Szef sztabu generalnego będzie dowodził całym wojskiem – po jesiennej reformie systemu dowodzenia. Może to być gen. Marek Tomaszycki. O tym, że potrzebna jest zmiana systemu kierowania i dowodzenia wojskiem, Antoni Macierewicz mówił jeszcze zanim został ministrem obrony.
gen. Stanisław Koziej były szef BBN, jeden z głównych autorów wprowadzonej od 2014 r. reformy systemu dowodzenia i kierowania Wojskiem Polskim / Dziennik Gazeta Prawna
Mimo pewnego opóźnienia (projekt ustawy miał trafić do Sejmu do końca roku) nadszedł czas realizacji tych zapowiedzi. – Ministerstwo Obrony Narodowej przekazało do uzgodnień resortowych projekt ustawy wprowadzającej nowy system dowodzenia i kierowania Siłami Zbrojnymi RP – poinformował pod koniec grudnia Bartłomiej Misiewicz, rzecznik Ministerstwa Obrony Narodowej. – Ujednolicony system kierowania armią zastąpi strukturę opartą na trzech równolegle działających dowództwach, wprowadzony przez prezydenta Bronisława Komorowskiego w 2013 r. – dodał. Najprawdopodobniej projekt wejdzie w życie jeszcze w tym roku. Nieoficjalnie mówi się o wrześniu.
Choć jest to jeszcze faza przygotowania, to wiadomo, że punkt ciężkości ma być położony na sprecyzowanie, kto jest pierwszym i najważniejszym dowódcą w Wojsku Polskim. Obecnie równolegle funkcjonują obok siebie Dowództwo Generalne, Dowództwo Operacyjne i Sztab Generalny, którego obecny szef Mieczysław Gocuł jest jedynym czterogwiazdkowym generałem w służbie. Mimo że dowództwa mają odmienne kompetencje, to między szefami tych dwóch jednostek doszło do konfliktu, który negatywnie wpływał na zdolności armii i nie bardzo było wiadomo, kto ten konflikt ma rozstrzygnąć. W nowym rozwiązaniu jako najważniejszy ma być jasno wskazany szef sztabu. Do sztabu ma zostać przeniesione także Dowództwo Generalne. Być może zostanie również Dowództwo Operacyjne, ale jego rola ma być mniejsza i prawdopodobnie będzie ono odpowiadać głównie za misje zagraniczne.
Założenie jest takie, że to samo dowództwo będzie funkcjonować w czasie wojny i w czasie pokoju. W obecnym systemie za wyszkolenie odpowiada jedno dowództwo, a za działania w czasie wojny inne. – Jest to zmiana długo wyczekiwana. Obowiązujący system miał poważne wady. Prosty żołnierz gubił się w tej strukturze, nie widział, od czego jest Dowództwo Operacyjne, od czego Dowództwo Generalne, a od czego sztab – wyjaśnia Mariusz Kordowski, prezes zarządu Centrum Analiz Strategicznych i Bezpieczeństwa. – Taki system sprawdza się przy prowadzeniu operacji globalnych, gdy trzeba wydzielić wojska na dany teatr działań. Ale Polska ma tylko jeden teatr działań i dlatego podział na Dowództwo Generalne i Operacyjne tylko komplikuje sprawę – dodaje były wojskowy.
Jeśli chodzi o poszczególne dowództwa Sił Zbrojnych, to prawdopodobnie ich rola nie będzie znacząco odbiegać od tego, z czym mamy do czynienia obecnie, gdzie poszczególne rodzaje wojsk (lądowe, specjalne, marynarka wojenna i siły powietrzne, a teraz dodatkowo obrona terytorialna) będą miały swoje inspektoraty.
– Moim zdaniem nie ma wielkich problemów w systemie dowodzenia. Poprzednia reforma miała zredukować liczbę dowództw i sztabów, ponieważ nasza armia się kurczyła, a liczba sztabowców rosła. Ona miała naprawić to, co minister obrony Bogdan Klich popsuł, i wzmocnić wojska operacyjne – wyjaśnia gen. Waldemar Skrzypczak, były dowódca wojsk lądowych i wiceminister obrony. – Problemem nie jest struktura, ale raczej podział kompetencji. Moim zdaniem teraz te spory są polityczne, a nie merytoryczno-wojskowe. Za trzy lata będzie nowa ekipa i ona też powie, że jest źle i będzie chciała reformować – komentuje.
