Za zaognianie sytuacji i spowodowanie stanu epidemiologicznego nie my powinnyśmy być oskarżane, tylko pan Kaczyński i wszyscy jego współpracownicy, bo to ich decyzje spowodowały, że ludzie na ulicach się pojawiają - podkreśliła Klementyna Suchanow z Warszawskiego Strajku Kobiet, odnosząc się do polecenia Prokuratora Krajowego Bogdana Święczkowskiego, które skierował do prokuratorów regionalnych.

W czwartek Stowarzyszenie Adwokackie "Defensor Iuris" opublikowało na swoim koncie na Twitterze informacje, z której wynika, że Prokurator Krajowy Bogdan Święczkowski skierował do prokuratorów regionalnych polecenia. W ujawnionym przez stowarzyszenie piśmie Święczkowski poleca, aby prokuratorzy prowadzący postępowania związane z odbywającymi się protestami bezzwłocznie przeprowadzali czynności i wydawali decyzje procesowe.

Prokurator krajowy podkreślił też, że "każde zachowanie osoby organizującej nielegalną demonstrację albo podżegającej lub nawołującej do udziału w niej winno być przede wszystkim oceniane w kontekście wyczerpania czynu zabronionego z art. 165 par. 1 pkt 1 kk w zakresie sprowadzenia niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia wielu osób poprzez spowodowanie zagrożenia epidemiologicznego". Czyn ten zagrożony jest karą do 8 lat więzienia.

Święczkowski polecił też prokuratorom regionalnym niezwłoczne informowanie Prokuratury Krajowej o postępowaniach, których przedmiotem jest sprowadzenie zagrożenia dla życia lub zdrowia ludzi w związku z odbywającymi się protestami.

W czwartek podczas konferencji prasowej Warszawskiego Strajku Kobiet odniosła się do tego aktywistka Klementyna Suchanow. "Doszły do nas wiadomości, że niejaki pan Święczkowski postanowił skierować pismo do prokuratur, która ma wyłapywać i sądzić organizatorki protestów. Oskarża nas o spowodowanie stanu epidemiologicznego, który przypominam nastał już w marcu i nie jesteśmy za niego odpowiedzialne" - zaznaczyła Suchanow.

"Takie zarzuty zaogniania sytuacji, tego, że na ulice wychodzą ludzie, powinno być postawione +szefowi szefów+, +słońcu narodu+ czyli panu Kaczyńskiemu i wszystkim jego współpracownikom, bo to ich decyzje spowodowały, że ci ludzie na ulicach się pojawili" - powiedziała aktywistka.

Według niej, jest to kolejna sytuacja, "kiedy ludzie rządzący zbliżają się do zaognienia sytuacji". "Niech się zmiarkują, niech spojrzą na to, ile naprawdę ludzi wychodzi na ulicę, jak żarliwy jest ten protest, który już w tym momencie, powinien przestawać nazywać się protestem, tylko nazywać się rewolucją i niech się zastanowią co tak naprawdę robią i do czego zmierzają" - podkreśliła.

"Mamy jedną rzecz bardzo ważną do powiedzenia, że jeśli zostanie któraś z nas (... zaatakowana poprzez ten system opresyjny, którym dysponuje pan Ziobro obecnie, będzie miał do czynienia z nami wszystkimi" - dodała.

Protesty przeciwników zaostrzania prawa aborcyjnego w wielu miastach - dużych i mniejszych - całego kraju trwają od zeszłego czwartku, kiedy Trybunał Konstytucyjny orzekł, że przepis tzw. ustawy antyaborcyjnej z 1993 r. zezwalający na dopuszczalność aborcji w przypadku dużego prawdopodobieństwa ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu jest niezgodny z konstytucją.