po kilku miesiącach od startu serwis przejmuje brytyjska grupa QXL Ricardo (kupiła go za 75 tys. dol.), ówcześnie jeden z najważniejszych graczy na europejskim rynku e-aukcji. Arjan Bakker pozostaje przy sterach jako menedżer QXL Poland. A polski serwis aukcyjny niespodziewanie wpada na doskonały pomysł – podpisuje umowę z Onetem. Dzięki porozumieniu – wartemu podobno 1 mln zł – Allegro zdobywa silne wsparcie marketingowe. Plan jest taki: aukcje są nagłaśniane w Onecie, a w efekcie w ciągu roku serwis aukcyjny ma zdobyć 200 tys. użytkowników. Zdobywa dwa razy więcej. Dzięki temu już 2001 roku Allegro może sobie pozwolić na niepopularną decyzję, czyli wprowadzenie prowizji od zawartych transakcji.
– To był właśnie moment, w którym internauci zaczęli się uczyć, że w sieci nie wszystko jest darmowe. Wprawdzie niechętnie podchodzili do płatności, ale już powoli zaczynało zależeć im na lepszych treściach i usługach, a nie tylko na tym, by było dużo i darmo – wspomina Mariusz Składanowski. Sam po kilku latach pracy dla Wirtualnej Polski zaczyna myśleć o własnym dotcomie. – Na początku był zabawką. Zbierałem przeróżne dowcipy w internecie i chciałem się nimi dzielić na jednej stronie internetowej. Najpierw miała się nazywać JokeMaster, ale wydało mi się to zbyt banalne. Zarejestrowałem w końcu zagraniczną domenę JoeMonster – wspomina. Praca nad satyrycznym serwisem tak pochłania Składanowskiego, że szefowie z Wirtualnej przestają mieć do niego cierpliwość. – A popularność JoeMonstera na tyle rosła, że trzeba było opłacać coraz to nowe serwery. Zrezygnowałem więc z WP i skupiłem się na własnym serwisie. By mieć z czego żyć, wprowadziłem w 2003 roku płatności za założenie na nim konta czy możliwość komentowania. Opłata 5 zł za pomocą SMS. I ludzie zaczęli płacić – wspomina.
Skoro internauci zdecydowali się już wydawać pieniądze w sieci, dlaczego by nie chcieli ich w niej przechowywać i wirtualnie nimi zarządzać? Z internetem zaczął eksperymentować w 1998 roku Powszechny Bank Gospodarczy z Łodzi, a w listopadzie 1999 roku bank Pekao SA otworzył Eurokonto WWW. Jednak to mBank w 2000 roku dokonał rewolucji. – Nie wierzono w jego sukces – wspomina Marek Hołyński. – Dziwiono się: jak to, wszystkie pieniądze tylko w sieci, bez normalnych oddziałów. To się w Polsce nie przyjmie.
Mimo tych obiekcji Sławomir Lachowski, wiceprezes BRE Banku, skutecznie przekonał zarząd, że warto spróbować. mBank wystartował z soboty na niedzielę, bo przecież w internecie nie ma wolnych weekendów. Niedowiarkom szybko opadły szczęki: Polacy zaczęli się masowo decydować na eKonta. Już w rok po debiucie mBank założył ponad 100 tys. kont, na których było w sumie miliard złotych oszczędności. W 2001 roku już niemal wszystkie banki oferują internetową obsługę kont, a pod koniec 2002 roku jest 1,8 mln e-klientów.

