Według świadków, przedstawiciele sił bezpieczeństwa, uzbrojeni w kije i noże, zaatakowali obozowisko demonstrantów na placu przed uniwersytetem, na którym przebywały tysiące ludzi.
Lekarze informują, że policja uniemożliwia ekipom medycznym dotarcie na miejsce zdarzenia.
"Myślimy, że rannych zostało ok. 300 osób" - powiedział jeden z lekarzy.
"To była masakra. Policjanci w mundurach i w cywilu atakowali protestujących. (...) Użyli gazu łzawiącego i amunicji" - relacjonował jeden ze świadków. Według niektórych świadków policja użyła innego gazu, który powodował drgawki. Policja zaprzeczyła tym oskarżeniom.
Uczestnicy demonstracji w Sanie i innych miastach Jemenu domagają się ustąpienia rządzącego krajem od 32 lat prezydenta Alego Abd Allaha Salaha. Odrzucają propozycję przeprowadzenia referendum w sprawie nowej konstytucji, która miałaby utorować drogę do ustanowienia w kraju systemu parlamentarnego.
O pokojowe rozstrzygnięcia zaapelował w sobotę do jemeńskich władz i opozycji ambasador USA Gerald Feierstein. Waszyngton widzi w Jemenie ważnego sojusznika w walce z Al-Kaidą.