Wizyta prezydenta Andrzeja Dudy w siedzibie ONZ to dobry moment do podsumowania naszego członkostwa w Radzie Bezpieczeństwa tej organizacji
Prezydent jest w Stanach Zjednoczonych od wczoraj, ale najbardziej zajętą będzie miał środę. Najpierw weźmie udział w posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa, w której rotacyjną prezydencję pełnią obecnie Amerykanie. Biały Dom chce wykorzystać tę okazję do tego, aby znów zaprezentować swoje stanowisko w sprawie Iranu. Osobiście dokona tego architekt nowej polityki względem Teheranu Donald Trump.
Później głowy państw należących do ONZ wezmą udział w Zgromadzeniu Ogólnym. Andrzej Duda ma zaplanowane wystąpienie przed tym forum. Ma ono dotyczyć konieczności podtrzymania współpracy międzynarodowej. Temat jest na czasie, bo pomijanie organizacji zrzeszających różne kraje jest niepokojącym trendem w globalnej polityce.
Uczestnictwo prezydenta w spotkaniu Rady Bezpieczeństwa jest związane z polskim członkostwem w tym gronie. To tutaj poruszane są najbardziej palące dla świata kwestie – wszystko to, o czym można usłyszeć z mediów: Korea Północna, Syria, terroryzm, broń atomowa. Polska, jako jeden z niestałych członków (tzn. wybranych na dwa lata – do końca 2019 r.), nie ma możliwości kształtowania globalnej polityki bezpieczeństwa. Ale może na nią wpływać.
– Obecność tam sprawia, że polska dyplomacja może poruszać kwestie ważne z naszego punktu widzenia, jak w przypadku Ukrainy. Ważne jest, żeby o tlącym się tam konflikcie ciągle mówić, by społeczność międzynarodowa o nim pamiętała – tłumaczy Szymon Zaręba z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Z naszej inicjatywy została też zorganizowana specjalna sesja poświęcona wojnie w Gruzji w 10. rocznicę rosyjskiej agresji na ten kraj.
Ale Polska z członkostwem w Radzie Bezpieczeństwa wiąże większe nadzieje: podniesienia rangi naszego kraju na arenie międzynarodowej. Dlatego nie ograniczamy się w Nowym Jorku do tematów z naszego podwórka; w styczniu z inicjatywy Polski i Szwecji odbyła się debata na temat Korei Północnej. Ponieważ członkowie Rady pełnią w niej rotacyjne przewodnictwo – podobnie jak w Radzie UE, tylko że trwa ono miesiąc, a nie pół roku – mają wtedy pewną dowolność w kształtowaniu agendy. Warszawa znów będzie miała głos w II połowie 2019 r. (przewodniczyliśmy w maju br.).
Nie wszyscy są przekonani, że w pełni wykorzystujemy potencjał uczestnictwa w pracach Rady. – Czasami jesteśmy zbyt ostrożni, za mało ofensywni – uważa dyplomata i ekspert Stowarzyszenia Euro-Atlantyckiego Jerzy Marek Nowakowski. Jest zdania, że powinniśmy mierzyć wyżej. – Naszym celem strategicznym powinno być coś, co przez analogię do przedwojennej Ligi Narodów nazywam półstałym członkostwem. Powinniśmy zabiegać o jak najczęstszą reelekcję Polski jako reprezentanta Europy Wschodniej – mówi Nowakowski. Jego zdaniem po zakończeniu obecnej kadencji powinniśmy zostać wybrani już za trzy lata. – Będzie to wymagało regularnego zaangażowania w główne tematy polityki światowej, a tego niestety nie robimy. Jesteśmy aktywni w kwestiach dotyczących naszego regionu, ale sprawami koreańskimi czy dalekowschodnimi zajmujemy się incydentalnie – zaznaczył ekspert.
Zaangażowanie w światową politykę oznacza, że polska dyplomacja stoi czasem przed trudnymi wyborami. Przykładem jest choćby kwestia Iranu, która będzie dyskutowana w środę przez Radę Bezpieczeństwa. Podział w odniesieniu do tego kraju przebiega po dnie Atlantyku; USA Donalda Trumpa kwestionują porozumienie atomowe zawarte przez Baracka Obamę (Teheran zrezygnował ze wzbogacania uranu – podstawowy krok do budowy broni nuklearnej – w zamian za zniesienie sankcji, w tym na handel ważną dla kraju ropą), Europa zaś chce je utrzymać w mocy.
Dylemat dla Warszawy jest oczywisty: Stany Zjednoczone to fundament naszego bezpieczeństwa, ale nie mniej ważna jest Unia Europejska, z którą jesteśmy bardziej związani gospodarczo. – W tym wypadku staraliśmy się nie wychodzić na pierwszy plan. Inaczej było w przypadku czerwcowego głosowania nad amerykańskim projektem rezolucji dotyczącej Strefy Gazy. Wtedy Stany głosowały za, ale my razem z innymi państwami UE wstrzymaliśmy się od głosu – mówi Zaręba.
Priorytetowa z punktu widzenia Polski jest sytuacja na Ukrainie. Ale w Radzie Bezpieczeństwa ONZ mamy związane ręce, bo Rosja może zawetować każdą niekorzystną dla siebie decyzję w tej sprawie. Dlatego bez większych osiągnięć zakończyło się niestałe członkostwo Ukrainy, która zasiadała w Radzie Bezpieczeństwa ONZ od 2016 do 2017 r. Kijów wprowadzał kwestię kolejnych incydentów na Donbasie na agendę RB ONZ, ale Moskwa wszelkie działania blokowała.
Jak nieoficjalnie przyznają polscy dyplomaci, członkostwo w Radzie Bezpieczeństwa służy Warszawie także do tego, aby podtrzymywać na wysokim szczeblu kontakty z Moskwą. Nie jest bowiem tajemnicą, że relacje z Rosjanami są fatalne; nie zmienia to jednak faktu, że kanał dyplomatyczny na odpowiednim szczeblu z przełożeniem na Kreml jest niezwykle cennym zasobem.
W Prawie i Sprawiedliwości można usłyszeć, że zdobycie członkostwa w Radzie Bezpieczeństwa miało również inny cel: wybić przeciwnikom politycznym na krajowej arenie argument o rzekomej izolacji Polski na arenie międzynarodowej. Ponieważ niestałych członków Rady wybiera Zgromadzenie Ogólne, oznacza to konieczność rozmowy z krajami, których mieszkańcy często o Polsce nie słyszeli. Ale wywiera też na dyplomację presję, aby wyjrzeć poza własne podwórko.