"Zadałbym pytanie panu Macierewiczowi: co spowodowało, że samolot tak bardzo się zniżył? Ja nie znam w historii lotnictwa żadnego zamachu, kiedy samolot rozpadał się na 10 czy 15 metrach. Kiedy są zamachy, samolot rozpada się w powietrzu. Choć to nie musi być od razu zamach, bo w naszym lotnictwie mieliśmy taką historię, że samolot rozpadł się w powietrzu bo wszedł w chmurę burzową" – dodał, odnosząc się do tez Antoniego Macierewicza, który twierdzi, że samolot rozpadał się na dystansie kilometra, a przyczyną była seria wybuchów na pokładzie Tupolewa.
Edmund Klich odciął się również od tezy, że samolot przeleciał nad brzozą. "Oczywiście, że uderzył w brzozę. Wcześniej ściął jeszcze czubek innej brzozy. To jest oczywiste. Samolot ścinał wiele drzew i konarów, ale już się obracał, bo stracił część skrzydła i sterowanie nim nie było już możliwe" – mówił na antenie.
Edmund Klich pytany dlaczego samolot uderzył w brzozę odpowiedział: "Dlatego, że był za nisko. Naruszone zostały procedury podejścia i naruszona została minimalna wysokość decyzji" – odpowiedział Klich.
Dodał, że za te naruszenia „nie można winić pilotów”, ale sytuację w 36. specpułku. – Te błędy wynikały z niedoszkolenia pilotów. Na takie lądowanie poniżej warunków minimalnych nie zwracano wcześniej uwagi, nie rozliczano tego i nie robiono z tego poważnych incydentów. Dalej: ten pułk nie miał odpowiednich zasobów. Doświadczeni piloci odchodzili, a zadania były nakładane te same. Tam nie było komu wykonać tego lotu, nikt nie miał pełnych uprawnień – opisywał sytuację w pułku wożącym VIP-ów.
Rosjanie powinni zamknąć lotnisko, a samolot nie powinien startować
Ocenił również rolę rosyjskich kontrolerów lotu w katastrofie. – Rosjanie podawali nieprecyzyjne dane o kursie i ścieżce. Piloci powinni odpowiadać wysokością, wtedy kontroler by sobie te dane uściślił. Gdyby podawali dobre dane, to być może załoga obudziłaby się z tego tunelowego działania i coś zmieniła.
Dodał, że głównym błędem kontrolerów było dopuszczenie Tupolewa do podejścia do lądowania. – Oni mają swoje wojskowe przepisy, wedle których powinni działać. Zgodnie z tą procedurą przy tych warunkach atmosferycznych powinni zamknąć lotnisko. Trzy dni po katastrofie, jeden z kontrolerów w czasie zeznania powiedział, że jest procedura zamknięcia lotniska – przypomniał.
Zdaniem Klicha, samolot w ogóle nie powinien wylecieć z Warszawy: "(...) nie było warunków do lądowania na lotnisku lądowania. A przepisy HEAD-owskie określają, że nie może samolot startować jeśli na lotnisku lądowania nie ma odpowiednich warunków pogodowych. 15 minut wcześniej lądował już JAK-40 i moim zdaniem wiedziała o tej złej pogodzie. I nie wiem dlaczego startowali. Ja myślę, że prokuratura wyjaśni wszystkie szczegóły i całe zajście, które miało miejsce na lotnisku, bo o ile wiem są na to odpowiednie dowody" - powiedział.