Premier Donald Tusk zapowiedział dziś, że ma zamiar porozmawiać z Edmundem Klichem, akredytowanym przy komisji badającej okoliczności katastrofy pod Smoleńskiem. Rozmowa ma dotyczyć ostatnich wypowiedzi Klicha dla mediów, w których ujawnił on niektóre ustalenia ze śledztwa w sprawie katastrofy.

Tusk - który odpowiadał na pytania dziennikarzy po czwartkowym posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego - zaznaczył, że Klich został akredytowanym przy MAK (Międzypaństwowym Komitecie Lotniczym), ponieważ "miał kilka atutów".

"Przede wszystkim jest od lat szefem cywilnej komisji do badania wypadków lotniczych. Od pierwszych godzin był w Smoleńsku, potem w Moskwie. Coś co nie (było) bez znaczenia przy tych emocjach wokół katastrofy - został też szefem tej komisji za rządów moich poprzedników, co ma znaczenie dla poczucia, że to postępowanie jest ze strony polskiej traktowane bardzo serio i równocześnie neutralnie" - mówił premier.

Dodał, że podczas rozmów E. Klich "sprawiał wrażenie człowieka, który w sposób dojrzały przestrzega przed formułowaniem przedwczesnych wniosków".

Premier powiedział również, że przestrzegał Klicha przed "przesadną wylewnością". "Kilku moich rad nie posłuchał. Uważam, że jego zadanie polega przede wszystkim na tym, aby pilnować - mówiąc wprost - Rosjan w czasie postępowania - i to robi bardzo rzetelnie, a nie żeby być w studiach telewizyjnych" - dodał szef rządu.

Jak podkreślił, nie ma żadnych wątpliwości "co do fachowości i pełnego zaangażowania" E. Klicha. "A jeśli chodzi o sposób postępowania z mediami, to podejrzewam, że tutaj brak doświadczenia daje o sobie znać" - ocenił Tusk.

"Klich nie ma złej woli, tylko nie zna świata mediów"

Zapowiedział, że będzie rozmawiał z E. Klichem. "I już bardzo wyraźnie przedstawię mu mój pogląd w tej sprawie to znaczy: rzadziej, precyzyjniej" - powiedział premier. W jego opinii, akredytowany "nie ma złej woli", tylko nie zna świata mediów.

W poniedziałek, w programie TVN "Teraz my" Klich ujawnił, że na kilka minut przed katastrofą prezydenckiego TU-154 do kabiny pilotów wszedł dowódca Sił Powietrznych gen. Andrzej Błasik i został tam do końca. W środę z kolei mówił w radiowej "Trójce", że załoga samolotu wiedziała, że schodzi na wysokość 20 metrów.