Szkockie ratownictwo morskie odwołało do baz 5 swoich łodzi poszukujących rozbitków z załogi niemieckiego statku "Cemfjord", który uległ wypadkowi w piątek lub sobotę. Sam statek nadal dryfuje zanurzony w wodach cieśniny między północnym cyplem Szkocji a archipelagiem Orkadów, ale nie natrafiono na ślad załogi - siedmiu Polaków i Filipińczyka.

Rzecznik morskiej służby ratunkowej Stewart Taylor powiedział szkockiej telewizji BBC: "Przeszukaliśmy, ile się dało. Cała nadzieja w helikopterze, który ma wielką przewagę, bo widzi obiekty i na lądzie, i na wodzie. Miejmy nadzieję, że jeszcze na coś trafią".

Na South Ronaldsey, jednej z wysepek w cieśninie Pentland Firth, znaleziono podziurawiony ponton, ale nie wiadomo, czy z pokładu "Cemfjordu". Tę i inne wyspy oraz wybrzeże stałego lądu przeczesują również ochotnicy z ratownictwa morskiego, jak dotąd bez skutku.

"To jest teren, gdzie mógł najłatwiej dotrzeć ponton albo rozbitek; to najbliższy ląd w pobliżu ostatniej znanej pozycji statku" - powiedział koordynator tych poszukiwań, John Hope.

Nadal nie wiadomo, kiedy i gdzie wydarzył się wypadek, czy jeszcze w piątek, wkrótce po ostatnim kontakcie wzrokowym z "Camfjordem", czy później, w wyniku awarii zasilania lub sterowności. Statek mógł zostać uderzony przez wielką falę, która zniszczyła mostek kapitański lub przewróciła go do góry dnem. Inne statki mogły go mijać nawet przez dobę, nie wiedząc o niebezpieczeństwie, w jakim znalazła się załoga.