Nieoficjalnie mówi się, że największe szanse na objęcie nowo definiowanej funkcji szefa sztabu ma gen. Marek Tomaszycki, który do ubiegłego tygodnia pełnił funkcję dowódcy operacyjnego. Odszedł ze stanowiska, ponieważ jego trzyletnia kadencja dobiegła końca. Dwaj pozostali z trzech najważniejszych dowódców, generalny Mirosław Różański i wspominany szef sztabu Mieczysław Gocuł, w ostatnim czasie wypowiedzieli stosunek służbowy i najpewniej będzie to oznaczać ich odejście ze służby. Tomaszycki ma doświadczenie. Dowodził m.in. polskim kontyngentem wojskowym w Afganistanie, był także w Iraku. Dowodził zarówno brygadami, jak i dywizją. Spośród obecnych generałów trzygwiazdkowych w wyścigu o czwartą wydaje się być zdecydowanym faworytem.
ROZMOWA
Nie trzeba rewolucji, tylko korekt
Czy reforma systemu kierowania i dowodzenia Wojska Polskiego jest potrzebna?
Są potrzebne drobne korekty. Ale na poziomie rozporządzeń, a nie zmiany całej ustawy. Chodzi o doprecyzowanie relacji między instytucjami czy organizacji samych instytucji. Doświadczenie ostatnich trzech lat, kiedy zreformowany system funkcjonował, jest duże. I teraz warto tę strukturę udoskonalić. Ale ryzykowne są pomysły dotyczące ról Sztabu Generalnego i Dowództwa Generalnego. Jeśli sztab znów stanie się dowództwem, będzie to błąd.
Dlaczego?
Bo radykalnie osłabiony zostanie merytoryczny wymiar cywilnej kontroli nad wojskiem. Teraz minister obrony i prezydent, jako zwierzchnik Sił Zbrojnych, mają organ doradczy w postaci szefa sztabu, który nie odpowiadając bezpośrednio za Siły Zbrojne, może służyć obiektywnym wsparciem i pomocą. Jeśli szef sztabu będzie dowódcą, to cywilny minister zostanie pozbawiony tego wsparcia. Wtedy szef sztabu będzie i doradcą, i wykonawcą, i sam będzie oceniał wykonanie.
Druga kwestia to fakt, że cywilny zwierzchnik będzie miał większą dowolność w podejmowaniu decyzji. W obecnym systemie minister jest zobowiązany do konsultacji ze sztabem. Jeśli tego nie będzie, sam będzie mógł podejmować decyzje. A że nie będzie miał merytorycznego doradcy, rośnie ryzyko, że wprowadzane rozwiązania będą błędne. Szef sztabu nie powinien mieć kompetencji dowodzenia. On musi być doradcą. W systemach, np. amerykańskim czy natowskim, tak właśnie usytuowane są sztaby.
Taki system w Polsce się nie sprawdził. Najwyżsi dowódcy byli skłóceni i rywalizowali o to, kto jest najważniejszy.
Konflikty personalne zawsze mogą się pojawiać. Być może relacje pomiędzy tymi instytucjami powinny być doprecyzowane. Zapewne zostały popełnione pewne błędy, ale warto dokonać ewolucji, a nie rewolucji. Nie powinno się zmieniać wprowadzonego poprzednią reformą współdziałania wszystkich rodzajów Sił Zbrojnych. W USA w trakcie debaty o systemie kierowania mówi się o kolejnym kroku w integracji, chodzi o pełną wielowymiarowość. Nowoczesny świat wojskowy idzie w kierunku integrowania.
Dziś mamy trzech pierwszych żołnierzy i nie wiadomo, kto jest najważniejszy.
To są trzy zupełnie różne funkcje. Pierwszym zawsze i wszędzie jest szef sztabu. To powinien być najwybitniejszy i najdzielniejszy żołnierz, który organizacyjnie jest najbliżej zwierzchnika cywilnego, jest częścią MON. On jest ponad siłami zbrojnymi. To władza polityczno-wojskowa, która odpowiada za kontakty zewnętrzne Sił Zbrojnych. A w samych Siłach Zbrojnych w czasie pokoju najważniejszy jest dowódca generalny. Natomiast w czasie wojny – naczelny dowódca wojskowy, którym zasadniczo powinien być dowódca operacyjny.
Czyli faktycznie jest trzech.
W USA jest tak samo. Oczywiście to gracz globalny, ale tu chodzi o istotę funkcji. Ta ustawa reguluje styk między władzą polityczną i władzą wojskową. Jeśli zmiany będą rewolucyjne, to te relacje będą mocno zmienione. Szkoda, że nie ma na ten temat otwartej dyskusji. Jak my przygotowywaliśmy reformę, to w BBN organizowaliśmy wiele debat, na które zapraszaliśmy m.in. posła Macierewicza.