Hipoteza, że za aferą Amber Gold stali funkcjonariusze służb specjalnych, powinna być poważnie brana pod uwagę - powiedział minister sprawiedliwości w rządzie PO-PSL Jarosław Gowin, zeznając w czwartek przed sejmową komisją śledczą.

B. minister sprawiedliwości pytany był przez posła PiS Stanisława Piętę, czy on i jego współpracownicy brali w swoich analizach pod uwagę, że za aferą Amber Gold stali funkcjonariusze służb specjalnych.

"Rozpatrywałem taką hipotezę. Co więcej, moim zdaniem do dzisiaj ta hipoteza powinna być poważnie brana pod uwagę. Natomiast żadnych dowodów na to nie mam" - mówił Gowin.

Dopytywany o współpracę z ówczesnym szefem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego gen. Krzysztofem Bondarykiem i ocenę działalności Agencji, powiedział, że on sam bronił Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, gdy w czasie afery miał krytykować ją premier Donald Tusk.

"Od pewnego momentu ja uważałem, że jednak ABW zdało egzamin" - odparł, dodając, że jego wątpliwości wzbudziły dopiero uwagi przewodniczącej komisji śledczej Małgorzaty Wassermann. Zwróciła mu ona w czwartek uwagę, iż Agencja nie reagowała przez kilka miesięcy, gdy szef Amber Gold Marcin P. już był aktywny w branży lotniczej.

"Ja tamtych faktów wtedy nie byłem świadom" - powiedział Gowin. Podkreślił też, że współpracę z gen. Bondarykiem ocenia dobrze.

"Miałem wrażenie, że jest państwowcem" - wskazał.