Wybieramy się na wystąpienie prezydenta Stanów Zjednoczonych na pl. Krasińskich; natomiast żenującą sytuacją jest to, że zamiast dostać zaproszenia z kancelarii Sejmu, czy MSZ, dostajemy je od ambasadora USA - powiedział lider Nowoczesnej Ryszard Petru.

Prezydent USA będzie gościł w Warszawie w dniach 5-6 lipca. W czwartek będzie rozmawiał w "cztery oczy" z prezydentem Andrzejem Dudą, spotka się z liderami państw Trójmorza i wygłosi przemówienie na pl. Krasińskich. Jak podało MSZ, wystąpienie na pl. Krasińskich jest organizowane na życzenie prezydenta Trumpa, organizatorem jest ambasada USA, która tworzy listy gości oraz zajmuje się wysyłaniem zaproszeniem i zbieraniem potwierdzeń udziału w tym wydarzeniu.

W poniedziałek dziennikarze w Sejmie pytali Petru, czy delegacja posłów Nowoczesnej wybiera się w czwartek na pl. Krasińskich.

"Tak, wybieramy się na to wystąpienie, do Polski przyjeżdża prezydent USA, czy popieramy go czy nie, czy głosowalibyśmy na niego będąc w Stanach czy nie, uważam, że to wymaga od posłów obecności w tym miejscu. Natomiast żenującą sytuacją jest to, że zamiast dostać zaproszenia z kancelarii Sejmu czy MSZ, dostajemy zaproszenie - za które oczywiście dziękujemy - od ambasadora USA" - powiedział Petru.

Jak mówił, wcześniej w "podobnych okolicznościach" zaproszenia przychodziły od władz RP.

Pytany, jak tłumaczy sobie tę sytuację, Petru powiedział, że nie chce wchodzić w szczegóły. Mówił, że w czasie wizyty prezydenta Baracka Obamy doszło do spotkania z przedstawicielami opozycji.

"Teraz PiS chce zasugerować, że Trump przyjeżdża do Kaczyńskiego, a tak nie jest. Trump przyjeżdża do Europy Środkowo-Wschodniej, do Polski, z czego powinniśmy być dumni, ale też chce pokazać, że w tej części Europy witają go przyjaźniej niż w Niemczech, gdzie będzie chwilę później - powiedział Petru.

Ocenił, że obecnie "jest bardzo duży zgrzyt na linii USA-UE". "Ważne jest, abyśmy utrzymując dobre relacje z USA, nie zapomnieli o tym, że dla nas głównym partnerem na co dzień jest Unia. Nasza pozycja wobec Stanów Zjednoczonych będzie silna tylko wtedy, gdy będziemy mieli silną pozycję w UE, a to nie ma miejsca niestety" - dodał lider Nowoczesnej.