W okolicach dworca kolejowego Altona zniszczone zostały trzy policyjne samochody - poinformowała policja. Napastnicy wybili szyby w radiowozach i oblali je czarną farbą. Jeden z pojazdów usiłowano podpalić.
Straż pożarna informuje o dwóch spalonych samochodach osobowych oraz podpalonych oponach i koszach na śmieci. Nad miastem unosi się chmura dymu.
Rzecznik hamburskiej policji Tima Zill powiedział, że w kierunku hal targowych przemieszcza się w kilku większych grupach kilkaset osób należących do środowisk skrajnie lewicowych. "Jesteśmy przygotowani" - zapewnił w wywiadzie dla telewizji ZDF.
Jedna z grup - "Block G20 - Colour the red zone" - zapowiedziała, że jej celem jest zakłócenie przebiegu szczytu. "Nasza akcja jest uzasadnionym przejawem obywatelskiego nieposłuszeństwa" - oświadczyli organizatorzy protestu.
Jak pisze agencja dpa, w kilku miejscach doszło do starć z policją, która użyła pałek.
W Hamburgu doszło też do pierwszych blokad ulic. Przeciwnicy szczytu G20 siadają na jezdni blokując ruch i starając się w ten sposób sparaliżować miasto i nie dopuścić do przejazdu kolumn z uczestnikami spotkania.
Podczas zamieszek w czwartek oraz w nocy z czwartku na piątek obrażenia odniosło 111 policjantów. Policja zatrzymała 29 osób.
Do starć doszło kiedy policja przypuściła atak i zatrzymała liczący 12 tys. osób pochód przeciwników szczytu, zorganizowany pod hasłem "Welcome to Hell" (Witamy w piekle). Część demonstrantów - skrajnie lewicowy tzw. czarny blok - miała zasłonięte twarze, co było niezgodne z przepisami. Policjantów obrzucano kamieniami, butelkami i petardami.
Policjanci użyli armatki wodnej i gazu pieprzowego.
Protestujący wznosili barykady, podpalili kilka samochodów oraz niszczyli wystawy sklepowe i siedziby firm. Według policji kilkakrotnie użyto lasera kierując go na policyjny helikopter, aby oślepić jego pilota.
Szczyt G20 ochrania w Hamburgu ok. 20 tys. policjantów. Miejsce obrad otoczono barierkami. Władze spodziewają się, że w piątek i sobotę przybędzie do miasta ok. 100 tys. antyglobalistów.