"Były takie przypadki, że człowiek znalazł się w centrum miejsca, gdzie spadały bomby lotnicze, i po prostu zniknął. Nie ma go ani wśród żywych, ani wśród umarłych. Wyparował, spalił się” – powiedział Atroszenko.
Mer powiedział, że oficjalnie nie ma zielonego korytarza ewakuacyjnego i na wyjazd z miasta czekają przez kilka dni ogromne kolejki.
Dodał, że do miasta dociera pomoc humanitarna. „Jesteśmy bardzo wdzięczni za wszystkie dostawy. I jedzenia, i leków. Bo jesteśmy otoczeni i nie wiadomo, co będzie za dobę” – powiedział Atroszenko. (PAP)