To już pewne - we wtorek rząd przyjmie projekt nowelizacji budżetu. Przedstawione przez ministrów Jacka Rostowskiego i Michała Boniego propozycje oszczędności były ostatnim elementem budżetowej układanki. Jest już przesądzone, że zaraz potem dojdzie do spotkania prezydenta z ministrem finansów.

"Ta kwota oszczędności to 3 miliardy 56 milionów złotych, czyli zrealizowaliśmy zadanie postawione przez Radę Ministrów i ministra finansów" - chwalił się Michał Boni. Wcześniej przez cały tydzień analizował z ministrami możliwości cięć w resortach. Jednak szybko okazało się, że po lutowych oszczędnościach na kolejne znaczne sumy nie ma co liczyć. Kilka czy kilkanaście milionów złotych na resort w sumie dało zaledwie 70 milionów wydatków, które można uciąć. Reszty zdecydowano się poszukać w rezerwach budżetu. To pieniądze przeznaczone na realizację konkretnych zadań.

O miliard sto pięćdziesiąt milionów złotych ma być zmniejszona rezerwa na fundusz alimentacyjny. "Nie ma potrzeby utrzymywania takiej dużej rezerwy. Jest dobra ściągalność i windykacja z alimentów, co powoduje, że tę kwotę można zaoszczędzić" - uzasadniał Michał Boni. Okrojono jeszcze kilka innych pozycji, między innymi o 410 milionów rezerwę na powstanie Narodowego Centrum Badań i Rozwoju i Centrum Nauki. Powód? Sejm nie zdąży powołać tych instytucji.

Kolejna likwidowana rezerwa świadczy o porażce rządu. To rezerwa solidarności społecznej utworzona podczas prac nad budżetem jako odpowiedź rządu na kryzys. Miała służyć zabezpieczeniu najuboższych przed jego skutkami. Do tej pory wykorzystano z niej zaledwie milion na pomoc dla pogorzelców w Kamieniu Pomorskim. Wczoraj Michał Boni przyznał, że rezerwa zostaje rozwiązana, bo nie ma pieniędzy. "Ta rezerwa była konstruowana z myślą o wyższych wpływach z akcyzy, a jak wiadomo, wpływy z wszystkich podatków są mniejsze i ta rezerwa 1 139 mil zostaje zlikwidowana" - mówił minister. To posunięcie natychmiast skrytykowała opozycja. "Jak tworzono w sejmie rezerwę solidarności społecznej, to mówiono, że to na potrzeby najsłabszych i najuboższych, więc wygląda na to, że ci najsłabsi i najubożsi nazywają się dziurą budżetową ministra Rostowskiego" - ironizuje wiceszefowa sejmowej komisji finansów publicznych Aleksandra Natalli-Świat z PiS.

Czytaj więcej na dziennik.pl.

Grzegorz Osiecki