Polska bańka

Znacznie gorzej idzie za to portalom z wielkimi budżetami. W Stanach Zjednoczonych, po kilku latach euforii i zachwytów nad dotcomami, w 2000 roku indeks Nasdaq w ciągu kilku miesięcy spada z 5 tys. do 2 tys. punktów. Bańka spekulacji pęka i jeden za drugim padają e-biznesy. Podobnie jest w Polsce. Z problemami finansowymi od początku roku borykał się Ahoj.pl. „Z plotek, jakie chodziły w mediach, wynikało, że w ciągu roku udało się właścicielom utopić ponad 20 mln dol. w pensjach pracowników (nie pomnę dokładnie, ale newsroom wszystkich działów liczył jakieś 40 – 60 osób” – pisze na swoim blogu znany przedsiębiorca internetowy Artur Kurasiński, który sam pracował wtedy w Ahoj. – Najgorszą perspektywą dla naszego portalu jest to, że zniknie z rynku. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie – twierdził w 2001 roku rzecznik prasowy Ahoj.pl Marek Gruszka. Portal nie przetrwał nawet roku.
W połowie 2001 roku skapitulowała też Arena.pl. Miała 7 mln zł straty i w październiku złożyła wniosek o upadłość. Miesiąc wcześniej taki sam wniosek wystosowali właściciele Yoyo.pl. Podobny los spotkał Poland.com i należący do TP Internet Portal.pl, który przejęła Wirtualna Polska. W samej WP też zresztą nie działo się najlepiej. Konflikty między twórcami przełożyły się na to, że portal w 2004 roku znalazł się na skraju bankructwa, a sąd w Gdańsku orzekł w kwietniu 2004 jego upadłość z powodu niewypłacalności. Wirtualnej jednak ostatecznie udało się wyjść z kłopotów.
Lepiej dawały sobie za to radę te e-bzinesy, które dysponowały mniejszymi budżetami. – Dekadę temu było łatwiej, bo rynek był nienasycony, nawet pomysły banalne wydawały się rewolucyjne, choć można przyjąć perspektywę odwrotną – mieliśmy ograniczone zasoby, byliśmy niepewni wyniku finansowego, walczyliśmy z codziennym stresem – wspomina Brański, którego O2.pl kryzys nie dotknął. Świetnie szło też Onetowi. W 2001 roku serwis zatrudnia już 150 osób i trafia pod skrzydła ITI. We współpracy z TVN i TVN24 wyrasta szybko na potęgę informacji i rozrywki. W 2005 roku w rankingu „Rzeczpospolitej” zostaje uznany przez czytelników za najsilniejszą polską markę.
– Kto przetrwał bańkę internetową, był pewny, że to internet jest przyszłością biznesu. Trzeba tylko prowadzić go racjonalniej – wspomina Jarosław Sobolewski, który w 2005 roku zostaje właśnie szefem Związku Pracodawców Branży Internetowej IAB. A pracodawców jest coraz więcej. Już co setna złotówka wydana w handlu pochodzi z internetu, a zarabiają na tym ponad 800 e-sklepów i Allegro, które wyrosło na potentata rynku e-commerce. Rekordowy okazuje się 4 grudnia 2005 roku, kiedy w ciągu 24 godzin udaje się na aukcjach tego serwisu sprzedać 123 tys. przedmiotów o łącznej wartości 7 mln zł.
Właśnie wtedy do Polski decyduje się więc wejść eBay, jednak okazuje się, że jest już za późno. Polacy aukcje internetowe utożsamiają z rodzimym Allegro i nie chcą się przenosić do światowego serwisu.

Internauci, czyli wszyscy

Za rogiem czai się jednak kolejna rewolucja. I jak to w internetowych legendach bywa, znowu odpowiada za nią student. 23-letni Maciej Popowicz wpada na mało odkrywczy – bo skopiowany z amerykańskiego serwisu Classmates.com – ale za to gorący pomysł. W 2006 roku z internetu korzysta już jeden na trzech Polaków. Ale większość z nich to osoby do 35. roku życia. Kiedy więc 11 listopada pojawia się serwis Nasza Klasa, konta zaczynają zakładać na nim głównie nastolatki i dwudziestoparolatkowie, którzy jeszcze albo nauki nie skończyli, albo zrobili to niedawno. – Okazuje się jednak, że sentyment do czasów szkolnych mają też 40-,50-, nawet 60-latkowie. A tu dostają możliwość odnalezienia kolegów sprzed dekad. Ludzie, dla których internet był czymś obcym, niezrozumiałym i właściwie niepotrzebnym, zaczynają prosić dzieci i wnuki: pokażcie, jak to działa – opowiada Michał Jaskólski, jeden ze współtwórców porównywarki cen Nokaut.pl. W ciągu roku konta na Naszej Klasie zakłada 5 mln osób, po trzech latach jest ich już ponad 11 mln.
W tym samym czasie, gdy dzięki Naszej Klasie do internetu wchodzi starsze pokolenie, sieć zaczyna podbijać biura. W 2005 roku Michał Brański z O2.pl wyjeżdża w podróż poślubną do USA. Tam wszyscy z zapartym tchem śledzą losy mniejszych i większych gwiazd w serwisach plotkarskich. Każdy może być paparazzim, zrobić zdjęcie aktorki czy piosenkarza i wysłać je do internetu. Brański wraca więc z pomysłem na nowy biznes. Na O2.pl pojawia się plotkarski Pudelek.pl. Najpierw wyśmiewany przez konkurencję szybko staje się fenomenem. W 2007 roku słupki aktywności internautów niespodziewanie podskakują w godzinach 9 – 10 rano. Badacze internetu z zaskoczeniem odkrywają: setki tysięcy ludzi pracę w biurach zaczynają od włączenia Pudelka i nowej porcji plotek. Klonami Pudelka zapełnia się cały polski internet. Dwa lata później słupki znowu podskakują: białe kołnierzyki wchodzą na Demotywatory.pl. To kolejny serwis satyryczny stworzony w 2009 roku przez Składanowskiego. Już po roku ma 10 mln użytkowników. – Ludzie przecież od samego początku w internecie szukali też rozrywki – mówi Składanowski, który wyspecjalizował się właśnie w jej dostarczaniu.
Dwadzieścia lat od pierwszego połączenia i dziesięć lat po pęknięciu bańki internetowej sieć nie jest już ani domeną naukowców, ani fantastów biznesowych. Jak obliczyła Boston Consulting Group, internet wytwarza większą część polskiego PKB niż górnictwo. – W 2015 roku zaś ma przynosić większe wpływy niż sektor finansowy i ochrona zdrowia. Weszliśmy właśnie w prawdziwą, dojrzałą gospodarkę internetową – mówi Sobolewski.