Świadczenie rodzicielskie wypełniło bowiem lukę w systemie pomocy państwa kierowanej do matek, które opiekują się dzieckiem po jego urodzeniu. Do tej pory w uprzywilejowanej sytuacji byli rodzice pracujący na etatach, którym przysługiwało prawo do urlopu i zasiłku macierzyńskiego. Tym samym mają oni zapewnioną stabilność finansową przez 12 miesięcy po przyjściu na świat dziecka. Dopiero teraz taką gwarancję zyskały matki, które często nie z własnego wyboru pracują na umowach cywilnoprawnych czy te w ogóle niemające pracy.
Nic więc dziwnego, że statystyki osób uprawnionych do świadczenia rodzicielskiego przewyższają pierwotne szacunki. Oczywiście można się spierać o to, czy nie należałoby jednak wprowadzić ograniczeń, bo brak kryterium dochodowego powoduje, że po 1 tys. zł może się zgłosić żona prezesa dużej firmy, dla której brak aktywności zawodowej i poświęcenie się opiece nad dziećmi było świadomą, przemyślaną decyzją. Niemniej nawet mimo tych kontrowersji widać wyraźnie, że taka forma wsparcia była potrzebna. Co istotne, również same gminy wskazują, że kryteria przyznawania świadczenia rodzicielskiego nie nastręczają wielu spornych sytuacji.
Jego sukces niech więc będzie dowodem na to, że wprawdzie poprzednia ekipa rządząca nie prowadziła tak spektakularnych programów jak 500 plus, ale na pewno nie jest tak, że zupełnie nie zajmowała się wspieraniem rodzin. Szkoda tylko, że przypomniała o nich dopiero tuż przed wyborami.