Grupa Rosjan, którzy ugrzęźli w zaspach, poskarżyła się Władimirowi Putinowi na niesprawną akcję ratunkową. Uważają, że tylko cudem uniknęli zamarznięcia.

Na 84 odnalezione przez ratowników osoby jedna zmarła z wychłodzenia, a 12 trafiło do szpitala. Do zdarzenia doszło wieczorem 2 stycznia, na trasie Orenburg - Orsk, na Uralu. Kilkadziesiąt samochodów znalazło się w oku śnieżnego cyklonu i niemal całkowicie zostało zasypanych śniegiem. Kierowcy i pasażerowie początkowo grzali się we własnych samochodach. Później na zmianę w tych autach, w których jeszcze starczyło paliwa. Na koniec rozpalali ogniska z tapicerki i łatwopalnych części pojazdów.

Jak wynika ze skargi złożonej w administracji prezydenta Rosji, mimo licznych telefonów i ponagleń, pomoc dotarła do nich dopiero po prawie 24 godzinach. Ratownicy byli wyposażeni w przestarzały sprzęt. Skarżący się podkreślili, że w tym czasie telewizje informowały o punktach grzewczych i specjalistycznych pojazdach, które miały wyruszyć im na ratunek.

„Niczego takiego nie było” - podkreślili ocaleli z zamieci. Domagają się oni, aby prezydent Władimir Putin i gubernator obwodu orenburskiego zajęli się sprawą, wyciągając dyscyplinarne konsekwencje wobec funkcjonariuszy służb ratowniczych.