"Po rozpoznaniu zespół przekazywał ciało Rosjanom. A Rosjanie przygotowywali je, już bez naszej obecności, jak gdyby opakowując to ciało foliowym okryciem czarnego koloru, zapinając ten worek, nie pozwalając go już potem otworzyć" - tłumaczył w RMF FM ks. Henryk Błaszczyk, który uczestniczył w Moskwie w procedurze identyfikacji ciał ofiar katastrofy smoleńskiej. To wtedy, jego zdaniem, mogło dojść do zamiany ciała Anny Walentynowicz i Teresy Walewskiej-Przyjałkowskiej.

Do zamiany, według księdza. mogło też dojść w wyniku trudności językowych. "Sądzę, że do tej zamiany, do tej dramatycznej zamiany doszło gdzieś na tym etapie przejęcia ciała i następnie pomylenia ciała może przez trudność nazwisk. Jednakże to nie zwalnia nas, strony polskiej, od tego, że powinniśmy domagać się wpływu, uczestniczenia na każdym etapie identyfikacji" - powiedział RMF FM ks. Henryk Błaszczyk.

Ksiądz zakłada jednak, że do zamiany doszło nie w wyniku złej woli Rosjan, ale w wyniku słabego przygotowania całej operacji, zarówno ze strony rosyjskiej, jak i polskiej. "Tam, w Moskwie, był niewystarczający, bo był mały, zespół, ale był też zespół ludzi głęboko współczujących i chcących przyjść z rzetelną pomocą tym rodzinom. Było za mało patologów, było za mało może psychologów, było za mało zabezpieczenia naszych ministrów, którzy mogliby opierać się na naszej własnej informacji, a nie informacji pozyskiwanej od strony rosyjskiej. Byliśmy tam w niewystarczającej grupie" - mówił Błaszczyk.

W rozmowie z RMF FM ksiądz przyznał też, że jego słowa sprzed roku o tym, że „ekshumacja jest szaleństwem” były błędem: "Z perspektywy czasu i doświadczeń, które nabyliśmy przez te dwa lata, to określenie było niewłaściwe, nie na miejscu. Mogę tylko bardzo przeprosić".