Zdymisjonowanie głównodowodzącego ukraińską armią gen. Wałerija Załużnego to ryzyko podjęte przez prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego i nowy, kluczowy etap wojny - pisze w czwartkowej analizie brytyjski tygodnik "Economist".
Zastąpienie Załużnego Ołeksandrem Syrskim to krok, który może być pomyłką - komentuje tygodnik. Załużny darzony jest estymą zarówno przez żołnierzy, jak i ludność cywilną. Główną różnicą dzielącą prezydenta i byłego już dowódcę, jest własny obraz, jaki obaj wykreowali w społeczeństwie. Od początku rosyjskiej agresji Zełenski stał się naczelnym patriotą, kreując się na buntowniczego przywódcę napadniętego narodu, który nie poddaje się agresji, Załużny natomiast, który na linii frontu był od lat - czyli od 2014 roku, od rosyjskiej agresji na wschodnie obwody Ukrainy - skupił się na walce - zaznacza "Economist".
Jak ocenia brytyjski tygodnik, różnice te zaczęły być wyraźnie dostrzegalne dopiero, gdy wojna weszła w fazę stagnacji. Zełenski i Załużny zaczęli różnić się w swoich podejściach do sposobu prowadzenia wojny. Prezydent i jego administracja zaczęli obarczać Załużnego odpowiedzialnością za zeszłoroczną nieudaną kontrofensywę. Chcieli, aby ukraińska armia przygotowała się do kolejnych ataków i naciskali na niego, by wziął na siebie niepopularną decyzję o zwiększeniu mobilizacji. Załużny odrzucał ich argumenty twierdząc, że jego ostrożność poskutkowała mniejszymi stratami żołnierzy i sprzętu. Argumentował, że nie może planować kolejnej kontrofensywy, nie wiedząc, jakimi zasobami dysponuje. Powiedział - nie bez racji, że to politycy są odpowiedzialni za mobilizację społeczeństwa - zaznacza magazyn.
"Economist" przypomina, że w wywiadzie udzielonym tygodnikowi tuż po rozpoczęciu inwazji, Zełenski mówił, że Ukraina przywiązuje większą wagę do życia ludzkiego niż do terytorium. Ostatnio jednak zmienił zdanie twierdząc, że celem jest odzyskanie wszystkich okupowanych terytoriów. Gdy zaczęło być jasne, że cel ten może nie zostać osiągnięty, niecierpliwość Zełenskiego wobec Załużnego rosła. Zaczął się czuć zagrożony popularnością generała.
Prawdopodobnie było nieuniknione, że w miarę przeciągania się wojny zaczną się pojawiać "tarcia na górze". Ukraińska polityka nie przypomina jednak tej w krajach zachodu. Jest to brutalna rywalizacja o zasoby i władzę, finansowana przez oligarchów i frakcje. Na Zachodzie idee często schodzą na drugi plan; natomiast na Ukrainie zwykle w ogóle ich nie ma - twierdzi tygodnik.
Autorytet generała Załużnego jako głównodowodzącego został już nadszarpnięty przez pogłoski o jego dymisji. Im dłużej Zełenski przeciągał zwolnienie Załużnego, tym bardziej cierpiał także jego własny autorytet. Powstaje pytanie, co będzie się działo teraz, po zastąpieniu Załużnego Syrskim - zwraca uwagę gazeta. Jednym z zagrożeń dla prezydenta będzie niezadowolenie żołnierzy wywołane zwolnieniem bardzo lubianego dowódcy. Generał Syrski ma natomiast reputację osoby nieliczącej się w walce z kosztami i życiem ludzkim. Niektórzy chwalą jego profesjonalizm, inni twierdzą, że przeraża swoich podwładnych i rządzi przez strach.
Reorganizacja najwyższego dowództwa spowoduje również zakłócenia w strukturach dowodzenia. Ważne jest, aby zmiany te nie zmniejszyły zdolności Ukrainy do walki. Wkrótce Ukraina musi liczyć się ze zwiększoną mobilizacją, nawet jeśli generał Syrski będzie prowadził głównie wojnę obronną, na czym powinien się na razie skupić - uważają autorzy analizy.
Jako że generał Załużny jest w oczach ludu bohaterem, jego zwolnienie będzie miało również skutki polityczne. Nie powiedziano jasno, co będzie robił dalej. Niektórzy nie uważają go za urodzonego polityka, ale nie byłby on pierwszym weteranem, któremu wizja władzy zawróciła w głowie. Któryś z ukraińskich oligarchów może go wykorzystać jako narzędzie do realizacji własnych ambicji - pisze tygodnik. Zełenski musi natomiast zrozumieć, że jeśli będzie próbował zdusić społeczne niezadowolenie, zaszkodzi wprowadzonej przez siebie kulturze politycznej.
Rodzi się pytanie, czy po zwolnieniu Załużnego Zełenski zmieni wizję wojny. Nadal twierdzi, że Ukraina odbije wszystkie okupowane terytoria, choć prezydent wie, że nie nastąpi to szybko, jeśli w ogóle. Jeśli nie zdarzy się coś zupełnie nieoczekiwanego, zwycięstwa zdefiniowanego jako odbicie całego terytorium Ukrainy nie da się osiągnąć.
Ukraina wygra wojnę, jeśli będzie przestrzegać zasad panujących na Zachodzie. W tej kwestii nie powinno być różnic między prezydentem a jego dowódcami - twierdzi "Economist". (PAP)