W zeszłym tygodniu odbyła się debata nad odwołaniem Jacka Rostowskiego, ministra finansów. Opozycja wskazywała na jego liczne działania, które szkodzą finansom publicznym i gospodarce.
W wielu krajach niewielki procent tych zarzutów wystarczyłby do odwołania ministra finansów, ale w Polsce są inne standardy, wyznaczone przez premiera Tuska. Od samego początku było wiadomo, że Rostowskiego odwołać się nie da, ponieważ ma poparcie większości sejmowej (zgodnie z instrukcją z góry). Dlatego wartością mogła być sama debata jako okazja do edukacji tych, którzy za pół roku wybiorą nowy Sejm.
Józef Piłsudski twierdził, że przeszkodą w budowie państwa polskiego będzie abnegacja państwowa. Uważał on, że dla Polaków ważniejszy jest nastrój niż argumenty, dlatego najlepiej nimi rządzić poprzez wzniecanie emocji. Taka była też debata nad odwołaniem Jacka Rostowskiego. Gdy szefowa klubu PJN wymieniła siedem grzechów głównych ministra, podając konkretne, liczbowe zarzuty, Sejm oczywiście usłyszał w odpowiedzi argumenty w stylu „a u Was biją Murzynów”. Minister porównał na przykład poziom bezrobocia kiedyś i dzisiaj. i uznał że teraz jest niższe, co jest sukcesem rządu. Zapomniał, że kiedyś nie było rocznie 70 – 80 mld złotych ze środków unijnych na budowy stadionów i dróg. Minister zapomniał również powiedzieć, że w minionych dwóch latach zatrudnienie w przemyśle (w firmach zatrudniających powyżej 9 osób) spadło o 200 tys., a w budownictwie wzrosło o ponad 50 tys. Nie wspomniał też o wzroście zatrudnienia w urzędach. Za kilka lat środki unijne na budowę infrastruktury się skończą, a podatki muszą wzrosnąć, bo rośnie liczba osób na państwowych etatach, które z podatków się wynagradza. Jednocześnie będzie spadała liczba osób płacących podatki (demografia i wyjazdy za chlebem do bogatszych krajów UE). Ale tego wszystkiego Sejm nie usłyszał.
Podobne nastrojowe argumenty przywoływał poseł Gowin w niedawnej debacie ze mną w TVN u redaktora Rymanowskiego. Mówił o osiągnięciach rządu, więc go zapytałem o konkrety, poza reformą emerytur pomostowych z czasów gdy PO jeszcze przypominała resztki partii liberalnej i przyjaznej przedsiębiorcom. Usłyszałem w odpowiedzi, że było bardzo wiele sukcesów. Na przykład efekt zielonej wyspy (czyi brak recesji w 2009 roku) to zasługa rządu. To ja ripostuję, że przecież jest raport NIK, który pokazał, że żadne rządowe plany antykryzysowe nie weszły w życie, czyli że przedsiębiorcy obronili się sami. Co więcej, w czasach gdy w innych krajach ułatwiano życie przedsiębiorcom, u nas rząd PO wprowadził jedno okienko, symbol nieudacznictwa administracji publicznej. – Proszę o inne konkrety, zapytałem posła Gowina. – Proszę bardzo, w obliczu kryzysu premier zachował zimną krew i spokój, czy jakoś tak.
I tutaj poseł Gowin miał rację. Jedynym działaniem antykryzysowym było zachowanie zimnej krwi. No bo przecież premier mógł spanikować, albo oblać się zimnym potem i źle wypaść w telewizji. Tak też wyglądają pozostałe „reformy” rządu. Słuchałem niedawno znanych komentatorów sceny politycznej którzy mówili, że zasługą ministra Rostowskiego jest pozytywny przekaz i podtrzymywanie optymistycznych nastrojów. Że w odróżnieniu od innych ministrów, którzy tylko ciągle narzekają, że nie ma kasy i pilnują wydatków, Rostowski nie narzeka, tylko optymistycznie zapewnia naród, że nie ma żadnych problemów, a jak są, to pod kontrolą.
Nie da się ukryć, że wzniecanie nastrojów wychodzi PO najlepiej. Na razie mamy nastrój strachu przed PiS. Ale zaraz będą też inne nastroje. Na przykład nastrój niczym niezmąconej udanej polskiej prezydencji w UE. W czasie prezydencji mają być w telewizji wyłącznie obrazy, jak liderzy PO klepią się po plecach z liderami ze świata. Dlatego debatę nad trudnym budżetem 2012 roku przeprowadzimy na chybcika, jeszcze przed wakacjami, żeby nic nie zaburzało tego nastroju szczęścia podczas prezydencji.
Józef Piłsudski przewraca się w grobie na Wawelu.
Autor jest profesorem i rektorem Uczelni Vistula (d. Wyższa Szkoła Ekonomiczno-Informatyczna w Warszawie)