"Myślałyśmy, że wszystko będzie dobrze, a tu nagle takie +bum+" – mówią Telewizji Polskiej partnerka i córka ułaskawionego mężczyzny. Jak podkreślają, są wdzięczne prezydentowi za uchylenie zakazu kontaktowania się i zbliżania, bo to "umożliwia pojednanie rodziny".
"Chcemy żyć spokojnie. To był apel do prezydenta o ułaskawienie z zakazu zbliżania się, żadnego innego. Tylko to wyłącznie, o nic innego nie prosiliśmy: żeby zniósł zakaz zbliżania się, żebyśmy mogli być rodziną. O to prosiliśmy i pan prezydent to spełnił, dostaliśmy to" – mówi partnerka ułaskawionego mężczyzny.
Pytana, czy ufa mężowi, odpowiada, że "w stu procentach". "Gdybym nie ufała, nie byłoby tego. Każdy popełnia błędy, ale zmienił się i to udowodnił. Trochę to trwało, by odbudować zaufanie. Ufamy sobie, żyjemy jak normalna rodzina i chcemy żyć jak normalna rodzina" – podkreśla kobieta.
Także jej córka przyznaje, że wybaczyła i w pełni ufa ojcu. "Gdybyśmy nie zaufały, tej całej sprawy by nie było, wszystkich pism do prezydenta" – zaznacza i dodaje, że ludzie, którzy dopuścili się ujawnienia szczegółów ułaskawienia, nie zdawali sobie sprawy z ich punktu widzenia. "To jest zagrywka polityczna, że kampania prezydencka, że chcieli oczernić pana prezydenta, a my dostałyśmy tzw. +strzał w łeb+" – twierdzi kobieta.
Jej matka zaznacza, że są wdzięczni prezydentowi za zniesienie zakazu i że "pozwolił im normalnie żyć".
"Przez parę miesięcy tak było, ale teraz, przez taką nagonkę, raczej będzie to niemożliwe" – przyznaje i apeluje do mediów, by "dały im żyć". "To była polityczna zagrywka, a my jesteśmy ofiarami" – mówi.