Samorządy dostały nowe zadania, ale pieniędzy na nie nie mają
Rząd, wprowadzając do systemu szkolnictwa nowe zadania, nie zabezpieczył subwencji oświatowej. Dlatego problem mają samorządy. Cięcia edukacyjne spowodują ograniczenie wydatków na inwestycje i pomoc społeczną.
Rząd, wprowadzając do systemu szkolnictwa nowe zadania, nie zabezpieczył subwencji oświatowej. Dlatego problem mają samorządy. Cięcia edukacyjne spowodują ograniczenie wydatków na inwestycje i pomoc społeczną.
W 2012 r. samorządy dostaną subwencję oświatową mniejszą aż o 1,4 mld zł – uważa dr Bogdan Stępień z Instytutu Analiz Regionalnych. Dodaje, że zaniżając subwencję, resort finansów naruszył artykuł ustawy o dochodach jednostek samorządu terytorialnego dotyczący realizacji zadań oświatowych.
Analiza dr. Stępnia wywołała poruszenie wśród samorządowców. Związek Powiatów Polskich zlecił ekspertom przeprowadzenie kolejnych wyliczeń, które mają być znane w połowie tego tygodnia. Wtedy samorządowcy podejmą decyzję, co dalej.
Jak przekonuje dr Stępień, do samorządowych kas powinno wpłynąć 40,9 mld zł, podczas gdy przyjęta w projekcie ustawy budżetowej subwencja oświatowa wynosi 38,7 mld zł. O tym, jak duża jest to różnica, najlepiej świadczy fakt, że statystycznie do każdej jednostki samorządu terytorialnego na zadania edukacyjne trafi około 0,5 mln złotych mniej. Różnica w wyliczeniach resortu finansów i eksperta Instytutu Analiz Regionalnych byłaby niższa, gdyby okazało się, że 1 września 2012 roku do szkoły nie poszedłby żaden sześciolatek. Wtedy niedoszacowanie byłoby na poziomie jedynie 80 mln zł. Jednak MEN zakłada, że w kolejnym roku szkolnym do pierwszych klas może pójść nawet 60 proc. z rocznika sześciolatków. – Z powyższego wynika, że MEN, wprowadzając do systemu oświaty nowe zadania, nie zabezpieczył w subwencji oświatowej ani jednego złotego na te cele – przekonuje dr Stępień.
Na tym nie koniec. Resort finansów już w ubiegłym roku błędnie oszacował subwencję oświatową. Jego zdaniem w 2011 r. samorządy dostały na ten cel ok. 129 mln zł za mało. – Problem jest poważny, bowiem poziom subwencji oświatowej z danego roku jest kwotą bazową do wyliczeń subwencji w roku kolejnym. Zatem raz popełniony błąd może mieć konsekwencje w latach kolejnych, dlatego resort finansów powinien swój błąd naprawić – mówi dr Stępień. Teraz samorządy głowią się, jak rozwiązać problem. – Dotarła do nas ta analiza. Zleciliśmy swoim ekspertom przeprowadzenie podobnych wyliczeń, będą znane w połowie przyszłego tygodnia, wtedy też zadecydujemy, co zrobimy z tą sytuacją – mówi nam Tadeusz Narkun, specjalista od edukacji Związku Powiatów Polskich. Przyznaje, że subwencja oświatowa od lat jest niższa niż potrzeby samorządów. – Byłoby niedobrze, gdyby okazało się, że budżet państwa próbuje dodatkowo oszczędzić na tej i tak niskiej dotacji – podkreśla Narkun. O te wątpliwości zapytaliśmy resort edukacji i finansów. Grzegorz Żurawski, rzecznik MEN, odpowiedział nam, że analiza nie uwzględnia 450 mln zł, które dodatkowo popłyną do samorządów na pokrycie kosztów podwyżki składki rentowej dla nauczycieli. Zapewnia, też, że kwota subwencji uwzględnia skutki podwyżek dla nauczycieli oraz zakłada, że wszystkie dzieci sześcioletnie rozpoczną edukację szkolną od 2012 roku. Resort finansów do zamknięcia wydania na nasze pytania nie odpowiedział.
Cięcia pieniędzy na edukację oznaczają, że samorządy będą zmuszone wygospodarować niezbędne środki przesuwając je z innych zadań. Ucierpią inwestycje, opieka społeczna, ochrona środowiska, a także utrzymanie dróg. To z kolei spodowoduje, że polskie, jedne z najbardziej dziurawych arterii w Europie będą w jeszcze gorszym stanie.
OPINIA PRAWNA
Przemysław Ruchlicki
ekspert prawno-gospodarczy Krajowej Izby Gospodarczej
To nie jest pierwszy przypadek, kiedy rząd nakłada na samorząd dodatkowe obowiązki, a nie przekazuje pieniędzy na ich realizację. Jest to szczególnie widoczne w kwestiach dotyczących oświaty. Niektóre samorządy przeznaczają na jej finansowanie nawet ponad połowę swojego rocznego budżetu. Podobnie wygląda finansowanie zadań z zakresu pomocy społecznej. Efektem takiego stanu rzeczy najczęściej jest wstrzymanie rozwoju lokalnego, bo samorząd musi kredytować zadania, które powinna opłacać władza centralna. Nie ma wytycznych, co samorząd może w takiej sytuacji zrobić, np. do kogo się odwołać. Widać już pierwsze nieśmiałe próby, kiedy samorządowcy starają się dochodzić swoich roszczeń na drodze powództwa cywilnego. Trudno tu wskazać inny organ, który mógłby rozstrzygnąć konflikt dotyczący finansowania realizacji zadań zleconych.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama