- Ekshumacje są spóźnione o dwadzieścia kilka miesięcy. Wtedy, przed pogrzebami ofiar, powinny nastąpić sekcje. Nie byłoby wówczas potrzeby ekshumowania ciał. Skandal jest tak duży, że zamiatanie go pod dywan i udawanie, że nic się nie stało byłoby niemoralne - powiedziała Wprost Magdalena Merta.

Wdowa po podsekretarzu stanu, Tomaszu Mercie mówi, że jest już zmęczona walką o prawdę. Twierdzi, że nie zamierza rezygnować z tej walki, ale podkreśla, że gdyby w sprawie Smoleńska postępowano uczciwie, nie byłaby ona konieczna.

Pytana o to czy popiera decyzję o dalszych ekshumacjach odpowiada: - Nie jest mi wszystko jedno, kogo mam w grobie. I dodaje: - Myślę, że identyfikacja męża przebiegła na papierze, wcale nie musiała się udać. Osoba, która go identyfikowała, po prostu Tomka (Merty - red.) nie znała. To wiem z jej własnych zeznań. Łączy się z tym bardzo tajemnicza sprawa przejęcia i natychmiastowego zniszczenia rzeczy należących do mojego męża. Z całego serca popieram ekshumacje. A tak w ogóle, uważam, że to czy się to popiera czy nie ma drugorzędne znaczenie. O pewnych rzeczach stanowi prawo a nie "widzi mi się" Iksińskich, Kowalskich czy Mertów.

Magdalena Merta zdecydowała, że jeśli władze nie zdecydują się na ekshumację jej męża, będzie o nią zabiegać osobiście. - Mam bardzo poważne wątpliwości, bardzo dobrze udokumentowane powody, których dostarczyli mi sami Rosjanie. Jeżeli decyzja o ekshumacji w przypadku mojego męża by nie zapadła, jej powód mógłby być tylko polityczny. Merytorycznie, wobec argumentów, które zgromadziłam i dokumentacji oraz kompletnej niewiarygodności świadków, nie można mi odmówić. Jeżeli nie dostanę tej decyzji teraz, poczekam na ludzi, którzy będą myśleć o sprawie merytorycznie, a nie politycznie.