Najwcześniej 5 stycznia senacka komisja regulaminowa podejmie decyzję dotyczącą wniosku senatora PO Krzysztofa Piesiewicza w sprawie uchylenia mu immunitetu. Senatorowie w środę rano przerwali posiedzenie komisji i postanowili wysłuchać co sam senator ma do powiedzenia w tej sprawie.

Według szefa senackiej komisji regulaminowej Zbigniewa Szaleńca (PO), Piesiewicz nie komentował decyzji komisji i wyraził chęć przybycia na styczniowe spotkanie.

Komisja miała zbadać - pod względem formalnym - wniosek Piesiewicza o zrzeczeniu się immunitetu. Senatorowie jednogłośnie stwierdzili, że wniosek może mieć "wadę oświadczenia woli", co może oznaczać, że Piesiewicz zrzekł się immunitetu pod wpływem opinii publicznej.

"Myślę, że bez wysłuchania kolegi Piesiewicza nie możemy podjąć decyzji" - argumentował autor wniosku o przerwanie posiedzenia, senator PiS Piotr Andrzejewski.

Jak tłumaczył, wada oświadczenia woli polega na tym, że można działać pod przymusem, pod wpływem sytuacji czy groźby. "Tu jest bardzo poważne działanie pod wpływem groźby pręgierza publicznego" - podkreślił Andrzejewski.

"Jestem zaskoczony taką decyzją komisji, ale uważam, że jest ona jak najbardziej słuszna i prawidłowa"

"Składam wniosek, żebyśmy najpierw wysłuchali kolegę Piesiewicza i zobaczyli, czy nie ma tutaj wady oświadczenia woli. A jeżeli jest wada oświadczenia woli, to wniosek Piesiewicza o zrzeczeniu się immunitetu jest nieważny" - zaznaczył senator PiS.

"Jestem zaskoczony taką decyzją komisji, ale uważam, że jest ona jak najbardziej słuszna i prawidłowa" - powiedział PAP przewodniczący senackiej komisji regulaminowej Zbigniew Szaleniec (PO). Jego zdaniem, gdyby rzeczywiście Piesiewicz zrzekł się immunitetu pod wpływem nacisków czy gróźb, to jego wniosek należy uznać za nieważny.

Wówczas - jak tłumaczył - komisja zaopiniowałaby wniosek, pod względem formalnym, negatywnie, co oznaczałoby, że Senat musiałby rozpatrzyć wniosek prokuratury o uchylenie immunitetu. "Wtedy cały Senat na posiedzeniu plenarnym musiałby zdecydować o odebraniu immunitetu senatorowi Piesiewiczowi" - powiedział Szaleniec.

Szaleniec Powiedział później PAP, że w rozmowie telefonicznej poinformował Piesiewicza o decyzji komisji i zaprosił go na styczniowe posiedzenie. "Piesiewicz nie komentował dzisiejszej decyzji komisji, nie wyczułem zaskoczenia w jego głosie. Przyjął tę decyzję do wiadomości i wyraził chęć przybycia na spotkanie. To jest dla mnie najważniejsze" - powiedział szef komisji senackiej.

Jak zaznaczył, najwcześniej komisja zbierze się 5 stycznia.

"Po głosie było słychać, że senator Piesiewicz jest nadal rozbity i załamany"

"Po głosie było słychać, że senator Piesiewicz jest nadal rozbity i załamany. Te kilka tygodni do następnego posiedzenia komisji to będzie dobry czas, żeby mógł spokojnie i świadomie odpowiadać na pytania komisji" - uważa Szaleniec.

W jego ocenie, trudno dzisiaj przewidzieć w jakim stanie zdrowia będzie w styczniu senator PO. "Umówiliśmy się, że po nowym roku zatelefonuję do niego i jeżeli będzie w stanie przybyć 5 stycznia na posiedzenie komisji to odbędziemy z nim drugą część posiedzenia, która byłaby zamknięte dla mediów. Jeżeli nie, jesteśmy w stanie jeszcze poczekać, aż będzie on mógł przybyć" - powiedział Szaleniec.

Z kolei w ocenie marszałka Senatu Bogdana Borusewicza, istotne jest, aby osoba, która zrzeka się immunitetu, była obecna na posiedzeniu komisji regulaminowej. Jak podkreślił, niezrozumiała jest presja niektórych mediów, aby jak najszybciej uchylić immunitet senatorowi PO.

"Komisja ma tutaj swoje prawa zapisane w regulaminie i jeśli chce wysłuchać senatora Piesiewicza, to ma do tego prawo, by sprawdzić, czy decyzja (o zrzeczeniu się przez senatora immunitetu) była podjęta w taki sposób, że będzie skuteczna" - powiedział PAP Borusewicz.



Piesiewicz powiedział "Wprost", że sam poprosił o uchylenie immunitetu i wyraził zgodę na pociągnięcie go do odpowiedzialności karnej

Decyzję senackiej komisji skrytykował w środę Jarosław Gowin (PO). "Doceniając szlachetność senatorów uważam, że popełniają błąd, a ich działanie uderza w samego senatora Piesiewicza. Sądzę, że ostatnią rzeczą, jaką chciałby robić senator Piesiewicz byłoby stawiać się przed komisją regulaminową, pojawiać się w Senacie przed kamerami. Myślę, że senatorowie powinni uszanować jego własną wolę, skoro się zrzekł immunitetu. Myślę, że to jest standard zachowania polityka, jakiego wszyscy oczekujemy" - powiedział Gowin dziennikarzom w Sejmie.

Piesiewicz sam zrzekł się immunitetu po tym, jak prokuratura złożyła wniosek o uchyleniu immunitetu senatorowi PO. Prokurator krajowy Edward Zalewski poinformował we wtorek w Radiu ZET, że zebrany w sprawie materiał dowodowy jest wystarczający do postawienia Piesiewiczowi zarzutu "posiadania, a także używania, a właściwie nakłaniania i ułatwiania używania środków psychotropowych innym osobom".

To pokłosie innego postępowania, które - jak podał tygodnik "Wprost" - prokuratura wszczęła po doniesieniu samego Piesiewicza. Senator twierdził, że padł ofiarą grupy szantażystów. 18 listopada na zlecenie śledczych doszło do zatrzymania osób wskazanych przez parlamentarzystę. Jak nieoficjalnie dowiedział się "Wprost", zatrzymani oskarżyli Piesiewicza o posiadanie kokainy.

Piesiewicz powiedział "Wprost", że sam poprosił o uchylenie immunitetu i wyraził zgodę na pociągnięcie go do odpowiedzialności karnej. "Złożyłem pismo do marszałka Senatu. Zostałem pomówiony i chcę złożyć w tej sprawie wyjaśnienia w prokuraturze. Na temat samego śledztwa nie mogę się wypowiadać. Mogę tylko powiedzieć, że pomówienia są jego niewielkim fragmentem" - mówił tygodnikowi senator PO.

Z kolei piątkowa "Rzeczpospolita" podała, że w połowie października do redakcji "Rz" zgłosiła się kobieta, która twierdziła, że "ma nagrania kompromitujące jednego z wpływowych senatorów Platformy". W piątek "Super Express" zamieścił na swojej stronie internetowej film, który ma być dowodem, że Piesiewicz nie dość, że posiadał narkotyki, to je zażywał. "SE" napisał, że jedno z nagrań senator obejrzał w towarzystwie dziennikarza "SE"; Piesiewicz zaprzeczył jednak, że zażywał narkotyki. "To nie była kokaina, ale sproszkowane lekarstwa" - mówił "SE".