Politykami trzeba wstrząsnąć, muszą zrozumieć, że pokładamy w nich olbrzymie nadzieje - uważa b. opozycjonista Władysław Frasyniuk. To jest taki moment, w którym musimy powiedzieć, że chcemy żyć w państwie w którym szanuje się obywateli - podkreślił.

10 czerwca wieczorem na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie kilkadziesiąt osób zakłóciło obchody miesięcznicy smoleńskiej; usiadło na jezdni, próbując w ten sposób zatrzymać przemarsz przed Pałac Prezydencki. Policja usunęła z trasy marszu kontrmanifestantów, wśród których był Władysław Frasyniuk. We wtorek w komisariacie policji w podwrocławskiej Długołęce przedstawiono mu zarzut popełnienia wykroczenia z nowej ustawy o zgromadzeniach. Dotyczy przeszkadzania lub usiłowania przeszkodzenia "w organizowaniu lub w przebiegu niezakazanego zgromadzenia". We wtorek Frasyniuk wraz ze swoim obrońcą mec. Piotrem Schrammem stawili się w komisariacie w podwrocławskiej Długołęce.

We wtorek w TVN24 Frasyniuk zapowiedział swój udział także w kontrmanifestacji miesięcznicy smoleńskiej 10 lipca. "10 lipca mam nadzieję, że obywatele przyjdą po to, by pokazać gdzie jest marzenie o tym, żeby żyć w demokratycznym państwie prawa" - powiedział.

Jego zdaniem lider PiS "krok po kroku w poszczególnych ustawach zapisuje fragmenty wielkiej ustawy o stanie wyjątkowym (...) powoli zaczyna nas przyzwyczajać do życia w strachu". "Musimy sobie uświadomić, że istnieje realne zagrożenie, że Jarosław Kaczyński tworzy nam nowy, autorytarny system" - oświadczył. Dodał, że "to jest taki moment" w którym obywatele muszą pokazać, że "chcą żyć w państwie prawa, w którym szanuje się obywateli".

Spytany czy chciałby obecności liderów opozycji na kontrmanifestacji 10 lipca odparł: "uważam, że nie należy namawiać polityków. Mają swój własny rozum". Podkreślił, że sam nie będzie ich wzywał. Dodał, że politykami "trzeba wstrząsnąć". "Oni muszą zrozumieć, że my w nich pokładamy olbrzymie nadzieje, że to nie jest przypadek, że oni mają mandat. Ten mandat demokratyczny coś znaczy" - dodał.

"Ja bym bardzo chciał i nawet głęboko jestem przekonany, że PiS przegra. Że my obywatele potrafimy się sprzeciwić. Problem polega na tym, że nie ma kto wygrać. Chcę powiedzieć przywódcom, że nie będzie mniejszego zła i ja pierwszy będę publicznie darł gardło, że jak nie ma wiarygodnych polityków, którzy odwołują się do wartości, którzy proponują nam poważną ofertę polityczną, to nie warto głosować, to szczerze powiedziawszy lepiej zbojkotować nadchodzące wybory" - powiedział b. opozycjonista.

W jego ocenie, "dziś mamy sytuacje, w której obywatele zachowują się znakomicie, a przywódcy nie pamiętają o swoim mandacie". (PAP)