Wszczęte zostało postępowanie przygotowawcze w sprawie domniemanego dyskryminowania pracownika z uwagi na jego przynależność związkową.
Okazało się, że "śledczych" wynajął prezes firmy, ale po to by wykryć, kto kradnie w niej paliwo. Dodatkowe zlecenie, na własną rękę, przekazała ochroniarzom pracownica działu personalnego, według której szefowa "S" miała kilkadziesiąt nieusprawiedliwionych godzin nieobecności w pracy.